Spring Fever

134 10 2
                                    

- Miło was znów zobaczyć...- powiedziałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu zauważając Conner'a, Wally'ego, M'gann i Zatannę.
- Długo cię tu nie było- stwierdził Conner. - Do tego masz nowe alter ego- powiedział przyglądając mi się.
- Czasami potrzebna jest zmiana, czemu mnie wezwałeś?- zmieniłem temat. Mężczyzna westchnął.
- Lex Luthor stworzył laser nowej kategorii. Ma nim zniszczyć i zniewolić każdego z kryptońskim genem. Bardzo mi szkodzi ale na ludzi raczej nie działa. Potrzebujemy twojej pomocy żeby mu go zabrać. Jak najciszej i bez światków- pół kryptończyk skończył swoją historię. Cicho westchnąłem i pokiwałem głową.
- Nie ma sprawy, tylko mam szybkie pytanie. Co z nim zrobicie?- spytałem jeszcze.
- Oddamy Lidze Sprawiedliwości- odpowiedziała marsjanka.
- Dobrze, dziś pozbieram informację i jutro zajmę się tym.- powiedziałem i poszedłem w stronę centrum operacyjnego. Przejrzałem wszystkie kamery Lex Corp i zacząłem przeglądać pliki gdy do pomieszczenia wszedł Wally.
- Jak tam rana?- spytał siadając na biurku przy którym stałem.
- Nie narzekam, a co?- zapytałem rudowłosego.
- Tak się pytam- przyznał.
- Mam. Już wiem co powinienem zrobić- powiedziałem i przeniosłem hologram z ekranu nad swoją rękawicę od kostiumu i rozrysowałem na niej drogę jaką muszę przejść przez wentylację aby dostać się do pomieszczenia w którym powinien być laser. Przejrzałem jeszcze monitoring i zapisy z ostatnich 2 dni.
- Idę spytać się M'gann czy skusi się na tą akcję- powiedziałem pod nosem i poszedłem w stronę pokoju marsjanki. Gestem dłoni wyłączyłem hologram i zapukałem w drzwi jej pokoju. Usłyszałem kroki i zaraz po tym drzwi zostały otwarte a w nich stanęła zielona dziewczyna. Uśmiechnęła się do mnie i przesunęła się dając mi przejście do jej pokoju. Delikatnie uśmiechnąłem się i wszedłem.
- Jak tam? Dawno nie rozmawialiśmy- stwierdziłem przyglądając się jej po czym zdjąłem maskę. Dziewczyna przymknęła powieki. Przez moją głowę przeleciało milion obrazów.
- Udało ci się 2 razy zerwać i zejść się z Connerem? Wow, rekord- mruknąłem.
- Jak chcesz to przewertój mnie też, żeby opowiedzieć to co się ostatnio działo potrzeba by było miesiąca.- westchnąłem i zaraz później dłoń zielono-skórej  wylądowała na moim czole.
- Jezu, zabiłeś Slade'a! I do tego przez to prawie umarłeś, a z drugiej strony jak tam rana? O, i jeszcze poznałeś tylu różnych ludzi, i chyba masz problem z przygarnianiem dzieci. Dokładnie jak Bruce- zaśmiała się a ja przewróciłem oczami.
- Rana dobrze, nie nie mam problemu jak Bruce bo w tej chwili była by tam 10 dzieci.- stwierdziłem z delikatnym uśmiechem.
- I mam jedno pytanie. Chciałabyś iść jutro ze mną na misję żeby ukraść ten zasrany laser Luthorowi?- spytałem dziewczynę, która z uśmiechem rzuciła się twarzą na łóżko.
- Jasne, tylko mógłbyś mnie obudzić? Budzik mi dzisiaj umarł- powiedziała marsjanka na co ja się cicho zaśmiałem.
- Jasne, nie ma sprawy- powiedziałem i wyszedłem z pokoju zostawiając ją samą. Założyłem spowrotem maskę i poszedłem do centrum operacyjnego. Podłączyłem się do danych operacyjnych i łamiąc wszystkie hasła i przechodząc przez fierwall'e ściągnąłem wszystkie dane Ligi Sprawiedliwości i Ligi Młodych. Wyszedłem z centrum i poszedłem w stronę wyjścia z góry sprawiedliwości. Chwilę później stałem w wyjściu przez które od razu przeszedłem. Znów stałem w tej okropnej uliczce. Przeszedłem przez ulicę i wskoczyłem przez okno szarego budynku wprost do swojego mieszkanka. Wziąłem swoją torbę i ją rozpakowałem zabierając z niej koszulkę i bokserki. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę łazienki w której wziąłem prysznic i generalnie ogarnąłem się po czym przebrałem się w przygotowane wcześniej ubrania. Zgrałem wszystkie dane na pendrive'a i położyłem się na kanapie. Nie minęła chwila a ja już byłem w słodkiej krainie Morfeusza.

~~6 godzin później~~

Wstałem z kanapy gdy usłyszałem budzik dobiegający z mojego telefonu. Przetarłem twarz dłońmi i poszedłem w stronę kuchni. Wyciągnąłem z lodówki mleko i płatki. Wziąłem miskę i wyspałem do niej płatki które chwilę później zapałem mlekiem. Po zjedzeniu śniadania przebrałem się w swój strój i ruszyłem w stronę góry sprawiedliwości. Gdy przeszedłem przez kuchnię wszedłem w korytarz w którym znajdowały się pokoje młodych bohaterów. Podszedłem do 6 drzwi po lewej w które zapukałem. Otworzyła mi w pełni ogarnięta marsjanka z delikatnym uśmiechem na twarzy. Wszedłem do jej pokoju i wyświetliłem nad moją rękawicą plan korytarzy wentylacyjnych. Pokazałem jej miejsce w które powinna nas przenieść i chwilę później stanęliśmy w jednym z korytarzy. Otworzyłem wejście do wentylacji i puściłem ją przodem a sam podłączyłem się do systemu operacyjnego. Wyłączyłem niezauważalnie wszystkie kamery i czujniki ruchu. Rozejrzałem się jeszcze wokół siebie i wyszedłem do szybu wentylacyjnego. Usiadłem przy ścianie i włączyłem hologram, który pokazał mi i marsjance odpowiednią drogę do pomieszczenia z poszukiwaną bronią. Czołgaliśmy się w ciszy. Cała ta sytuacja jest śmieszna. Mieliśmy być drużyną zawsze, a skończyło się jak się skończyło. Ja stworzyłem kolejną wersję siebie i drużynę, Artemis i Wally przeszli na jakby emeryturę z której rudowłosy wielokrotnie rezygnował dla Barry'ego lub najzwyczajniej na świecie Central city. Do drużyny dołączyła grupa świeżaków, którzy są trenowani przez starych członków z drużyny i Ligę. Ludzie rozchodzą się w swoje strony ale z nich wszystkich ja i tak odszedłem najdalej w przód zostawiając ich za sobą. Z jednej strony było to błędnym posunięciem z mojej strony. Z kolei z drugiej strony był to dobry, jak i konieczny dla mnie ruch. Był mi potrzebny tylko i wyłącznie dla tego że musiałem iść przed siebie. Reszta została tam gdzie jest ponieważ było im tak na rękę. Ale ja potrzebowałem od tego przerwy i potrzebowałem zająć się Richard'em Grayson'em. Bo ta tożsamość była używana bardzo żadko, prawie wcale. Ale kto by o to dbał oprócz jego samego? No i oczywiście nikt o to nie dbał, nawet Alfred. Ale mimo to Dick też za to odpowiadał. Po prostu wolał być wspaniałym, ciekawym Robinem, a nie zwykłym, nudnym i monotonnym sobą.
"Masz ciekawe konflikty wewnętrzne" stwierdził głos marsjanki w jego głowie.
"M'gann co do kurwy?" Spytałem z delikatnym zażenowaniem i złością.
"Połączyłam nas gdy nas przeniosłam tutaj, nie chcę ryzykować tym że ktoś nas usłyszy" stwierdziła od tak.
"Mądre posunięcie, i tak dla pewności. Nie jestem zły, tylko bardziej zażenowany tym że słyszałaś moje nieszablonowe pojmowanie świata"
"Spokojnie, nikomu nic nie powiem. A poza tym Conner i Wally myślą bardzo podobnie, nie to że słucham ich myśli. One po prostu same do mnie przychodzą." Pokiwałem głową na znak zrozumienia i wykopałem kratkę przez którą zaraz później przeszedłem. Moim oczom ukazało się działko otoczone prowizorycznym więzieniem pod napięciem. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyciągnąłem jedną z moich pałek. Ustawiłem je na najwyższym poziomie rażenia i uderzyłem w jeden ze słupów. Ten jakby wydał z siebie niepokojący dźwięk i wyłączył się. W chwili kiedy przestał działać M'gann przeszła przez pręty i zabrała laser. Zanim ochrona weszła do pomieszczenia nas już nie było.

Staliśmy w samym centrum góry sprawiedliwości. Przed nami pojawił się Conner i Red Tornado. Conner przejął działko i gdy już miał je odnieść w bezpieczne miejsce wbiegł w niego Impuls z goniącym go niebieskim żukiem. Super boy nie chcąc zniszczyć broni upadł na klatkę piersiową wprost przede mnie i aby jej nie upuścić ścianą ją wciskając jakieś przyciski i strzelając we mnie laserem. Promień odrzucił mnie na kilka metrów.

---

Sory za tak długą nieobecność. Brak weny robi swoje, więc łapcie 2 rozdziały tak na zgodę :D

Nothing ends today|| Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz