Rozdział 19

169 14 7
                                    

Narrator pov
Nadeszła zima. Do balu karnawałowego zostały niecałe trzy tygodnie. Annabeth i Tiny po kilka godzin dziennie spędzały w swoich pokojach rysując projekty swoich strojów. Gdy jeden okazał się nie dość dobry trzeba było narysować nowy, nanieść wszystkie wzory, podpisy. Trochę to trwało ale wkrótce obydwa projekty zostały wysłane do mamy Tiny. I tak po tygodniu zamiast dwóch kartek wróciły dwa przepiękne stroje. Dla Annie był przeznaczony strój smoka. Czarna długa suknia ze srebrnym gorsetem i falbaną z granatowych smoczych łusek. Do tego granatowa maska przyozdobiona łuskami i srebrną nitką oraz małymi kłami pod oczami. Natomiast druga kreacja była pomarańczowo - czerwona. Przyozdobiona piórami w kolorze czerwieni, żółci i złota. Do tego była para dużych pomarańczowych skrzydeł i czerwona maska zakończona czymś na kształt dziobu ptaka. Kreacje były idealne. Nic nie mogło się z nimi równać. Zachwycone dziewczęta od razu przymierzyły swoje stroje. Leżały jak ulał. Teraz pozostało już tylko czekać na bal. Niby zostało tylko kilka dni ale dziewczyną jak zresztą całej szkole ten czas dłużył się niemiłosiernie. Aż w końcu nadszedł. Wszyscy zastanawiali się co założą ich znajomi, z kim zatańczą. Wszystko zapowiadało się wprost idealnie. Wszystko było gotowe. Wystarczyło tylko się ubrać, pojechać do szkoły i wkroczyć do zatłoczonej auli szkolnej. Niby wszystko proste i łatwe. Wieczór jak ze snów. A jednak coś miało się popsuć.

Annabeth pov
- Tiny mam spiąć włosy czy zostawić je rozpuszczone ? - zawołałam do kuzynki patrząc w lustro.
- Zostaw rozpuszczone !
- Jesteś pewna ?
- Tak !
Rozczesałam włosy i ułożyłam je. Potem pomalowałam powieki granatowym i srebrnym cieniem i dodałam kreskę eyelinerem. Wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta matową czerwoną szminką. Skupiłam się przez chwilę. Z moich pleców wyrosły skrzydła, a z głowy poskręcane rogi. Przywołałam Thunder. Pojawiła się w rozbłysku światła. Teraz stała się małym smoczkiem. Wzięłam ją na ręce i udałam się do pokoju kuzynki.
- Gotowa ? - spojrzałam na nią.
- Już. Tylko przywołam Flame.
Rozbłysło światło i pojawiła się Flame, czyli feniks Tiny.
- Możemy iść.
Zeszłyśmy na dół. Dziadek zawiózł nas pod szkołę. Weszłyśmy na korytarz. Szybko udałyśmy się w stronę auli. Wsłuchiwałam się w stukot naszych szpilek na kamiennej posadzce. Wkrótce usłyszałam muzykę dobiegającą z auli. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zabawę czas zacząć.

Narrator pov
Tiny jako pierwsza weszła do sali. W głośnikach rozległ się głos.
- Tiny Jackson szanowna menadżerka naszej drużyny !
Dziewczyna z gracją zeszła po schodach i od razu poszła w stronę reszty drużyny. Annabeth stanęła w cieniu i patrzyła na wszystkich uczniów zgromadzonych w sali. Słyszała gwar rozmów i śmiechy. Muzyka dudniła w głośnikach. W końcu postanowiła wejść na salę. Muzyka ucichła. Wszystkie spojrzenia były skierowane na nią.
- Annabeth Jackson kapitan drużyny Zjednoczone Imperium !
Schodziła po schodach trzymając swoją suknię lekko w górze. Jej mała smoczyca siedziała jej na ramieniu. Dziewczyna udała się w stronę swoich znajomych. Rozmawiali przez chwilę gdy rozbrzmiała wolna muzyka. Kilka osób złączyło się w pary i rozpoczęło powolny taniec wokół sali. Nagle przed Annie pojawili się Byron przebrany za anioła i Axel przebrany za diabła. Obydwaj mieli wyciągnięte ręce w zapraszającym do tańca geście. Anna otworzyła szerzej oczy. Została zbita z tropu. Patrzyła to na jedną rękę to na drugą aż poczuła czyjeś dłonie na swojej talii. Do tańca porwał ją Jordan przebrany za księcia. Złota korona lśniła na jego rozpuszczonych zielonych włosach, a biały garnitur był wprost olśniewający.
- Przepraszam za porwanie ale wydawało mi się to konieczne - uśmiechnął się szeroko.
- Ależ nic się nie stało - zaśmiała się delikatnie - Tak przy okazji dzięki za ratunek. Kompletnie nie wiedziałam kogo mam wybrać.
- Dlatego też przybyłem z odsieczą pięknej damie - uśmiech nie schodził mu z ust.

Annabeth tańczyła i tańczyła. Wkrótce od tego tańca rozbolały ją nogi i musiała na chwilę usiąść. Siedziała tak popijając sok. Mała Thunder skakała wokół jej nóg. Z zamyślenia wyrwał ją czyjś krzyk. Odwróciła głowę w tamtą stronę. Ujrzała duże zbiegowisko. Zaniepokojona udała się w tamtą stronę. Dużo ludzi zasłaniało jej widok na to co się działo w środku, więc zaczęła się przepychać przez tłumek. W końcu znalazła się na samym początku. Oczy rozszerzyły jej się z przerażenia. Zaciągnęła się powietrzem. To co zobaczyła wprawiło ją w osłupienie. Na środku całego zbiegowiska znajdowali się Axel i Byron. Axel okładał pięściami twarz Byrona podczas gdy Byron się bronił również waląc Axela pięściami. Płomienny napastnik miał podbite oko i rozcięty łuk brwiowy, a Byron miał rozciętą wargę i krew wąskim strumyczkiem płynęła mu z nosa.
- Uspokójcie się ! - krzyknęła głośno.
- Annie ? - chłopcy odwrócili głowy.
- No nie ! Święty Mikołaj ! - warknęła.
- Annabeth ja to wszystko wytłumaczę ! To... - Byron podszedł do dziewczyny.
- Dość ! Nie chcę nikogo słuchać ! To miał być najlepszy wieczór w moim życiu ! A wy - wskazała na nich palcem - Wy wszystko zniszczyliście !
Poczuła że od łez pieką ją oczy. Przedarła się przez zgromadzonych i z małą Thunder na ramieniu pobiegła na korytarz, a potem do wejścia. Zanim wybiegła ze szkoły ktoś złapał ją za rękę.
- Zostaw mnie ! - odwróciła zalaną łzami twarz w stronę Axela Blaze'a.
- Anna...
- Nie ! Nie chcę żadnych wyjaśnień ! Chcę spokoju !
Wyrwała mu rękę i otworzyła drzwi do szkoły. Wyszła na dwór. Z nieba leciały płatki śniegu. Wiał zimny wiatr. Drzwi zatrzasnęły się za nią odcinając ją od innych. Upadła na kolana. Jej bladym ciałkiem wstrząsnął szloch. Łzy spływające po jej policzkach spadały na ziemię jako zamarznięte kryształki lodu. Granatowa smoczyca wróciła do swoich normalnych rozmiarów. Podeszła do zapłakanej dziewczyny i objęła ją skrzydłami w matczynym uścisku. Z gardła smoka wydobywały się uspokajające pomruki. Anna otarła twarz ręką.
- Lećmy już.
Smoczyca pokiwała głową. Dziewczyna wsiadła na grzbiet swojego smoka i mocno chwyciła się łusek. Thunder poderwała się do lotu. Przez całą drogę do domu Annabeth wtulała się w ciepłe łuski smoczycy i dosłownie wypłakiwała sobie oczy. Gdy dotarły do domu Thunder znów się zmniejszyła. Towarzyszyła swojej płaczącej towarzyszce wszędzie gdzie tylko szła. Gdy w końcu Annie ułożyła się na łóżku mała smoczyca wlazła pod kołdrę i zwinęła się w kłębek tuż obok klatki piersiowej swojej pani. Thunder spojrzała smutnym wzrokiem na twarz śpiącej Annabeth.
- Jest mi naprawdę przykro Anna. Współczuję ci. - mruknęła wypuszczając kłęby dymu przez nozdrza - Dobranoc.
Z jej pyska wydobył się gardłowy pomruk. Zamknęła oczy i wpadła w otchłań snów.

𝐚𝐧𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫 𝐬𝐭𝐨𝐫𝐲 𝐚𝐛𝐨𝐮𝐭 𝐥𝐨𝐯𝐞 || 𝐢𝐧𝐚𝐳𝐮𝐦𝐚 𝐞𝐥𝐞𝐯𝐞𝐧 ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz