5 • pytania bez odpowiedzi

705 93 73
                                    

   Deku z reguły nie interesował się cudzymi sprawami. Z reguły, bo czasami mu się to zdarzało. Tak też było i tym razem, gdy, idąc do łazienki w środku nocy, zauważył siedzącego na kanapie w ich salonie Red Riota. Mężczyzna wyglądał na przygnębionego, przy nikłym świetle stojącej na stole lampki ślęczał nad jakąś książką. W przypadku Ingenium, Shoto czy nawet Tsukuyomiego nie byłoby to dziwne, ale czytający Red Riot był niezwykłym widokiem, a co dopiero czytający z takim skupieniem!

  — Hej, co tam przeglądasz? Późno już — rzucił, niby od niechcenia, Deku, na co mężczyzna zareagował błyskawicznym zatrzaśnięciem, jak się okazało, zeszytu.

  Na swoje szczęście, Deku był na tyle uważnym obserwatorem, by na pierwszej stronie zauważyć napis:

  Należy do Eraserheada, nie ruszać pod żadnym pozorem.

  — Ja... to jest tylko taka książka o... narwalach. Bardzo ciekawa. Narwale życiem — ostatnie zdanie niemalże wymamrotał.

  Deku uniósł brwi, ale nie skomentował jego wymówki. Red Riot chyba musiał mieć jakiś powód, żeby kłamać. Tylko jaki?

  I kim był Eraserhead?

  — Okej, to ja ci już nie przeszkadzam, miłego czytania! — zawołał Deku i z promiennym uśmiechem poszedł do łazienki.

  Dopiero za drzwiami zmarkotniał. Nie znał Red Riota jakoś wybitnie, sam mieszkał w ośrodku zaledwie od kilku miesięcy, ale z tego, co do tej pory się o nim dowiedział, mężczyzna był jednym z tych radosnych i uczciwych ludzi, zawsze uśmiechniętych. Deku właściwie nigdy nie widział go tak smutnego, a, co zauważył dopiero teraz, Red Riot już od paru dni wydawał się być dziwnie rozkojarzony. Tylko dlaczego? Pod pieczą Shigarakiego mało kto potrafił znaleźć powody do narzekania i smutku (Tsukyomi się nie liczył), a atmosfera błogiej sielanki wykluczała wszelkie problemy. Coś musiało być bardzo nie w porządku.

  Gdy wracał z łazienki, w salonie nie było ani mężczyzny, ani zeszytu.

•h•e•l•p•

  Był już prawie ranek, a Red Riot nadal nawet nie zmrużył oka. Teoretycznie miał zamiar przeszukiwać dziennik w celu odnalezienia jakichkolwiek wskazówek czy zapisków, które mógł przeoczyć... tak naprawdę myślał tylko o Ground Zero.

  Nie potrafił pojąć jego rozumowania. Wyglądało na to, że w pewnym stopniu zaufał komuś, kogo dopiero co poznał i kto potencjalnie mógł być jego wrogiem... no, chyba że rozpaczliwie chwytał się każdej deski ratunku.

  Red Riot wiedział, że łamanie obietnic jest rzeczą, która nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie, dlatego nawet nie pomyślał o nie wywiązaniu się z danego słowa. Chciał wrócić do Ground Zero i porozmawiać z nim najszybciej, jak to możliwe. Dowiedzieć się o nim czegoś więcej, pocieszyć go i wreszcie, wreszcie móc się komuś wygadać z ostatnio bezustannie dręczących go problemów.

  Jednym z nich był Deku. Red Riot wiedział, że mężczyzna na pewno nie uwierzył w jego marną wymówkę. Ba, kto by uwierzył? Chyba tylko Chargebolt i Grape Juice byliby do tego zdolni, a i to nie było pewne. Deku należał do jednych z najinteligentniejszych ludzi w ośrodku, mógł więc na spokojnie wysnuć niepożądane wnioski, wyłożyć je doktorowi Shigarakiemu i tym samym skazać Red Riota na żywot podobny lub taki sam do tego Ground Zero albo... albo na to, co spotkało Eraserheada, All Mighta, Midnight i całą resztę ludzi, którzy tak naprawdę niczym nie zawinili.

  Red Riot miał więc problemy i brak pomysłów na ich rozwiązanie.

  Zanim podszedł do drzwi od sektora zakazanego, rozglądnął się uważnie po salonie wspólnym, by jeszcze raz sprawdzić, czy aby na pewno jest sam. Istotnie, był. Prędko podniósł się więc z dużej, stojącej w rogu pomieszczenia kanapy i ostrożnie ruszył w stronę wejścia.

  — Przestań, Shoto, doktor Shinso jest wspaniały. Ja się nie czepiam twojego związku z Deku, to ty się nie czepiaj mojego! — zawołał Chargebolt, wychodząc z męskiej części i idąc do salonu, w którym Red Riot starał się nie zejść na zawał. 

  — Żaden z nas nie jest w żadnym związku — mruknął nieco zarumieniony Shoto, dołączając do brata. Oboje byli ze sobą bardzo blisko, w końcu do ośrodka zostali przywiezieni jako dzieci, i choć prawdopodobnie w żaden sposób nie byli ze sobą spokrewnieni, traktowali się jak rodzeństwo. — A poza tym, nie rozumiem o co ci chodzi z Deku — dodał, na razie nie zwracając uwagi na przerażonego Red Riota, który właśnie próbował dyskretnie się wycofać, w czym nie pomagał fakt, że stał stanowczo za blisko wejścia do sektora zakazanego.

   — Oj tam, przecież widzę, jak na niego patrzysz. — Chargebolt dał mu kuksańca w bok i uśmiechnął się złośliwie. — Shoto się zakochał, Shoto się zakooochał!

  — Jak dziecko — westchnął mężczyzna i prędko zakrył mu usta dłonią. — Cicho, bo jeszcze ktoś cię usłyszy... jak długo tu jesteś, Red Riocie? 

  Chargebolt uniósł zdumiony wzrok na stojącego naprzeciw nich mężczyznę, który wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię i zostać tam już na zawsze.

  Co, logicznie patrząc, było niewykonalne, byli przecież na piętrze.

  — Nic nie słyszałem. Nic a nic — powiedział po chwili Red Riot, wiedząc, że znowu nie brzmi zbyt przekonująco. Przeczuwał jednak, że w ciągu najbliższych dni bardzo podszkoli się w kłamaniu. Nie wiedział tylko czy to dobrze, czy źle.

  Shoto ciężko westchnął. 

  — Dobrze, zrobimy tak. Ja nic nie powiem doktorowi Shigarakiemu, ty nic nie powiesz Deku.

  — N-nie rozumiem, do czego zmierzasz... — zająknął się Red Riot, rozpaczliwie pragnąc znaleźć jakąś wymówkę. 

  — Chciałeś wejść do sektora zakazanego, oboje dobrze o tym wiemy. Nikomu nic nie powiem, Charge też nie, ale ty nie możesz nic mówić o... o mnie i o Deku.

  — Czyli jesteście razem! Wiedziałem! — zawołał Chargebolt, uśmiechając się triumfalnie.

  — Cicho, przeszkadzasz — mruknął Shoto, lekko się rumieniąc.

  Red Riot wziął głęboki oddech. Jest dobrze. Nie ma po co panikować, Shigaraki o niczym się nie dowie.

  Oby.

  — Będę milczał jak grób — powiedział, próbując się uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko uśmiechopodobny grymas. No cóż, bywa.

  Shoto skinął głową i, bez zbędnych ceregieli, zszedł po schodach na dół. Chargeblot chciał ruszyć za nim, ale zatrzymał się w pół kroku.

  — Tak właściwie, to po co chciałeś wejść do sektora zakazanego? — zapytał, a Red Riot w myślach znowu zaczął się modlić o jakąś dobrą wymówkę.

  — Chciałem zapytać się o coś doktora Shinso — palnął, zanim zdążył się nad tym zastanowić.

  Chargeboltowi z podekscytowania zaświeciły się oczy.

  — Doktora Shinso? W takim razie idę z tobą, stary! — zawołał, a Red Riot miał ochotę przybić sobie piątkę z czołem.

  — Powiedziałem Shinso? Miałem na myśli Dabiego!

  Chargebolt popatrzył na niego podejrzliwie, ale zaraz potem znowu się uśmiechnął.

  — Dabi chyba jest na dole, ale...

  — ...powiedziałem Dabiego? Miałem na myśli Shigarakiego! — krzyknął desperacko Red Riot, nie pozwalając mu dokończyć. — A na ciebie chyba czeka Shoto, idź do niego! — Popchnął Chargebolta w stronę schodów.

  — Wiesz, mogę ci...

  — Nie, nie, jest okej! Dam radę sam i w ogóle! Pa! — Red Riot ostatni raz pomachał w stronę zdezorientowanego Chargebolta i westchnął z ulgą, gdy ten wreszcie zniknął mu z oczu. — O mały włos — mruknął sam do siebie, po czym prędko wpisał kod i chwilę później ruszył korytarzem do celi Ground Zero.

Otwarta klatka ||KiribakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz