Go fuck yourself

134 6 0
                                    

Gdy znalazłam się w starej brudnej uliczce przed moim chwilowym domem czym prędzej wchodząc do niego przez okno. Zabrałam torbę z ubraniami i wyszłam z powrotem przez okno. Przeszłam kilka przecznic wzdłuż ulicy aż do momentu gdy natrafiłam na budkę fotograficzną. Po wpisaniu odpowiedniego szyku liczb nie minęła chwila a ja znalazłam się w tej samej budce lecz innym mieście. Tym miastem było Gotham. Musiałam znaleźć się w bardziej znanym mi miejscu. Może Bruce i Alfred zaakceptowali by moją "inną" wersję. Chciałabym być traktowana jak normalny człowiek, a nie jak jajko lub szczur laboratoryjny. Gdy wyszłam z budki powolnym krokiem pokierowałam się w stronę Wayne Manor. Aa i jeszcze jedna rzecz. Zdjęłam maskę z twarzy i schowałam ją do torby. Po kilku minutach znalazłam się przed wejściem do willi. Delikatnie zapukałam w drzwi i gdy otworzył mi Alfred grzecznie przywitałam się z nim.
- Cześć Alfred, jest może Bruce?-
- Przepraszam panienko ale kim pani jest?- spytał kamerdyner.
- To ja Rachel, w tej wersji którą znasz, Dick. - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Przepraszam ale nasz panicz Dick jest mężczyzną...a z tego co widzę pani nim nie jest-
- Super boy postrzelił mnie laserem Luthora w Górze Sprawiedliwości.-
- Mhmm, zaprowadzę panienkę do pana Wayne'a.- powiedział i zaprowadził mnie do gabinetu czarnowłosego. Gdy przekroczyłam próg gabinetu tego durnia zobaczyłam że stoi przy oknie, jak zawsze.
- Może byś spędził trochę czasu z Timem- rzuciłam siadając przy jego biurku.
- Kim jesteś- powiedział twardo.
- Kobiecą wersją Dick'a, jeśli nie wierzysz zrób testy krwi.- stwierdziłam.- I nie bawmy się w jakieś roszady, jak pójdziemy do Batcave zajmie to 3 razy mniej czasu. Jeśli będziesz czuł się bezpieczniej możesz skuć mi ręce.- powiedziałam ze stoickim spokojem i wstałam wystawiając nadgarstki przed siebie. Mężczyzna jakby mnie nie zrozumiał. Chwilę patrzył mi ze zdziwieniem w oczy po czym zgodził się na badania krwi. Zaprowadził mnie do pokoju obok i z szuflady w komodzie wyciągnął potrzebne przyrządy. Usiadłam na kanapie stojącej tuż przy komodzie i założyłam nogę na nogę.
- Zestarzałeś się, ale twoje zachowanie nie zmieniło się. Dalej jesteś oschłym, zaborczym i nieufnym człowiekiem. Może ten młody to zmieni. Ale jeśli Jason'owi i mi nie udało się to jaka jest możliwość że tym razem zmienisz się, Bruce- stwierdziłam gdy mężczyzna pobrał odemnie krew. Po przetrawieniu mojej wiadomości rzucił mi niepewne spojrzenie, jak to on, i wyszedł zostawiając mnie samą. Jak zawsze. Jak za czasów dzieciństwa. Jak za czasów gdy w moim życiu zaczynało się układać. Po prostu zawsze.

Siedziałam w jednym i tym samym miejscu już dobre 20 minut gdy do pokoju wszedł Alfred i gdy wstałam z kanapy mocno mnie przytulił.
- Jak to się stało że ten laser zmienił cię w kobietę?- spytał gdy odsunął się odemnie.
- Nie wiem, tak samo jak oni. On miał działać niekorzystne tylko na kryptończyków. Na ludzi podobno nie.-
Powiedziałam uśmiechając się do Alfreda.
- Mówiłam że jestem "Dick'iem" ale po co mi wierzyć, prawda?- spytałam retorycznie na co kamerdyner lekko się uśmiechnął.
- Gdzie jest Bruce, i przede wszystkim Tim! Bardzo chciałabym go poznać.- stwierdxiłam.
- Wszystko po kolei. Najpierw może byś się przebrała, wyglądasz jak tajna agentka a Tim i tak jest skołowany tym wszystkim co tu się dzieje- powiedział Pennywoth na co przytaknęłam i razem z torbą na ramieniu poszłam do swojego starego pokoju.

Prawie nic się nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu, tak samo jak z niego wyszedłem 6 lat temu. Oczywiście Alfred utrzymywał pokój we względnym porządku, czyli na przykład sprzątał kurze. Nie wierzę że znów tu jestem, szkoda że w takich okolicznościach. Wzięłam pierwszą lepszą koszulkę i jeansy zakładając je na siebie. Koszulka była trochę przy duża ale wystarczyła chwilka żeby przerobić ją na piękną koszuleczkę plażową. Jeansy były w porządku, oprócz tego że były zbyt duże w pasie, na co od razu zaradziłam skórzanym paskiem ze swojej komody. O dziwo moje stare ubrania wciąż tam były.

Po przebraniu się poszłam w stronę wcześniej wskazanego przez Alfreda pokoju w którym powinien znajdować się młody chłopak. Po zapukaniu w drzwi czekałam aż ktoś mi odpowie, lecz nikt nie fatygował się do podjęcia takiego kroku więc delikatnie uchyliłam drzwi i zajrzałam w głąb pokoju. Pierwsze co zobaczyłam to chłopaka leżącego głową na biurku przed komputerem i stosem jakichś papierów. Cicho zaśmiałam się pod nosem i weszłam do pokoju. Rozejrzałam się po nim po czym podeszłam do chłopaka. Gdy uważniej przyjrzałam mu się stwierdziłam że na 100% śpi więc bez zbędnego cackania się podeszłam do jego łóżka i odkryłam starannie ułożoną kołdrę i koc po czym wróciłam do chłopaka. Delikatnie przeniosłam go na łóżko i przykryłam pościelą. Miał łagodny wyraz twarzy i miał krótkie ciemno brązowe włosy.

Biedak stracił wszystko a do tego przygarnął go Bruce, gorzej nie mógł trafić. Niby lubi się to co się ma ale ja wyjątkowo tego nienawidziłam, nie chciałam żeby ten chłopak skończył jak ja. Po samej twarzy widać było że na to nie zasłużył. Dobrze że jest jeszcze Alfred, ale to Bruce go przygarnął i to właśnie on powinien być przy nim. Szczególnie w takich momentach. Chłopak zasnął na biurku, a to mimo wszystko ja, jego jakby siostra, musiałam przenieść go na łóżko, żeby pożądane się wyspał. Gdzie jest Bruce w takich sytuacjach? Nikt tego nie wie. Nawet Pennywoth. I co ma ten biedny chłopak począć? Dopóki tu będę to zajmę się nim, ale ja w końcu wrócę do San Francisco, a on tu zostanie. Eh trudne to wszystko.

Podeszłam do śpiącego i złożyłam malutki pocałunek na jego czole po czym zostawiłam go samego w pokoju. Niech na spokojnie prześpi się. Niby normalne, młodzież mało sypia ale ten chłopak miał wielkie sińce pod oczami co wskazuje na niedobór odpoczynku. Trochę mnie to niepokoi, będę musiała powiadomić o tym Bruca i Alfreda. Może i niepotrzebnie mówiłabym o tym Bruce'owi, ale skoro jest jego opiekunem prawnym to niech jaśnie pan ruszy ten swój introwertyczy zad i zajmie się nim. On tego potrzebuje, każde młode dziecko tego potrzebuje.

Przeszłam przez korytarz aż do schodów z których zeszłam i pokierowałam się w stronę kuchni. Zrobiłam sobie standardowe płatki owsiane z mlekiem i usiadłam przy wysepce kuchennej od razu zabierając się do jedzenia. Gdy wtem usłyszałam te jego charakterystyczne - musimy pogadać Dick...-

--------------------------------------------------------------

Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach! :**

Nothing ends today|| Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz