Minęło kilka dni odkąd odwiedziłem Barbarę i poprosiłem Wally'ego żeby ją sprawdzi. Oby tylko nie kłamała..chciałbym mieć dziecko, zawsze je lubiłem, ale znam też Barbarę i ufam jej ale mimo wszystko wolę ją sprawdzić. Dawn już tydzień pyta się mnie o ewentualne imię dla dziecka, jeśli takowe w ogóle będzie. Ale po kilku dniach wybrałem moich faworytów, mimo to muszę to najpierw skonsultować z Babs.
Zawsze mnie to zastanawiało...jakim cudem mam tak podzielną uwagę, niby nie trudne jak się o tym słucha ale w praktyce trzeba być naprawdę dobry. Na przykład taki ja, w tej chwili myślę o jakichś pierdołach i walczę z Jason'em. Chłopak ma potencjał mimo tego że w siebie nie wierzy, na szczęście dzięki temu że Bruce poddał go mojej opiece Jay zaczyna czuć się bezpiecznie wokół Tytanów. Szkoda że ja nie miałem takiego szczęścia...ale mam co mam i muszę z tym żyć, jak każda osoba po przejściach. Ale dość tego myślenia o życiu, trzeba zająć się walką, i powstrzymaniu się przed połamaniem chłopakowi kilku kości.
Pomyślałem robiąc kopnięcie z pół obrotu uderzając nogą wprost w jego szczękę i patrząc jak chłopak upada. Podałem mu rękę którą ten przyjął i po wstaniu podciął mi nogi, ja złapałem go za ramię i razem polecieliśmy na ziemię z głośnym hukiem. W sali po chwili można było usłyszeć ciche, jak i szczere śmiechy z mojej jak i jego strony. Chwilę tak jeszcze leżeliśmy ale zaraz po całej sali rozległ się głos Dawn karzącej nam wydorośleć. Popatrzyliśmy na nią spodełba i wstaliśmy wciąż się cicho śmiejąc.
-ciekawy trening- powiedziała i wyszła, patrzyliśmy jeszcze chwilę za nią gdy ja znów poszedłem na drążek wieszając się na nim do góry nogami. Przymknąłem powieki i skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej.
-teraz to dopiero przypominasz batmana, jeszcze te ciemne ciuchy i włosy- stwierdził chłopak z uśmiechem na twarzy. Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem i zeskoczyłem z drążka.
- nigdy, Batman jest moją ciemną częścią nad którą coraz trudniej zapanować- powiedziałem krótko.
Chłopak przybrał poważniejszy wyraz twarzy na co ja się trochę uśmiechnąłem i szturchnąłem go w ramię na co ten się uśmiechnął i oddał kuksańca.Już miałem coś powiedzieć gdy poczułem przepływ powietrza i w sekundę znalazłem się w domu rudowłosego. Uuuu i ten sam ból głowy i torsie, ile razy mam mu mówić żeby mnie ostrzegał?
- Jezu Wally, ile razy mam ci mówić żebyś mnie ostrzegał?- powiedziałem z trudem powstrzymując się przed zwróceniem śniadania.
- mam informacje, Barbara kłamie i niestety nie wiem czemu- powiedział i mimo tej wiadomości uśmiechnął się patrząc na mnie.
- a jednak miałem rację co do niej- powiedziałem i usiadłem na kanapie.
- nigdy więcej nie biegnij ze mną bez uprzedzenia mnie, bo zaraz dosłownie zrzygam się - powiedziałem z uśmiechem po czym znów znalazłem się w sali treningowej.
- Wally, kurwa coś mówiłem- powiedziałem dosłownie powstrzymując się przed zwymiotowaniem.
-ale tak śmiesznie się na ciebie patrzy- powiedział cicho się śmiejąc na co przewróciłem oczami i zakryłem usta dłonią. Chłopak póścił mi oczko i zniknął a mnie zostało usiąść przy ścianie i odpoczynek. Usłyszałem cichy śmiech przede mną i zaraz później Jason podał mi rękę którą przyjąłem i wstałem z dość dużym bólem głowy.
-ja pierdole, no zabiję go kiedyś- powiedziałem przecierając twarz dłonią. Chłopak cicho się zaśmiał - nie wiedziałem że znasz Kid Flash'a, czego jeszcze o tobie nie wiem?- spytał a ja się cicho zaśmiałem.Najśmieszniejsze jest to że żaden człowiek nie zna mnie nawet na 50%. Ale co zrobisz? Mam więcej tajemnic niż Batman i człowiek zagadka razem wzięci. Sam jestem sobie winny...powinienem uciec od Bruca i błagać o innego opiekuna prawnego, ale zaślepiło mnie jego "superbohaterstwo". Byłem głupi a teraz wszyscy na których mi zależy będą płacić za to do mojej śmierci, może i żyję dopiero 22 lata ale to nie znaczy że nie mam większej ilości wrogów niż Batman, bo w zdobywaniu wrogów mam niepodlegający dyskusji talent (co większość ludzi potwierdzi). Ale o czym ja to?... A tak. Każdy moment mojego życia okrąża mur nie do przejścia dla nikogo, oprócz Wally'ego West'a i części również przez Roy'a Harper'a którzy noc i dzień starali się gołymi rękami przejść przez ten mur, i po kilku miesiącach mozolnej pracy udało im się, za co jestem im dozgodnie wdzięczny. I mimo rzeczy które zrobił w tym gównianym życiu oni dalej go lubili i wspierali... Ahhh jak on kochał te czasy..ale nic nie trwa wiecznie, prawda? On akurat dobrze o tym wiedział i już dawno pogodził się z tym że wcześniej czy później straci wszystko i wszystkich. Zostanie sam, dokładnie jak po śmierci jego rodziców. On był sam. I lepiej by było gdyby tak zostało, gdyby trafił do sierocińca. Ale los chciał inaczej i teraz będzie przez to prześladowany do końca...a właściwie jego koniec...zawsze może go przyśpieszyć. Pozostaje tylko odpowiednia chwila, taka aby nikt się nie domyślił że to samobójstwo plus chciałby załatwić wszystkie formalności przed śmiercią. Nie chciałby obciążać swoich przyjaciół swoimi przewinieniami za życia.
Stał tak z 15 minut totalnie zawieszony jak w transie i dopiero Jason machający mu ręką przed oczami go wybudził.
- Dickkk, dobrze się czujesz?- spytał gdy zauważył że zaczynam kontaktować.
- yyy...co? Tak, tak wszystko w najlepszym porząd..- przerwał mu alarm zawiadamiający do przygotowania się do akcji. Nie minęła sekunda a my już byliśmy w szatni przebierając się w nasze stroje. Gdy już się przebrałem pobiegłem sprawdzić o co chodzi w centrali.
- Slade- wydukałem widząc zdjęcia Wilson'a Slade'a i czytając co się dzieje.
- tym razem zabiję tego skurwiela- powiedziałem do siebie i wyszedłem z centrali. Poszedłem do hangaru w którym trzymaliśmy środki transportu i gdzie również spotkałem resztę Tytanów. Po krótce powiedziałem im z kim walczymy i opowiedziałem im o planie działania, który był dość prosty, ale nie zakładał śmierci Wilson'a którą mu zadam.Ale nikt nie musi wiedzieć...
CZYTASZ
Nothing ends today|| Dick Grayson
FanfictionDick wielokrotnie był w sytuacji bez wyjścia, ale kiedy jego sumienie w postaci Bruca Wayne'a zaczęło go nękać nie mógł wytrzymać. Ludzie się łamią, ale on był wystarczająco silny aby stawić temu czoło, ale ile jeszcze tak wytrzyma?