Rozdział 22

157 13 4
                                    

- Jesteś pewna że masz wszystko ? - zapytałam Tiny, która zapinała walizkę.
- Jestem. Na pewno nie zabierzesz się z nami ? - spojrzała na mnie smutno.
- Nie jestem wam do niczego potrzebna. Macie jeszcze do pomocy Silvię, Celię i Cammy. Pięć menadżerek i Martha w drużynie. Poradzicie sobie z tymi dzikusami - odwróciłam wzrok.
- Skoro taka jest twoja decyzja - westchnęła.
- Daj znać jak dolecicie. Żebym wiedziała czy mam ściągać z Ameryki FBI czy jeszcze nie - lekko się uśmiechnęłam.
- Tak jest pani kapitan - również się uśmiechnęła.
- Idź już bo się spóźnisz. Będę tęsknić. Pozdrów ich ode mnie. - przytuliłam się do Tiny - Powodzenia. Wierzę że moje Smoki są w stanie wygrać.
- Dobrze pozdrowię ich. Dzięki za wiarę w nas. Wszystko im przekażę. - wzięła walizkę do ręki i zniosła ją na dół.
Poszłam za nią. Ubrała buty i już jej nie było. Zamknęłam za nią drzwi i poczekałam aż zniknie z pola widzenia. Potem poszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z pod łóżka do połowy spakowaną walizkę.

Kilka dni wcześniej
- Chciał mnie pan widzieć, panie Travis - podeszłam do mężczyzny.
- Tak. Chciałem byś coś dla nas zrobiła.
- Co to ma być ? - zaciekawiłam się.
- Chciałem żebyś była naszym głównym informatorem.
- Co ma pan na myśli ?
- Chciałbym byś poleciała na wyspę Lioccot i żebyś była kimś w rodzaju szpiega. Oglądałabyś treningi naszych przeciwników, oglądała inne mecze. Załatwię ci nawet całą papierologię i zostałabyś dziennikarką na czas turnieju. Co ty na to ?
- To dobry pomysł. Zgadzam się.
Podaliśmy sobie ręce i rozeszliśmy się w swoje strony.

Dopakowałam walizkę i ją zamknęłam. Spojrzałam na zegarek. 16.00. O 20.00 mam lot, a o 18.00 muszę być na lotnisku. Wyszłam z domu i skierowałam się do szpitala. Weszłam do budynku i udałam się na piętro drugie do sali numer 7. Zamknęłam za sobą drzwi, wzięłam krzesło i usiadłam między dwoma łóżkami.
- Hej. Dobrze was znów zobaczyć. Za chwilę mam lot na wyspę Lioccot. Będę głównym informatorem reprezentacji Japonii. Uwierzycie że to moja stara drużyna. Ta którą sama stworzyłam. - uśmiechnęłam się smutno - Będę się już żegnać. Do zobaczenia po turnieju.

Wyszłam z sali. Poszłam do domu. Sprawdziłam czy na pewno wszystko wzięłam. Zabrałam walizkę i zaniosłam ją na dół. Część rzeczy spakowałam do dużej torebki, wzięłam wszystko co potrzebne, wyszłam przez drzwi ówcześnie je zamykając. Zamówiłam sobie taksówkę. Gdy samochód podjechał włożyłam walizkę do bagażnika po czym wsiadłam na tylne siedzenie i zapięłam pasy. Droga minęła szybko. Po 25 minutach byłam już na lotnisku. Po odbyciu całej odprawy skierowałam się do dużego holu, w którym miałam poczekać na samolot. Wkrótce pojawił się komunikat że osoby czekające na odlot na wyspę Lioccot proszone są o stawienie się w bramce 15. Poszłam tam z całą grupą innych zagorzałych kibiców. Gdy już znalazłam swoje miejsce w samolocie otworzyłam książkę. Z pomiędzy kartek wypadło zdjęcie. Była na nim cała drużyna i wszystkie menadżerki łącznie z trzema nowymi. Mark trzymał piłkę w rękach, a Axel i Byron trzymali transparent z napisem " Kochamy cię Annabeth ! "
~ To pewnie sprawka Tiny. Mówiłam jej że zamierzam przeczytać tą książkę ~ pomyślałam.
Jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie.
- Ja też was kocham - szepnęłam sama do siebie i przytuliłam zdjęcie do piersi.

Mark pov
W czasie trzygodzinnego lotu miałem dużo czasu na rozmyślanie. Patrzyłem w okno i cały czas myślałem o tym co powiedziała nam Anna gdy byliśmy w szpitalu.

Tydzień temu
- Kogo tu odwiedzasz ? - zapytał Axel.
- Babcię i dziadka - powiedziała smutno.
- Czemu tu są ? Oczywiście jeśli mogę wiedzieć. - Jude podszedł bliżej.
- Oczywiście że możesz. Są tu dlatego że po wypadku są w śpiączce.
- Kiedy zdarzył się wypadek ? - spytałem.
- Jechali na nasz mecz z Akademią Królewską. Wtedy mieli wypadek. - pociągnęła nosem.
- Bardzo mi przykro - Axel delikatnie ją przytulił.
- Czy to z ich powodu nie grasz w piłkę ? - wypaliłem.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Może robię źle że o wypadek obwiniam piłkę. Tylko gdyby nie jechali na ten mecz nic by się nie stało. Przyrzekłam że nigdy więcej nie zagram w piłkę. Zrobiłam to pod wpływem emocji. Dziś chciałam im powiedzieć że nie zagram dopóki oni tu śpią. - po jej policzkach zaczęły spływać krople słonej cieczy.
Odwróciła się do leżących na łóżkach staruszków.
- Słyszeliście ? Dopóki śpicie, nie zagram w piłkę - leciutko się uśmiechnęła.
- Czyli jest szansa że do nas wrócisz ? - na jej słowa w moim sercu pojawiła się nadzieja.
Nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i podniosła się z krzesła.
- Nie to że was wypraszamy ale ja już się będę zbierać.
Wyszliśmy z sali, a ona zamknęła za nami drzwi po czym z rękami w kieszeniach udała się w swoją stronę.

- Czyli jest szansa na to że wróci ! - ucieszył się Harley.
- Trzeba mieć nadzieję. Ale nic nie zostało przez nią potwierdzone - mruknąłem.
- Ale my wierzymy. Tak samo jak ty wierzysz że mecz zawsze może się zmienić dopóki piłka jest w grze. - uśmiechnął się Jordan.
- I ja też wierzę - uśmiechnąłem się do nich.
- Ciekawe czy będzie oglądać nasze mecze - zamyślił się Shawn.
- Chyba będzie. - powiedział Jude.
- Zawrzyjmy umowę - wypaliłem.
- Jaką ? - zainteresował się Caleb.
- Każdy mecz, każdy gol, każdą obronę lub nieprzepuszczoną bramkę będziemy jej dedykować - uśmiechnąłem się szeroko.
- Wchodzę - Byron wyciągnął rękę do przodu.
- Ja też - teraz Xavier położył swoją dłoń na dłoni blondyna.
- I ja - trzecia ręka należała do Aidena.
Każdy dołączył swoją dłoń. Na końcu ja położyłem swoją.
- Za Annabeth ! - krzyknąłem.
- Za Annabeth ! - krzyknęli chłopcy.
Zapadła miła dla ucha cisza. Spojrzałem za okno. Słońce zachodziło. Chmury były tu różowe, fioletowe i pomarańczowe. Mówi się że gdy ktoś umrze Bóg pozwala mu pomalować niebo.
~ Annie na pewno by się podobało ~ pomyślałem.
Przejechałem wzrokiem po drużynie. Ich roześmiane twarze. Ich widok napełniał moje serce ciepłem. Wyciągnąłem z torby opaskę kapitana. To nie była moja drużyna. To drużyna Anny. Jej spełnienie marzeń.

- Zaopiekuj się nimi - spojrzała na mnie ze łzami w oczach i podała mi opaskę.

Zamierzałem dotrzymać słowa, zaopiekować się imperialnymi smokami. Dla Annabeth. Miałem wielką nadzieję że któregoś dnia ta srebrna opaską zalśni w promieniach słońca na jej ramieniu.
- Przyrzekłem że dotrzymam słowa. Zaopiekuję się nimi - szepnąłem - Ta opaska powinna leżeć teraz w twojej torbie.
- Mam nadzieję że jeszcze kiedyś nazwisko Jackson zalśni na murawie - usłyszałem za sobą głos Byrona.
- Uwierz mi. Nie tylko ty - uśmiechnąłem się smutno.

- Anna jeśli to oglądasz to chcę żebyś wiedziała że my nadal cię kochamy. Mamy nadzieję że zmienisz zdanie. Że wrócisz do nas. Czekamy na ciebie.

Annabeth pov
Jedna łza spłynęła mi po policzku. Ja tak bardzo ich kocham. Ranię siebie i ich. Ich tym że mnie z nimi nie ma. A siebie tym że się od nich odizolowałam. Lecz to było jedyne i mam nadzieję słuszne wyjście.

- Zaopiekuj się nimi - szepnęłam czując gulę w gardle i łzy w oczach.

-  Anna jeśli to oglądasz to chcę żebyś wiedziała że my nadal cię kochamy. Mamy nadzieję że zmienisz zdanie. Że wrócisz do nas. Czekamy na ciebie.

- Dziękuję wam. Dziękuję za to że macie nadzieję. Bo ja już całkowicie zwątpiłam w świat - uśmiechnęłam się przez łzy i delikatnie pocałowałam zdjęcie.

𝐚𝐧𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫 𝐬𝐭𝐨𝐫𝐲 𝐚𝐛𝐨𝐮𝐭 𝐥𝐨𝐯𝐞 || 𝐢𝐧𝐚𝐳𝐮𝐦𝐚 𝐞𝐥𝐞𝐯𝐞𝐧 ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz