Wychodziłam z drużyną na murawę. Ubrani w nasze stroje wyglądaliśmy imponująco.
( Dorzucam wam zdjęcia stroju. Oczywiście każdy może wyobrazić go sobie inaczej ale ze mnie jest leń i nie chciało mi się go opisywać ~~dop. Autorki. )
Ustawiliśmy się. Axel i Aiden jako napastnicy. Jude, David, Austin i Aphrodi to pomocnicy. Jako bramkarza wystawiłam Josepha. A na obronie Shawn, Nathan, Archer i ja. Nasi przeciwnicy wyszli i ustawili się. Zaczął się mecz. Aiden podał do Axela. Ruszyli z piłką do przodu.Nasi przeciwnicy jak i my walczyliśmy o dominację. Padał gol za golem. Każdy dawał z siebie sto procent. Łączyliśmy nasze techniki by były one lepsze i skuteczniejsze. Strzeliliśmy gola. Rozległ się dźwięk gwizdka oznaczający koniec meczu. Popatrzyłam na tablicę z wynikami. Wygraliśmy 17:15. Skakałam z radości jak małe dziecko. Byłam niesamowicie zadowolona z mojej drużyny. Widziałam smutek i złość na twarzach przeciwników. Byli bardzo źli. A ja bardzo się cieszę.
Wracałam ze szkoły w towarzystwie Marka i Axela. Dostałam wiadomość od babci. Chciałam ją przeczytać dlatego wyciągnęłam telefon. Zapatrzona w ekran przechodziłam przez ulicę. Nagle usłyszałam klakson samochodu i poczułam silne ręce ciągnące mnie do tyłu. Widziałam jak wielka ciężarówka przejeżdża dosłownie centymetry od mojej twarzy.
- Dziękuję - nadal wystraszona wtuliłam się w tors Axela.
- Nie ma sprawy. Ale następnym razem uważaj. - mocno mnie przytulił.××××××××××
Patrzyłam przez okno na boisko. Jak reszta drużyny siedziałam na sali gimnastycznej, ponieważ zaczęło padać a potem lekki deszczyk zamienił się w burzę. Wschłuchiwałam się w grzmoty i dźwięk kropel deszczu bębniących o szyby. Nie chcieliśmy tracić treningu tylko dlatego że pada. Przenieśliśmy go na salę gimnastyczną. Kolejny rozbłysk światła.
- Annabeth ! - Nell wbiegła na salę.
- Co jest ? - podeszłam do niej.
- Jakaś drużyna chce się z tobą spotkać - dziewczyna próbowała wyrównać oddech.
- Dobrze. Gdzie oni są ?
- Tam. - wskazała ręką boisko.
- No to idę - wyszłam z sali.Wyszłam na deszcz. Chłodne powietrze przesycone zapachem burzy było dla mojego gorącego ciała istnym zbawieniem. Wtem ujrzałam tą drużynę. Wyglądali jakby byli zrobieni z chmur i piorunów. Bez chwili wachania podeszłam do nich.
- Annabeth Jackson. Nareszcie cię znaleźliśmy. - chłopak z opaską kapitana uśmiechnął się.
- Kim jesteście ? - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Jesteśmy Dziećmi Burzy. Tak jak ty. - popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem. - Siostro dołącz do nas.
Wyciągnął bladą dłoń w moją stronę.
- Nigdy do was nie dołączę ! Nie zostawię mojej drużyny samej ! - odtrąciłam jego rękę.
- Oj zostawisz - syknął - My drużyna z Akademii Burzy wyzywamy was Zjednoczone Imperium na pojedynek !
- Zgoda !Narrator pov
Obydwie drużyny ustawiły się na boisku. Nasza pani kapitan dziś przekazała opaskę Jude'owi. Miała przeczucie że tak będzie lepiej. Ona sama założyła dziś rękawice bramkarskie. Nie chciała narażać Marka lub Josepha na gniew Dzieci Burzy. Gdyby coś im się stało nigdy by sobie nie wybaczyła. Any była przerażona ale nie chciała tego pokazać ani swojej drużynie ani przeciwnikowi. Nie mogła sobie pozwolić na chwilę wachania. Wiedziała że będzie ciężko. Ale tak jak zwykle musiała dać z siebie wszystko. Dla dziadków, rodziców i rodzeństwa. Dla swoich przyjaciół. Od środka napędzały ją złość, strach o siebie i swoich bliskich. Naprawdę się o nich martwiła. Nie wiedziała co zrobią Dzieci Burzy. Bała się że skrzywdzą jej przyjaciół. Jednak gdy przypomniała sobie wypowiedź kapitana drużyny z Akademii Burzy wiedziała że to ją spotka coś złego. Mimo to była dzielna.
Annabeth pov
Założyłam rękawice. Dziś to ja stanę na bramce. Poprosiłam Thunder o pomoc, siłę, wytrzymałość.
- Smoczy Wojownik ! - stanęłam na bramce ubrana w smoczą zbroję.
Z pleców wyrosły mi smocze skrzydła.
- Córko Burzy masz ostatnią szansę żeby się wycofać ! Jeszcze możesz do nas dołączyć. A my przyjmiemy cię z otwartymi ramionami Siostro ! - kapitan przeciwnej drużyny darł się.
- Nigdy ! - ustawiłam się.
- Jak chcesz ! - warknął a zaraz potem niebo rozświetliła błyskawica.
Zaczął się mecz. My rozpoczęliśmy. Axel i Aiden ruszyli do przodu. Dzieci Burzy w ogóle się nie ruszały. Stały nie ruchomo. Nie atakowały. Nasi napastnicy bez problemu dotarli pod bramkę.
- Ognista...! - Axel wykopał płonącą piłkę do góry.
- Zamieć ! - Aiden posłał ją do bramki.
Bramkarz nawet palcem nie kiwnął. Piłka wpadła do bramki.Cała pierwsza połowa wyglądała podobnie. My strzelaliśmy gol za golem. A oni ciągle się nie ruszali. W końcu rozbrzmiał dźwięk gwizdka oznaczający koniec pierwszej połowy. Cali mokrzy od deszczu udaliśmy się w stronę ławki.
- Nie uważacie że to trochę dziwne ? - Jude wziął swój bidon do ręki.
- Ale co ? - Caleb przeczesał włosy ręką.
- Ich zachowanie - Nathan odstawił butelkę.
- To jest bardzo podejrzana sprawa. - wytarłam twarz ręcznikiem.Gdy przerwa skończyła się z powrotem udaliśmy się na murawę.
Teraz zaczynały Dzieci Burzy. Dziewczyna z niebieskimi włosami podała do chłopaka z piorunem wytatuowanym na twarzy. Ruszyli do przodu z wielką szybkością. Nikt z naszych nie potrafił ich zatrzymać. Bez problemu przedarli się przez obronę. Obydwoje wznieśli się w powietrze.
- Błyskawica numer 2 ! - jednocześnie kopnęli piłkę.
- Smok Burzy ! - Thunder szybko wyleciała z chmur.
Usiadła w bramce i rozłożyła skrzydła. Piłka jednak nie leciała w okienko bramki lecz we mnie. Poczułam ból. Wyrwało mi dech z piersi. Nie wydałam z siebie żadnego nawet najcichszego krzyku. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Plecami uderzyłam o brzuch Thunder. Spojrzałam na swoją koszulkę. Wyraźnie widziałam ślad po piłce. Otrząsnęłam się z szoku. Cała obolała wstałam. Spojrzałam z nienawiścią w oczach na Dzieci Burzy.
- Ta wojna dopiero się zaczyna - szepnęłam sama do siebie.
Nasi przeciwnicy znów zaczęli. I tak samo jak wcześniej przebili się przez nasze szeregi. Byli dosłownie kilka metrów od bramki. Znów wykonali swoją technikę.
- Labirynt ! - wokół mnie wyrósł labirynt.
Stałam w środku budowli. Piłka wleciała do środka. Okrążyła cały labirynt. Miałam ją zatrzymać. Jednak ona znów uderzyła mnie w brzuch. Plecami wpadłam na mur. Przeszył mnie ból.Tak naprawdę nie wiem ile razy dostałam piłką. Zastanawiałam się czy moje żebra są w całości. Ledwo trzymałam się na nogach. Żołądek odmawiał posłuszeństwa. Całe ciało miałam w siniakach. Ręce i nogi miałam podrapane. A mimo to dalej wstawałam. Nie mogłam ich zawieść. Kolejny raz wpadłam do siatki.
- Annabeth ! - usłyszałam krzyk moich kolegów.
Kolejny raz wstałam. Wytarłam czoło z potu i policzki z łez bólu. Głowa mi pękała. Przyłożyłam palce do skroni. Spojrzałam na rękawice. Palce były z krwi. Mojej krwi.
- Potęga Burzy ! - jeden z napastników znów we mnie strzelił.
Dostałam w żebra. Usłyszałam trzask łamanej kości. Klatkę piersiową przeszył ból. Teraz łzy spływały po mojej twarzy strumieniami. Upadłam na kolana. Wyrywało mi oddech z piersi. Poczułam jak ciepła stróżka krwi spływa mi po twarzy. Spojrzałam na ziemię. Kilka kropel krwi wsiąknęło w nią. Po raz kolejny wstałam. Lekko się zachwiałam. Złapałam równowagę. Poczułam ból w klatce piersiowej. Straciłam równowagę. Upadłam na ziemię.
- Anna ! - usłyszałam dość niewyraźny krzyk Jude'a.
- Any tylko nie zamykaj oczu ! - zobaczyłam nad sobą rozmazaną postać Afura i Claude'a.
Usłyszałam jeszcze inne krzyki. Ale były dla mnie nie zrozumiałe. Dla mnie był to tylko niewyraźny i niezrozumiały bełkot. Jeszcze raz popatrzyłam w niebo.
- Przepraszam...- wycharczałam ledwo słyszalnie.
Potem już nic nie słyszałam ani nie widziałam.
Cały świat i mnie zalała ciemność.
CZYTASZ
𝐚𝐧𝐨𝐭𝐡𝐞𝐫 𝐬𝐭𝐨𝐫𝐲 𝐚𝐛𝐨𝐮𝐭 𝐥𝐨𝐯𝐞 || 𝐢𝐧𝐚𝐳𝐮𝐦𝐚 𝐞𝐥𝐞𝐯𝐞𝐧 ✓
Romance❞kiedy marzeniem pewnej dziewczyny była jej własna drużyna❝