11 • ryzykując osiągniesz więcej?

482 75 54
                                    

  Red Riot nie widział zupełnie nic. Otaczała go ciemność, wszechogarniająca i wszechobecna, przerażała go. 

  Gdzie on, do cholery, był?

  — Wstałeś już? — Zerwał się na nogi, obracając gwałtownie. Spodziewał się zobaczyć kogoś przed sobą... przy czym oczywiście znowu nie zobaczył nic.

  — U-uspokój się. — Ponownie usłyszał ten głos, tym razem drżący.

  Tak, wreszcie sobie przypomniał. Poprzedniej nocy... a może nadal była noc? W każdym razie przyszedł do Ground Zero, porozmawiali, a później zdjął noktowizor, tylko na chwilkę, bo bolała go od niego głowa i... i pewnie to wtedy zasnął. 

  — Przepraszam — mruknął, zdając sobie sprawę, że gwałtownymi ruchami musiał narobić choć minimalnego hałasu i tym samym przestraszyć mężczyznę. — Zapomniałem, że tu jestem — wyjaśnił, kucając i przeszukując rękami podłogę w poszukiwaniach noktowizora. Gdy wreszcie go znalazł, zauważył, że Ground Zero siedział na swoim łóżku... no, a raczej desce, na której spał. 

  — Też tak miałem na początku. Idzie się przyzwyczaić, pewnie jeszcze trochę tu posiedzę.

  — Nie mów tak.

  — Dlaczego?

  — Przecież coś ci obiecałem.

  Ground Zero milczał przez chwilę, beznamiętnie wpatrując się w twarz Red Riota. Wreszcie uśmiechnął się lekko, a jego spojrzenie złagodniało.

  — Racja — przyznał.

  Wtedy też Red Riot przypomniał sobie, że tak naprawdę może być środek dnia, a w takim wypadku na pewno doktorzy zaczną go szukać, Pinky może zechcieć opowiedzieć jeszcze doktorowi Shigarakiemu o jego ,,bzdurach" i... i!

  I wtedy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Dłoń, która na pewno nie należała do Ground Zero.

  — Usiądź, Red Riocie. Teraz sobie porozmawiamy.

•h•e•l•p•

  — I on niby nie jest egoistą?! — krzyknął Cellophane, uderzając pięścią w biurko, a Deku skulił się na łóżku, przyciskając głowę do kolan.

  — A-ale on przecież...

  — Nie broń go! Jak dalej będzie tak robił, to wszyscy tu umrzemy!

  Deku skrzywił się. Cellophane był wściekły od samego rana, a konkretniej od momentu, w którym zdał sobie sprawę, że Red Riot wybył gdzieś w nocy i nigdzie nie można go znaleźć. Wtedy też natychmiast doszedł do wniosku, że musi on być...

  — Cholera, on myśli tylko o Ground Zero! Czy ten człowiek naprawdę jest ważniejszy od nas, jego przyjaciół?! — Wyrzucił ręce do góry i zatrzymał się na moment, przerywając sobie wędrówkę po niewielkim pokoju. — Zna go może z tydzień, nie wiem ile! Wiele przeżył, jasne, ale chyba nie trzeba go non stop niańczyć!

  — Red Riot go lubi... bardzo — wyjąkał w końcu Deku, starając się jakoś obronić mężczyznę, równocześnie nie podpadając za bardzo wzburzonemu Cellophane. — Może po prostu potrzebuje jego towarzystwa do... do, bo ja wiem, zachowania... przytomności u-umysłu? — Widział, jak wyraz twarzy rozmówcy z wściekłego zmienia się w rozczarowany i zdał sobie sprawę, że jego żałosne, poplątane tłumaczenia tylko pogorszyły sytuację.

  — Masz rację — wyszeptał Cellophane, a Deku uniósł brwi, zaskoczony, że nie został potraktowany kolejnym wrzaskiem z jego strony. — Tak, masz rację, nie patrz tak na mnie. Nie obchodzimy Red Riota, Chargebolt wspiera nas raczej tylko mentalnie... musimy wziąć sprawy we własne ręce! — zawołał, a mężczyzna przed nim westchnął cicho, nie mając siły, by dalej protestować. — Nie możemy dopuścić do tego, żeby Red Riot oddał Dabiemu dziennik.

Otwarta klatka ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz