Rozdział 24

172 11 4
                                    

Narrator pov

Na dworze rozpętała się burza. Z nieba leciały strugi deszczu. Chłodne wiosenne krople spływały po twarzach zawodników. Wszyscy ze Smoczego Imperium wznieśli głowy do góry. Patrzyli jak gdzieś w oddali chmury ciskają piękne błyskawice. Któryś z nich pomyślał : Szkoda, że jej tu nie ma. Mecz toczył się dalej. Zawodnicy Orfeusza byli szybcy. Oni jednak nie byli tak niezłomni jak Smoki. Nikt nie zwrócił uwagi na dziewczynę w stroju Imperium z czarną peleryną na ramionach. Kaptur zakrywał jej większość twarzy tak, że było widać tylko jej pewny siebie uśmiech. Podeszła ona do ławki, gdzie siedział trener Travis. Zaszokowane menadżerki zastanawiały się kto to może być i czemu ma strój drużyny. Dziewczyna powiedziała coś do trenera, a ten tylko pokiwał głową. Wstał i spojrzał na boisko, a potem zarządził zmianę zawodników.

Annabeth pov

Trener zarządził zmianę zawodników. Ściągnął Xaviera z boiska i zamiast niego postawił mnie. Ustawiłam się na miejscu napastnika. Zaczynał Orfeusz. Napastnicy podali do siebie i ruszyli do przodu. Pobiegłam do przodu. Przez chwilę kiwałam się z napastnikiem Orfeusza, ale potem zgrabnie wykonałam piruet przy okazji zabierając mu piłkę. Stanął zdekoncentrowany na boisku. Uśmiechnęłam się pod nosem. Omijałam zawodników jakby byli nieruchomymi pachołkami. Ich miny były bezcenne. Cała ta pogoda tylko mi sprzyjała. Nie przeszkadzały mi zimne krople deszczu na ciele, ani ciągłe błyskawice i grzmoty. W końcu stanęłam oko w oko z włoskim bramkarzem. Wykopałam piłkę do góry. Zgięłam się w pół, a z moich pleców wyrosły wielkie granatowe skrzydła. Pióra zawirowały wokół mnie. Uderzył piorun i całe boisko rozjaśnił blask. Mój łańcuszek z piorunem zaczął delikatnie błyszczeć. Owinęłam się skrzydłami i w tym momencie uderzył we mnie piorun. Usłyszałam kilka zduszonych okrzyków. Jego energia przeszła przez moje ciało. W okolicach mojej klatki piersiowej utworzyła się mała kula światła, która z każdą sekundą robiła się większa, aż w końcu całą mnie objęła. Gdy ta skorupka pękła rozwinęłam skrzydła na całą szerokość. Byłam ubrana w granatowy kombinezon. Moją głowę zdobiła korona z piorunów i smoczych pazurów oraz łusek. Uniosłam się w górę.
- Anioł Burz ! - krzyknęłam kopiąc piłkę.
Przedmiot zaczął się bardzo szybko kręcić. Wokół niej pojawiły się małe granatowe piórka i miniaturowe pioruny. Bramkarz chwilę się z nią siłował, ale w końcu wpadł razem z piłką do siatki.

Sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy. Spojrzałam na tablicę wyników. Jest 2:2. Chłopcy i Martha zeszli z boiska, a ja razem z nimi. Nie usiadłam razem z nimi tylko dalej stałam. Wpatrywałam się w niebo. Deszcz powoli przestał padać i niebo się rozjaśniło. Wkrótce przerwa skończyła się. Już miałam wchodzić na boisko, gdy podszedł do mnie Mark.
- Chciałem ci podziękować - uśmiechnął się i podał mi rękę.
- Nie ma sprawy - zrobiłam przerwę i odrzuciłam kaptur - To mój obowiązek, strzelać gole.
- Annabeth ? - wszyscy praktycznie jednocześnie się uśmiechnęli.
- To ja - rozłożyłam ramiona i już po chwili zostałam uwięziona w grupowym uścisku - Dobra puszczajcie.
Wszyscy szeroko się uśmiechali. Poczułam czyjeś ciepłe dłonie na swojej talii.
- Dobrze, że już jesteś - Byron mocno mnie przytulił.
- Ja też się cieszę Aniołku. Nie mogłam dłużej bez was wytrzymać - nawinęłam kosmyk jego włosów na palec.
- Tęskniłem - powiedział i dał mi buziaka w policzek.
Lekko się zarumieniłam. W tym czasie podszedł do mnie Mark.
- To chyba należy do ciebie - podał mi opaskę.
- Dzięki - założyłam ją na ramię.
Spojrzałam w jego oczy. Tańczyły tam małe ogniki radości.
- Na co czekacie ? Mamy mecz do wygrania ! - krzyknęłam i wbiegłam na boisko.

- Drodzy państwo ! Co tu się dzieje ! Annabeth Jackson, kapitan Smoczego Imperium pojawiła się na murawie - w głośnikach rozległ się głos komentatora.
Uśmiechnęłam się i pomachałam kibicom. Ludzie złoci jaki wrzask. Lekko się skrzywiłam. Druga połowa się zaczęła.

Co ja wam będę opisywać mecz. Dużo się działo. Walka była wyrównana. Mecz zakończył się remisem 3:3. Bardzo się ucieszyłam. Idziemy dalej, idziemy po zwycięstwo. Naszym kolejnym przeciwnikiem... No właśnie nasz kolejny przeciwnik. Sama nie wiem z kim gramy.

×××××××××××

- I jak ? - weszłam do pokoju dziewczyn.
- Wzięłaś tą sukienkę swojej babci ? Tak na pewno nie pójdziesz - mruknęła niezadowolona Nelly.
- Nie masz nic lepszego ? - zapytała Silvia.
- Powinnam coś mieć - mruknęłam.
- Chodź, pomożemy ci się przebrać - Celia chwyciła mnie za nadgarstek.
- Nie ! Ja dobrze wyglądam ! - próbowałam się bronić.
Martha podeszła do mnie, chwyciła mnie i po chwili byłam przez nią przewieszona. Ja i Collins jesteśmy porównywalnego wzrostu, ale ta laska jest mega silna. I tak w końcu wylądowałam w pokoju, który dzielę z Nel i Cammy.
- Widzisz masz ładniejszą sukienkę - powiedziała Camelia.
- No wiem, ale naprawdę muszę się tak stroić ? - jęknęłam.
- Jesteś kapitanem. Musisz robić dobre wrażenie - rzuciła Martha.
- Niech wam będzie - poddałam się.

Dziewczyny już zeszły. Ja jeszcze stałam przed lustrem i poprawiałam sukienkę. Włosy delikatnymi falami spływały mi po ramionach. Ozdobiłam je elegancką, srebrną spinką z piorunem. Moja sukienka wyglądała tak.

Do tego srebrne szpilki i mała srebrna torebka na łańcuszku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Do tego srebrne szpilki i mała srebrna torebka na łańcuszku. Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Stanęłam obok dziewczyn. Martha była ubrana w niebieską sukienkę. Czy to przypadek że była w kolorze włosów Swifta ? Nelly miała białą sukienkę ozdobioną kwiatkami. Sukienka Cammy była żółta z zielonymi akcentami, Celia miała szarą, Silvia fioletową, a Tiny pomarańczową.

Byłam zdziwiona tym, że przeciwna drużyna zaprasza nas na przyjęcie. Muszę przyznać, że jest bardzo miła atmosfera, a zawodnicy angielskiej drużyny - Rycerzy Królowej są naprawdę mili. Stałam sobie i podziwiałam ozdoby, aż usłyszałam za sobą głos.
- Witam.
Odwróciłam się lekko wystraszona.
- Przepraszam, że panią przestraszyłem. - powiedział niebieskowłosy chłopak.
- Ależ nic się nie stało. Jestem Annabeth Jackson. - uśmiechnęłam się.
- To zaszczyt móc cię poznać Anno - uniósł moją dłoń i złożył na niej pocałunek.
Zachichotałam cichutko.
- A ty jak się nazywasz ? - spojrzałam na niego.
- Edgar Valtinas. Jestem kapitanem. A ty ? Pewnie jesteś menadżerką. - chłopak uśmiechnął się.
- Muszę cię zdziwić ale nie. Jestem kapitanem. - rozpromieniłam się.
- Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tego. - uśmiechnął się krzywo.
- Nic nie szkodzi.
Rozległa się muzyka do walca.
- Zatańczymy ? - Edgar wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Z wielką chęcią - ujęłam jego dłoń.
Po chwili sunęliśmy po parkiecie w rytm muzyki.

Cześć siema elo wredotki !!
Mamy rozdział 24 ! Chcę wam powiedzieć, że niestety za niedługo będziemy kończyć. Chcę zrobić tak jeszcze 10-15 rozdziałów.
Jestem wam bardzo wdzięczna za te tysiąc wyświetleń. Bardzo się wzruszyłam. Jesteście wspaniali.
Mam nadzieję że się podoba.
Kocham was wredotki moje małe !!

Ta Wredna Dama

𝐚𝐧𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫 𝐬𝐭𝐨𝐫𝐲 𝐚𝐛𝐨𝐮𝐭 𝐥𝐨𝐯𝐞 || 𝐢𝐧𝐚𝐳𝐮𝐦𝐚 𝐞𝐥𝐞𝐯𝐞𝐧 ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz