Fallen

553 20 0
                                    

Każdy dzień trwał godzinę. Godzina minutę. Minuta sekundę. A sekund nie odczuwał wcale. Patrzył się w sufit już 3 dzień bez snu bez jedzenia i upragnionego odpoczynku. Oni chcieli mu pomóc on nie chciał bo myślał że tego nie potrzebował, a to była jedyna rzecz której potrzebował najbardziej. Myślał o swoim życiu. Gdy odszedł od Bruca został najprościej na świecie wymieniony na kogoś innego. Teraz nawet nie mógł wychodzić z wierzy, więc nie wychodził nawet z własnego pokoju. Leżał na łóżku bez żadnego wyrazu twarzy. Nie mógł nawet wychodzić na misje, a to była rzecz która mu zawsze pomagała. Ostatniej nocy śmiał się niemiłosiernie głośno na prawie całą wierzę. On był już zmęczony. Czasami miewał napady śmiech. Zwykle pomagało mu zakrycie ust i myśl o rodzicach. Tej nocy nie mógł przestać łzy przez myśl o jego rodzicach moczyły jego poduszkę twarz i koszulkę. Dzisiaj czuł się okropnie jakby zamknęli go w Arkham na cały rok.

Dzisiejszego ranka usiadł na swoim łóżku i popatrzył przez okno przecierając twarz dłonią. Zaraz po tym przeczesał włosy dłonią. Wstał i trochę się chwiejąc poszedł do salonu. Nikogo tam nie było, co trochę mnie zdziwiło. Poszedłem do centrali i przeskanowałem całą wieżę. Nikogo. Nawet żywej duszy. Przejrzałem ostatnie wiadomości było ich 7. Na każdy dzień prócz dzisiejszego. Przesłuchał je wszystkie. Ostatnia miała potrwać do końca dzisiejszego dnia. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem do swojego pokoju. Włączyłem głośniki i odpaliłem moją ulubioną piosenkę a dokładniej Radiohead " Climbing up the walls" . Żaden z nich nie wie czego słucham i czy w ogóle słucham. Większość z nich sądzi że słucham klasykę, nawet nie wiedzą jak mocno się mylą.

Nuty delikatnie mną kołysały. Tak długo nie słyszałem żadnej tak słodkiej melodii. Wziąłem szybki prysznic i poszedłem zrobić sobie śniadanie. Było tak cudownie cicho i spokojnie. Po zjedzeniu śniadania poszedłem na siłownię. Wziąłem manekina do ćwiczeń i zawiązałem czarną chustę na oczach. Kilka chwil później rzeczony manekin leżał w swoich osobistych szczątkach w rogu sali. Zdjąłem chustkę i mu się przyjrzałem. Westchnąłem i to posprzątałem. Zaraz po tym usłyszałem swój śmiech. Szybko pobiegłem do centrali zauważając tam Hanka i Dawn.
-mieliście wrócić wieczorem- spojrzałem na nich beznamiętnym wzrokiem. Wzdrygnęli się słysząc mój głos, po czy spojrzeli się na mnie.
- no co?- spytałem ich wycierając spoconą twarz o koszulkę. - co się z tobą stało, Dick?- spytał Hank posyłając mu poważne spojrzenie.- nic- powiedział Grayson wychodząc z pomieszczenia. Z prędkością światła przetransportował się do swojego pokoju i po odpowiednich rytuałach łazienkowych wyszedł z pokoju. - wychodzę, nie wiem kiedy wrócę- powiedziałem w pośpiechu chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. Oczywiście musieli zablokować wyjście. Musieli. Zaraz po tym pokazali się przede mną wszyscy. Z ich minami mówiącymi "nie ma mowy". Przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę swojego pokoju.
- a ty do kąd?- spytał się Jason.
- do nikąd kurwa- skwitowałem wchodząc do pokoju i zamykając go od środka. Co oni sobie myślą? Nie jestem jakimś gówniarzem. Psychopatą bardzo możliwe, ale to nie dawało im powodu do zamykania mnie w szato jak jakąś pierdoloną dziewicę Orleańską. Co ja im do białej kurwy zrobiłem? Bo szczerze mówiąc sam sobie nic nie przypominam. Byłem bezradny. Nienawidzę być bezradny. Wziąłem pierwsze lepsze leki nasenne i wziąłem ich garstkę. Założyłem słuchawki i włączając sobie "no time to Die" położyłem się na łóżku czując coraz silniejszą żądzę snu. Nie chcąc się opierać po prostu zamknąłem oczy i usnąłem.

Śniło mi się że dalej jestem synek Jokera tylko że tym razem udało mi się przemienić Dawn w moją Harley a resztę zabiłem. Na szyi miałem łańcuszek z mikroskopijną buteleczką ze szkarłatnym płynem. To była ich krew. Zmieszana w jedno. Patrzyłem na Dawn która miała ten charakterystyczny makabryczny uśmiech na twarzy. Później sen się zmienił. Widziałem Trygona stojącego nad zwłokami Rachel i Gara. Nagle przede mną pojawiło się lustro. Moja twarz była blada z czerwonymi kropkami. Najpewniej krwi Gara. Oczy były czarne a pod nimi miałem czarne smugi. W dłoni trzymałem ludzkie serce, tylko że na mój gust trochę inne. Zaraz po tym moje nogi zaczęły iść prosto w stronę Trygona. Gdy do niego podszedłem dłoń podała mu serce które on zgniótł. Wokół mnie zrobiło się czarno. Serce zgniecione przez Trygona zmieniło się w klejnot który on włożył w czoło Rachel. I znów zmiana. Tym razem było już totalnie ciemno. Jedyne co widziałem to Jason który chwilę później zniknął w ciemności.

Chwilę zajęło mu dobudzenie się. Najprawdopodobniej była 3 rano. Rozejrzał się dookoła i zauważył że ktoś zdjął mu słuchawki i zabrał tabletki.
- Co do kurwy?- wstał i poczuł zawroty głowy.
- ja pierdole co ja za szajs wziąłem- przysiadłem spowrotem na łóżku i zauważyłem że drzwi były uchylone. Wszyscy spali. Nikogo nie było słychać. Długo nie myśląc zszedłem do siłowni. Tam na moje szczęście też nikogo nie było. Podszedłem do worka z całej siły na niego napierając. Moc uderzenia rosła za każdym następnym razem. Po zdarciu skóry do krwi z kostek na dłoni wymierzył ostatni cios który przeszedł worek na wylot. Eh nie pamiętał kiedy ostatnio tak ćwiczył. Mięśnie go nie piekły. Nigdy nie piekły. Był na to znieczulony.. a tak naprawdę był znieczulony na wszystko. Wszystko. Oprócz miłości oczywiście, ale jej nie czuł już długo. Ale wiedział że potrafi ją czuć, bo widząc Dawn zawsze czuł ukłucie w sercu, kochał ją ale przyznać się do tego nie mógł. Ona była z Hankiem. Zrobił kolejną dziurę w worku. Mimo wszystko i tak kibicował ich związkowi. Kolejna rana na dłoni.
Już z nią był ale jak zawsze wszystko spieprzył. Ostatni cios zadał z taką siłą że odleciał na kilka metrów. Z ręki ciórkiem leciała mu ciepła szkarłatna ciecz. Nie przejmował się tym zbytnio.
Druga ręka była jeszcze jako tako w całości więc zawiesił drugi worek. Tym razem myślał już tylko i wyłącznie o Dawn. Drugą dłoń też nie przetrwała przy jego sile zbyt długo, w końcu napierdalał w ten biedny worek na pełnej kurwie. Odpinając worek treningowy złapał za octanisept i elastyczne bandarze. Oczyścił rany i położył na nich gazę po czym owinął bandarzem. Ręce go piekły co w zupełności nie oznaczało że ma przestać trenować. Stanął przy drążku, podskoczył i go złapał robiąc pierwsze podciągnięcie. Każde następne szło mu coraz szybciej. Pot spływał po jego ciele strużkami, on jedynie zamknął oczy i wykonywał ćwiczenia z coraz większą trudnością. Gdy skończył podciąganie przysiadł przy ścianie i starł pot z czoła.

Chwilę później zauważyłem Dawn na ławce z drugiej strony sali.
- co tu robisz?- spytałem wstając z podłogi, podchodząc do niej chowając dłonie za plecami.
- co się dzieje Dick, i nie mów że nic bo w tej chwili jest 6 rano a ty wyglądasz jakbyś ćwiczył już dobre kilka godzin. Masz podkrążone oczy i zniszczyłeś sobie dłonie. Co cię tak męczy że zmieniasz się w Bruca- popatrzyła mi prosto w oczy a ja jedynie westchnąłem.- możemy porozmawiać o tym później? Jestem zmęczony- powiedziałem chcąc pójść do swojego pokoju położyć się. Dziewczyna przytaknęła i gdy ja ruszyłem do swojego pokoju ona poszła za mną.
- czemu za mną idziesz?- spytałem znużony odwracając się w jej stronę.
- chcę dopilnować czy pójdziesz spać- powiedziała i weszła do mojego pokoju szykując mi piżamę.
- nie mam 2 lat Dawn, i nie potrzebuję opiekunki- stwierdziłem krzyżując ręce na klatce piersiowej.- może od razu mnie umyjesz?- spytałem teatralnie unosząc dłonie w górę. Kobieta jedynie podkręciła głową załamana i podała mi ubrania. Wzruszyłem ramionami w jej stronę i poszedłem do łazienki. Po 15 minutach wyszedłem z niej odświeżony razem z apteczką zdejmują swoje zakrwawione bandarze wymieniając je na nowe. Oczywiście Dawn mi pomogła po czym usiadła na fotelu przed moim łóżkiem i pokaza abym się położył, co oczywiście wykonałem. Leżałem tak póki słońce nie wzeszło, a ja nie zasnąłem.

Nothing ends today|| Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz