Rozdział 9

226 14 2
                                    

- Słuchajcie ! - zdyszana Martha podbiegła do nas.
- Co się stało ? - Axel podszedł bliżej.
- Mam dwie ważne wiadomości.
- Słuchamy - uśmiechnęłam się.
- Jedna wiadomość jest taka że przyszły nasze stroje. Twoja ciocia już je przysłała. A druga jest taka że zostaliśmy poproszeni o rozegranie meczu towarzyskiego z jakąś drużyną z Polski.
- Chętnie z nimi zagramy. - odwróciłam się i popatrzyłam na drużynę. - Prawda chłopaki ?
Odpowiedziały mi radosne okrzyki.
Tak całkiem szczerze to ciekawi mnie ta drużyna. Mam tyle pytań do nich. Spojrzałam na Marthę. Wyglądała na trochę przybitą.
- Coś się stało ? - położyłam jej rękę na ramieniu.
- Nic takiego - spróbowała się uśmiechnąć.
- Przecież widzę że coś jest nie tak - spojrzałam jej w oczy.
Zobaczyłam tam różne uczucia. Jakby ból, złość i odraza mieszały się razem by stworzyć mieszankę wybuchową.
- To długa historia - odwróciła wzrok.
- Mam dużo czasu. Po prostu opowiadaj. - usiadłam na ziemi i poklepałam miejce obok siebie nakazując jej usiąść.
- Chodzi o tą drużynę.
- Co jest z nią nie tak ? - podniosłam brew.
- Nie w tym rzecz. Ja kiedyś chodziłam do tej szkoły. Wtedy kiedy mieszkałam w Polsce. - westchnęła i zaczęła bawić się swoimi paznokciami.
- I tym się tak bardzo przejmujesz ? - zaśmiałam się.
- Opowiem ci coś. Może wtedy zrozumiesz o co mi chodzi.
- Zaczynaj.
- W tej szkole była dziewczyna. Każdy zawsze ją lubił. Była miła, pomocna i towarzyska. Niestety los odebrał jej osoby, które bardzo kochała. Przez to stała się inna. Swoje prawdziwe uczucia, ból, strach, roztrzęsienie i wiele innych chowała przed światem pod maską wrednej, nieczułej i aroganckiej dziewczyny. Miała swój mały szkolny gang. Razem dokuczali innym. Byli taką szkolną elitą. Sami najprzystojniejsi chłopcy, najładniejsze dziewczyny i ona. Po prostu rządzili szkołą. Ona jednak musiała wyjechać tak z dnia na dzień. Bez słowa pożegnania opóściła przyjaciół. Zostawiła ich. Mimo tego że kochała ich wszystkich jak rodzeństwo i wiedziała że ciężko będzie im się pozbierać. Wyjechała. Zmieniła się. Na lepsze. Znów stała się tą miłą dziewczyną. Teraz nie żyje przeszłością. Patrzy na świat optymistycznie. Ta dziewczyna nazywa się Martha. I właśnie z tobą rozmawia. - pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
- Tak mi przykro - objęłam ją ramieniem. - Boisz się że oni nadal będą widzieć w tobie tą wredną dziewczynę prawda ?
Pokiwała głową na znak potwierdzenia.
- Nie martw się. Będzie dobrze.
- Dziękuję - szepnęła i przytuliła się do mnie.
- Dobra ja wracam na trening. Potem przyjdziemy po stroje. - wstałam i pomachałam jej.

××××××××××

Stałam na boisku i czekałam aż polska drużyna w końcu przyjedzie. Z nudów zaczęłam podbijać piłkę. Strzelałam do bramki gdy usłyszałam warkot silnika. Odwróciłam się w tą stronę, z której dochodził dźwięk. Zobaczyła duży autokar wypełniony skaczącymi i wygłupiającymi się chłopakami. Zauważyłam że niektórzy przyglądają mi się. Niestety jak to ja trochę się speszyłam co zaskutkowało tym że lekko się zarumieniłam. W końcu pojazd się zatrzymał. Wyszli z niego zawodnicy drużyny Orły. Jeden chłopak szczególnie rzucił mi się w oczy. Ubrany w biały strój z niebieską opaską na ramieniu. Miał blond włosy, przystojną twarz i dobrze zbudowaną sylwetkę. Muszę przyznać że był nieco pociągający.
Czemu akurat ja muszę ich oprowadzać ? Ah no przecież ty jesteś kapitanem. Bla bla bla. Mark nie zesraj się czasem.
Kopnęłam piłkę wciąż zamyślona.
- Au - usłyszałam.
- Oj przepraszam - pochyliłam głowę gdy podbiegłam do naszych gości.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział mi chłopak z opaską.
- Jestem Annabeth Jackson kapitan drużyny Zjednoczone Imperium. - wyciągnęłam dłoń
- Szymon Nowak kapitan drużyny Orły - kapitan uścisnął ją.
- Dobrze S-z. Sy- mo...uh chyba nie wypowiem tego imienia. Nie jestem w stanie... - lekko się jąkałam.
- Simon wystarczy - uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów.
- Umm...Simon możemy już iść czy chcecie najpierw wyciągnąć bagaże ? - odwzajemniłam uśmiech.
- Możemy iść od razu. Po bagaże wrócimy później.
- Dobrze - odwróciłam się a chłopcy z przeciwnej drużyny ruszyli za mną.

Simon pov
Oni zachowują się gorzej niż małpy w zoo. Popatrzyłem przez okno. Nasz autokar przejeżdżał przez bramę Gimnazjum Raimona. Nagle zobaczyłem na boisku dziewczynę. Dziewczynę ubraną w strój Zjednoczonego Imperium. Zdziwiłem się.
- Ej chłopaki patrzcie - zwróciłem się do moich kolegów.
- Dziewczyna gra w piłkę ? - zdziwił się Łukasz.
- Chyba tak - odpowiedziałem mu.
- Całkiem ładna. Takie 11/10 - zaśmiał się Radek.
- Ej ogarnij się. Ona i tak z tobą nie będzie. Pewnie już ma chłopaka - Kuba popatrzył na niego z ukosa.
- Pożyjemy zobaczymy - Radek wzruszył ramionami.
W tym momencie dziewczyna spojrzała na nas. Usłyszałem jak kilku chłopaków cichutko wzdycha. Faktycznie była bardzo ładna. Lekko się zarumieniła i szybko odwróciła wzrok. W końcu nasz transport zatrzymał się. Wysiedliśmy. Zamyślona dziewczyna kopnęła piłkę w naszą stronę.
- Au - Radek złapał się za głowę.
- Oj przepraszam - podeszła i spuściła głowę.
- Nic nie szkodzi - odwróciłem się do niej.
- Jestem Annabeth Jackson kapitan drużyny Zjednoczone Imperium. - uśmiechnięta podała mi rękę.
- Szymon Nowak kapitan drużyny Orły - uścisnąłem jej drobną dłoń.
- Dobrze S-z. Sy- mo...uh chyba nie wypowiem tego imienia. Nie jestem w stanie... - zaczęła się uroczo jąkać.
- Simon wystarczy - uśmiechnąłem się do niej.
- Umm... Simon możemy już iść czy chcecie najpierw wyciągnąć bagaże ? - odwzajemniła mój uśmiech.
- Możemy iść od razu. Po bagaże wrócimy później.
- Dobrze - odwróciła się a my poszliśmy za nią.

Annabeth pov
Ci chłopcy są naprawdę bardzo mili i zabawni. Płakałam przy nich ze śmiechu. Opowiadali mi różne polskie kawały. Takie o Jasiu i blondynkach. Oprowadziłam ich po całym podwórku szkolnym. Potem oni udali się po bagaże. Pierwszy podszedł do mnie dość niski chłopak z ciemnobrązowymi włosami.
- Mogłabyś zaprowadzić mnie do pokoju ? - na twarzy pojawił mu się firmowy uśmiech. - Tak w ogóle Radek jestem.
- Annabeth. Ale możesz mi mówić Anna lub Any. Chodź za mną.
Dobra z niego to taki typowy kobieciarz. Muszę na niego uważać.

Gdy zaprowadziłam wszystkich do budynku mieszkalnego wróciłam na boisko. Zauważyłam tam Simona, który strzelał do bramki.
- Orzeł ! - wykonał swoją technikę.
- Cześć ! - podbiegłam do niego.
- Nie strasz mnie tak Any - położył rękę na klatce piersiowej.
- Przepraszam - lekko się uśmiechnęłam. - Może pogramy razem ?
- Okej. Na jakiej pozycji grasz ?
- Na każdej - uśmiechnęłam się a on otworzyła szerzej oczy. - Mogę iść na bramkę.
Udałam się w stronę bramki. Stanęłam przed nią i wyciągnęłam z kieszeni rękawice.
- Możesz strzelać - odpowiednio się ustawiłam.
- Orzeł ! - Simon kopnął piłkę.
Nagle na niebie pojawił się orzeł trzymający piłkę w szponach.
- Bramy Olimpu ! - zamknęłam wrota.
Orzeł wypuścił a właściwie wyrzucił piłkę tak że rozpędzona leciała na bramkę. Uderzyła w złote wrota. Z łatwością się przebiła. Poczułam ból gdy piłka zderzyła się z moim brzuchem a następnie wpadłam z nią do bramki. Chłopak zaśmiał się cicho.
- Nas się nie lekceważy - dodał na odchodne.
Tego dnia więcej go nie zobaczyłam.

𝐚𝐧𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫 𝐬𝐭𝐨𝐫𝐲 𝐚𝐛𝐨𝐮𝐭 𝐥𝐨𝐯𝐞 || 𝐢𝐧𝐚𝐳𝐮𝐦𝐚 𝐞𝐥𝐞𝐯𝐞𝐧 ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz