Rozdział 18: Łukasz

3.4K 169 224
                                    

- Co będziemy dziś robić? - zapytałem mojego chłopaka, gdy wsiadł do mojego auta.

Był wtorek i dochodziła 22. Mogliśmy albo iść do klubu, albo nie wiem... Pojeździć po mieście, posiedzieć gdzieś.

- Jedziemy po jakiejś żarcie na wynos i będziemy oglądać jakiś film? - zaproponował. - Albo zamówimy... Dlaczego nie chciałeś wejść na górę? - zdziwił się.

- Bo twoja mama jest - oznajmił, a Marek się roześmiał. A mi naprawdę było głupio się z nią teraz spotkać! No kurde! Czy kogoś to dziwi?!

- Boże, Łukasz! - śmiał się. - Możesz byś pewien, że ona nie poruszy tego tematu... I mnie ostatnio przepraszała, że nam tak wbiła... - pochylił się w moją stronę i dał mi buziaka. - Gaś silnik i chodź - dodał i wysiadł z auta. Zrobiłem o co prosił i dołączyłem do niego.

Weszliśmy do domu i cicho poszliśmy na górę. Jednak nie zamawialiśmy jedzenia, doszliśmy do wniosku, że obejrzymy po prostu jakiś film i ja pojadę do siebie.

- Co oglądamy? - zapytał Marek, siadając na łóżku po turecku.

- To niezdrowe - wskazałem na to jak siedzi Marek.

- Dlaczego? - zdziwił się.

- Bo masz nienaturalnie ułożone biodra... W sensie zrotowaną głowę kości udowej i to, że masz tak ugięte kolanach też nie jest dobre, bo rzepka jest przed mięśnie dociśnięta do kości, a to powoduje nadmiernego ścieranie chrząstki... Czy jakoś tak... Nie pamiętam już... No i kolano jest maksymalnie ugięte*.

- Skąd masz takie informacje? - zaśmiał się.

- Dominika mi powiedziała - oznajmiłem. Jest to narzeczona mojego kuzyna, która jest fizjoterapeutką.

- No dobra - Marek wyciągnął nogi przed siebie. - To co oglądamy?

- Wybierz sam. Mi wszystko jedno - wyciągnąłem rękę i położyłem ją na jego plecach i muskałem je przez materiał koszulki.

- Jak zawsze - zauważył i się zaśmiał lekko. W końcu włączył jakiś film i odłożył pilot na podłogę przy łóżku, a potem przytulił się do mojej klatki piersiowej. Objąłem go ramieniem i wodziłem palcami po skórze na jego boku, bo wsunąłem dłoń pod jego koszulkę.

Marek co chwilę zdzierał głowę, abym go pocałował, a ja mu oczywiście tego nie odmawiałem. Uwielbiam go całować. I robić mu malinki. Niech wszyscy wiedzą, że jest mój.

- Zostaniesz na noc? - szepnął w moje usta.

- Nie mogę, skarbie. Jutro mamy szkołę - przeczesałem palcami moje włosy.

- No weź - dał mi buziaka. - Zostań ze mną.

- Moja mama by mnie zabiła chyba - zaśmiałem się. No aż tak drastycznie to by nie było, ale byłaby na mnie zła.

- Obronię cię - objął mnie mocniej. - Zostań ze mną.

- Kotku, mamy lekcje na 8 jutro - przypomniałem mu. - Musielibyśmy bardzo wcześnie wstać żeby jeszcze do mnie jechać... A wiesz, że ja i wczesne wstawanie to nie jest symbiotyczne połączenie - zażartowałem, a Marek oparł czoło o moją skroń.

- Mam wyciągnąć ostateczny argument? - uśmiechnął się.

- Poujeżdżasz mnie? - zażartowałem, a on się roześmiał.

- Nie - odparł ze śmiechem. - Jak zostaniesz... - przycisnął usta do mojego ucha - to zrobię ci rano loda.

- O Jezu - westchnąłem, a Marek się zaśmiał. Wiedział, że już mnie urobił, bo uwielbiam jak mi obciąga i nie odmówię tego.

PS. Kocham cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz