10 • historia tego, który zwariował

558 82 31
                                    

  Red Riot nie wiedział, czy będzie potrafił normalnie odezwać się do Pinky po tym, co zrobiła. Kobieta zresztą sama chyba postanowiła taktownie go unikać, bo przez resztę wieczora nawet na niego nie spojrzała. 

  Jak Pinky Red Riot spokojnie mógł ignorować, tak Cellophane i Deku nie byli na tyle wspaniałomyślni, by dać mu spokój. Podążali za nim krok w krok i wciąż szeptem pytali się go o to, czy Dabi wie. Zupełnie jakby sami nie znali odpowiedzi.

  Sęk tkwił w tym, że Red Riot wcale nie chciał dopuszczać do siebie, a tym bardziej do nikogo innego, że jego sekret się wydał, i to tylko i wyłącznie przez jego własną naiwność. 

  Niestety nie mógł unikać przyjaciół wiecznie, a Cellophane postanowił przypomnieć mu o tym, gdy, po ogłoszeniu ciszy nocnej, z zaciętym wyrazem twarzy rozkazał mu opowiadać o wszystkim, co zaszło między nim a doktorem.

  — Nic się nie stało — mruknął Red Riot w odpowiedzi i wpełzł pod kołdrę, zakrywając się nią po uszy.

  — Cholera, Red, weź się ogarnij! — warknął Cellophane zrzucając przyjaciela z łóżka, na co ten podniósł na niego oburzony wzrok. — Co ci się dzieje?! 

  — Staram się uratować nam wszystkim tyłki, racja, nic wielkiego — syknął cynicznie Red Riot wymownie gasząc światło, które chwilę później na przekór zostało zapalone.

  — Nie zgaszę, póki nie opowiesz mi wszystkiego. — Cellophane zakrył dłonią włącznik.

  — W takim razie będziesz tu stać całą noc, powodzenia.

  — Nie, ja z tobą nie wytrzymam. Po prostu mi powiedz, że Dabi wie i miejmy to z głowy!

  — Dobrze! Dabi wie, proszę cię bardzo. Zabronił mi spotykać się z Ground Zero, chyba że oddam mu dziennik — warknął Red Riot, z powrotem gramoląc się na łóżko. — Dasz mi wreszcie spokój?

  Cellophane powoli odsłonił włącznik i osunął się na łóżko, chowając twarz w dłoniach.

  — Chyba... chyba nie zamierzasz mu go oddać, no nie? — wyszeptał wreszcie, a Red Riot uniósł brwi.

  — Oczywiście, że zamierzam — fuknął.

  Cellophane westchnął i pokręcił głową.

  — Nie, nie pozwolę ci na to.

  Powoli uniósł wzrok na twarz rozmówcy, który wyglądał na tak wściekłego i zaskoczonego równocześnie, że mężczyzna mimowolnie się wzdrygnął.

  — Słucham? — wysyczał Red Riot najbardziej jadowitym głosem, na jaki było go stać i powoli usiadł na materacu.

  — Dziennik jest nam potrzebny, dobrze o tym wiesz. To nasz najważniejszy dowód, bez niego raczej nie uda nam się...

  — Nie obchodzi mnie to! — przerwał mu wściekle Red Riot, gwałtownie wstając. — Ground Zero mnie potrzebuje!

  — Tyle czasu poradził sobie sam, to da radę jeszcze ze dwa tygodnie.

  — Czy ty siebie słyszysz?! Ground Zero...

  — Ground Zero to, Ground Zero tamto! Człowieku, stawka toczy się o nasze życia! Nie możemy ich ryzykować dla jakiegoś wariata! — krzyknął Cellophane, również zrywając się na nogi.

  — Odszczekaj to, Ground Zero nie jest żadnym... — zaczął Red Riot, zaciskając dłonie w pięści, ale przerwało mu ciche skrzypnięcie drzwi, gdy otworzyły się, a zza nich wyszedł Ingenium, wymachując rękami na wszystkie strony.

Otwarta klatka ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz