I can't stop

160 10 0
                                    

POV. Jason

Nie mogłem przestać się śmiać po słowach Dicka, a gdy ogarnął co powiedział szybko wyszedł. Gar po chwili dołączył do mnie i śmialiśmy się tak z 15 minut.

W śmiechu przerwała nam Dawn która zaraz rzuciła nam pytające spojrzenie
- co wam tak wesoło?- spytała blondwłosa. Popatrzyliśmy po sobie z uśmiechem na ustach -a nic, oprócz tego że Dick powiedział "przypadkowo" że jest zajebisty w łóżku, iii tak podpóściliśmy go- powiedziałem dumny z siebie, na co kobieta tylko jebła facepalma.
- nie wierzę w was- powiedziała i wyszła.

~~3 godziny później~~

-widział ktoś Dicka?- powiedziała Rachel.
- ostatni widzieli go Gar i Jason- powiedziała Dawn czytając jedną z książek Dicka. Dziewczyna czym prędzej ruszyła w stronę pokoju bruneta. Delikatnie zapukała w drzwi po czym usłyszała ciche 'proszę' i weszła.
- widziałeś może Dicka? Bo w pokoju go nie ma- powiedziała i popatrzyła na bruneta.
-ehh widziałem go tylko rano, ale mogę przeszukać pokój- powiedziałem i poszedłem z Rachel do pokoju ciemnowłosego. Wszystko było poukładane jakby pokój był dopiero co wyremontowany, jebany pedant.
Nie było żadnych śladów oprócz jednej małej karteczki z napisem "nie szukajcie mnie", no ja pierdole po co te tajemnice?

Pokazałem dziewczynie karteczkę na którą przewróciła oczmi.
- znajdziesz go?- spytała z nadzieją w głosie, ja tylko kiwnąłem głową na potwierdzenie i ruszyłem w stronę centrali. - idziemy szukać tego sukinsyna- powiedziałem informując resztę i zszedłem na dół. Chwila na wstukanie hasła do nadajnika Dicka iiii..... Mam!
- jest, mam go, jest w Dakocie północnej? Pfff 5 godzin drogi. Kto jedzie - spytałem wchodząc do salonu.
- gdzie go wyjebało?- spytał Hank.
- Dakota Północna- odpowiedziałem - co on znowu wymyślił? Ktoś wie?- spytałem. Większość wzruszyła ramionami oprócz Donny. Kobieta popatrzyła na mnie i wstała z kanapy
- Roy Harper, Dick jest z nim, nie szukajcie go nie warto, a nawet jeśli byście tam pojechali, to nie znajdziecie go potrafi się wtopić, to Wonder boy- uśmiechnęła się na końcowe słowa i nalała sobie wody do szklanki. I spojrzała na Dawn dość wymownym spojrzeniem na które kobieta kiwnęła głową.
- nie szukajcie go, napewno wróci, nie wiem czy dzisiaj czy jutro, ale wróci zawsze wracał- powiedziała kobieta a ja zgodziłem się z nią i poszedłem na siłownię. Oby tylko ten skurwysyn wrócił.

POV. Dick

Obudziłem się na kanapie. Chyba dalej jestem z Royem w tym "domu" bo z wczoraj pamiętam jak z nim rozmawiałem i około 4 położyłem się spać. Miło było w końcu z kimś porozmawiać, tak od serca a nie na zasadzie "wszystko jest wręcz zajebiście mam wyjebane na wszystkie moje problemy" bo taka postawa potrafi zgubić każdego kto nie ma przy sobie kogoś bliskiego, ja niby mam Tytanów, ale nie jestem pewny czy możemy się nazwać rodziną. Każda osoba która tam jest miała z czymś problem który ją niszczył, ale już tak nie jest, i z tym się od nich różnię. Mnie wciąż nękają demony przeszłości. A ja już nie mam siły na walkę z nimi. Wczoraj właśnie przez nie okazałem słabość, i cieszę się że to zrobiłem. Okazuje się że Wonder boy ma otarcia na swojej "porcelanowej" według tych którzy go nie znają, psychice. Generalnie jest już 8 rano, ale nie wiem czy dzisiaj będę w stanie zrobić cokolwiek, czuję się wypalony od środka.

Ale ten dzień nie mógł być spędzony na spokojnie, Roy by go sam zrzucił z kanapy gdyby nie alarm na obrzeżach miasta spowodowany przez mało rozgarniętą grupę ludzi próbującą przemycić to i owo. Roy długo nie myśląc zwołał jeszcze Kid Flasha do pomocy, oczywiście chłopak zaraz pojawił się w mieszkaniu i widząc zmarnowanego z wielkimi worami pod oczami mnie od razu zrzedła mu mina.
- ktoś umarł?- spytał. Na co ja wogóle nie myśląc o tym co mówię chlapnołem szybkie -chciałbym- i spowrotem położyłem się na kanapie patrząc tempo w sufit. Roy złapał mnie za nogę i szybkim jak i mocnym ruchem zrzucił mnie z kanapy na zimną podłogę, ale po ćwiczeniach z Brucem chuj mu to dało, ja i tak dziś nic nie robię.
- stoczył się-stwierdził Wally.
- no co ty geniuszu nie powiesz, Dick no chodź to szybka akcja- powiedział Roy a ja wstałem i obrzuciłem go poirytowanym wzrokiem.
- ale po mojemu, a najlepiej nie idźcie to nie jest zbyt piękny widok- stwierdziłem i złapałem mój strój w który szybko się przebrałem, zaraz po wyjściu z pokoju w którym przebywali moi znajomi. I znów ten sam monotonny dylemat. Założyć czy nie, śmierć czy życie. Dobra, jebać wybieram śmierć, te jebane dupki powinny wiedzieć na co się piszą. Stwierdziłem i założyłem maskę poprawiając stojące na wszystkie strony włosy, nie wiem czy mi się zdaje ale z każdym dniem wydają mi się ciemniejsze. Po przebraniu wróciłem do pokoju w którym nikogo nie było, pewnie poszli się przebrać. Usiadłem na kanapie i zaraz potem poczułem podmuch wiatru i przed moją twarzą stał chłopak w żółto-czerwonym stroju.
- Dick?- spytał patrząc na mnie nieufnie.
- a kto inny przebierałby się w stroje stylizowane na ptasie?- spytałem a chłopak cicho się zaśmiał.
- brakowało mi ciebie i Roya, bez was jest nudno i samotnie- stwierdził siadając obok mnie - a poza tym klasa kostium- powiedział z uśmiechem. Oddałem go i poprawiłem opadającą mi na czoło grzywkę. Chwilę później przed nami pojawił się łucznik w czerwonym stroju z uśmiechem na twarzy-idziemy? Spytał a ja jak i Wally polowaliśmy głowami i chwilę później znaleźliśmy się w jakimś prowizorycznym pomieszczeniu. Chwilę patrzyłem na chłopaków gadających o planie ataku, lecz po chwili zeskoczyłem z belki przytrzymującej dach na ziemię i nie minęło kilka minut a większość przemytników leżała martwa na ziemi, a reszta była związana. Może i jestem potworem, ale przynajmniej jestem skuteczny, i nie tak łatwo mnie zabić. Może zabić nie, ale porwać już trochę łatwiej.

Gdy skończyłem mężczyźni patrzyli na mnie z dość dziwnymi minami a ja jedynie powiedziałem -mówiłem że na moich zasadach- i podszedłem do nich z delikatnym uśmiechem. Oni rzucili mi tylko zaniepokojone spojrzenie -trzeba ci przyznać że twoja skuteczność to 100% bez dwóch zdań - stwierdzili oboje. - mogę zobaczyć te prądo-kije ?- spytał jeszcze Wally a ja się cicho zaśmiałem. Nie ma to jak w domu.

Miałem na sobie kilka średnich ran które szybko owinąłem bandażem zaraz po powrocie do naszego miejsca pobytu. Oczyszczanie ran niby większość ludzi boli i piecze, ale tylko mądre osoby nie reagują na ból. A robią tak bo wiedzą że on się wcześniej czy później skończy...

Nothing ends today|| Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz