— Katsuki, ja... — zaczął Kirishima, ale Bakugo natychmiast mu przerwał, unosząc palec.
— Ktoś idzie — mruknął, a chwilę później za drzwiami rozległ się przytłumiony odgłos szybkich kroków.
Odczekali chwilę, gotowi w każdej chwili zerwać się z miejsc i ogłuszyć przeciwnika, ale na szczęście nikt nie wpadł na pomysł odwiedzenia Ground Zero w jego ciemnej celi.
— Cieszę się, że cię widzę... cieszę się, że w ogóle widzę, ale pozmawiamy później, okej? — powiedział w końcu Bakugo, wykrzywiając usta w grymasie przypominającym uśmiech. — Chcę już stąd wyjść.
— Ale...
— Eijiro, zaraz ktoś się zorientuje — kontynuował spokojnie, nawet nie zwracając uwagi na próby przerwania mu Kirishimy.
— Wiem! Ja tylko... jesteś bardzo spokojny — powiedział w końcu mężczyzna, opuszczając wzrok.
Bakugo prychnął, wywracając oczami.
— Wiesz, miałem trochę czasu na wyciszenie się — zauważył, po czym podniósł się z podłogi na wciąż chwiejnych nogach.
— Pomóc ci?
— Nie, dam sobie radę. Ty masz jeszcze coś do roboty, nie? — zapytał Bakugo, po czym, nie czekając na odpowiedź, dodał: — Jeśli spotkasz Shigarakiego, walnij go ode mnie. Mocno.
Kirishima uśmiechnął się blado. Po tym wszystkim, czego się dowiedzieli, po tak długiej rozłące, naprawdę miał zostawić Katsukiego samego sobie? Z drugiej strony, opcja ciągnięcia go za sobą po całym ośrodku, by odnaleźć te cholerne akta, była jeszcze gorsza.
— Dobra, chodźmy stąd — powiedział więc tylko, a Bakugo ochoczo pchnął drzwi prowadzące do korytarza i stanął jak wryty.
— Kurczę, faktycznie jasno — jęknął, osłaniając oczy dłońmi i robiąc krok w tył.
— Jeśli chcesz, to możemy jeszcze poczekać...
— Kurwa, Eijiro, nie jestem dzieckiem. Dam sobie radę — warknął Bakugo, stanowczo ruszając z miejsca, a Kirishima niechętnie poszedł za nim.
I wtedy gdzieś z oddali rozległ się krzyk.
— Znaleźli Togę — domyślił się błyskawicznie Kirishima. — Cholera, za długo nam to zajęło — jęknął, a Bakugo spojrzał na niego z ukosa, jakby chciał spytać: ,,nam?".
— Idź, odwrócę ich uwagę — mruknął, na przemian rozchylając i zaciskając palce prawej dłoni.
— Co chcesz...?
Błysnęło, gdy gigantyczna eksplozja wybuchła tuż przed nimi. Zaraz po niej pojawiły się kolejne, ale te nie były już zasługą Bakugo, który odwrócił się do Kirishimy z szerokim uśmiechem na ustach.
— To laboratorium, Eijiro. Pełno tu łatwopalnych rzeczy.
Jak na zawołanie, gdy tylko skończył mówić, dym dostał się do ich nozdrzy, a później zobaczyli płomienie, które powoli rozrastały się, pochłaniając część przestrzeni za nimi.
Kirishima pewnie stałby tam dalej z szokiem wymalowanym na twarzy, gdyby Bakugo nie popchnął go w stronę najbliższej odnogi, a sam nie odszedł w drugą stronę.
Minęło sporo czasu i Eijiro zdążył przeszukać już dokładnie gabinet Shiagarakiego, nim zdał sobie sprawę, że w, jak mówił Katsuki, laboratorium pełnych łatwopalnych rzeczy, powinien być chociaż alarm na wypadek pożaru, a najlepiej i zraszacze na suficie. Po chwili zdziwił się jeszcze bardziej, gdy wychodząc z pomieszczenia zauważył, że zraszacze naprawdę są na swoim miejscu, ale z jakiegoś powodu się nie aktywują.
CZYTASZ
Otwarta klatka ||Kiribaku
FanfictionRed Riot mieszkał w cudownym miejscu wraz z życzliwymi ludźmi, których nazywał rodziną. Wiódł szczęśliwe życie jak z bajki, nie znał smutku; upływ czasu stał się dla niego tylko mitem. Sprawujący pieczę nad jego doskonałym losem doktorzy byli troskl...