POV. Dick
Byłem w jakimś prostokątnym pokoju z czarnymi ścianami i białą podłogą. W rogu stała niebieska kanapa a na środku pokoju znajdował się biały fotel. Chciałem z tąd jak najszybciej i najdalej wyjść ale był jeden zasadniczy problem, nie było tu drzwi tylko wielkie lustro. Przy lustrze stał jakiś chłopak który miał rękę w lustrze i coś mówił. Podszedłem do niego i uważnie mu się przyjrzałem. To był Jeryho, tylko co on tu robi i o czym mówi? Delikatnie szturchnąłem go w ramię a chłopak odwrócił się w moją stronę i się uśmiechnął, powiedział do lustra coś jeszcze i wyjął z niego rękę. Poprowadził mnie na kanapę a sam usiadł na fotelu i spojrzał na mnie pytająco.
- jak się czujesz, coś pamiętasz?- spytał.
- pamiętam wszystko aż do zabicia Slade'a, dalej nie pamiętam już nic i czuję się dobrze, tylko jestem trochę zmęczony- powiedziałem i jeszcze raz spojrzałem na niego, jak mi go brakowało. Ile razy zatrzymywałem się w miejscu i nie mogłem nic zrobić przez palące poczucie winy...
- słyszę twoje myśli Dick, to nie twoja wina. To wina tylko i wyłącznie mojego ojca, i dzięki że mnie uratowałeś, myślałem że zginę w głowie mojego ojca.- powiedział i wstał siadając koło mnie. Kiwnąłem smutno głową i zawiesiłem głowę.Siedzieliśmy tak jakiś czas w ciszy aż do momentu w którym chłopak delikatnie mnie przytulił. Łzy napłynęły mi do oczu i wtuliłem się w niego.
- Jesteśmy teraz w twojej głowie Dick, powinieneś tu zostać jakiś czas, ale nie będę cię zmuszać. Ale proszę, zostań. W razie czego ja mogę użyć twojego ciała i załatwić wszystko.- powiedział i podszedł do lustra.Ja usiadłem na kanapie i zamknąłem oczy, czułem jakbym się topił. Gdy znów otworzyłem oczy wszędzie wokół mnie było ciemno i cicho. Każde moje słowo było jakby nieme, normalnie jakbym był w próżni. Nie potrzebowałem tlenu ani jakiegokolwiek ruchu. Byłem sam, ale mimo to czułem się obserwowany. Mmh, było mi tak bardzo dobrze, nie potrzebowałem niczego, wystarczyło mi życie i dryfowanie w przestrzeni. Zamknąłem oczy i gdy znów je otworzyłem siedziałem na kanapie i potrząsał mną Jeryho.
- DICK, uh już się bałem że znikniesz w swoim umyśle, nie możesz tak robić. Przez moją obecność i kierowanie twoim ciałem ty jako dusza możesz zniknąć, więc błagam zostań tu- powiedział wystraszony chłopak.
-dobrze, ale kiedy będę mógł przejąć kontrolę?-spytałem.
- zasadniczo to możesz ją przejąć teraz, jest już 10 rano- powiedział. Kiwnąłem głową i podszedłem do lustra i z pomocą Jeryho przeszedłem przez nie.Pierwsze co ujrzałem to światło, które z każdą chwilą wygasało aż moim oczom ukazał się szary pokój. Delikatnie dotknołem opatrunek na mojej ranie po czym podparłem się na ramionach ustawiając się w pozycji siedzącej. Rana bolała niemiłosiernie ale zbagatelizowałem to i rozejrzałem się po pokoju. Gar spał na kanapie, Rachel na krześle a Jason koło Garfield'a na ziemi. Uśmiechnąłem się na ten widok i cicho kaszlnąłem resztkami krwi wycierając je rękawem i budząc tym Jason'a. Chłopak natychmiast poderwał się na nogi i gdy mnie zobaczył natychmiast do mnie podbiegł mocno się we mnie wtulając.
- matko, ty żyjesz!- krzyknął puszczając mnie i siadając obok mojego łóżka oraz budząc Rachel i Gara.
- jak się czujecie? Wszystko dobrze? Macie jakieś rany?- pytałem na co oni odpowiedzieli zgodnie -wszystko dobrze- tym samym mnie uciszając.
-zimno tu- powiedziałem i szczelniej okryłem się kocem. Zdziwiło mnie to że wciąż miałem na sobie dół od swojego stroju a od pasa w dół byłem nagi. Delikatnie zaczerwieniłem się i owinąłem się jeszcze szczelniej swoim chwilowym odzieniem.
- zawołacie Kori albo Donnę?- spytałem kładąc się na łóżku. Nastolatkowie rzucili mi niezrozumiałe spojrzenie na które przewróciłem oczami i po kilku chwilach do sali weszła Donna z pytaniem na twarzy.
- jak głęboko?- spytałem.
- na wylot. Wszystko jest pozszywane ale i tak nie rób zbyt gwałtownych ruchów- powiedziała kobieta. Chciałem powiedzieć coś jeszcze ale Donna jakby czytała mi w myślach.
- nie nigdzie nie idziesz, zaraz przyniosę ci coś na przebranie- powiedziała wychodząc z sali. Uśmiechnąłem się pod nosem i przeczesałem dłonią potargane włosy.
Zdjąłem z siebie koc i odwinąłem plaster z rany uważnie ją oglądając. Była dość szeroką jak na katanę, chyba jak ją wyjmowałem to jeszcze bardziej się poharatałem. Szwy były dość mocne i wytrzymałe, z tego co widzę szyła mnie Donna i jeszcze do tego ten bandaż wokół mnie. Tylko Donna wie jak mnie opatrzeć żebym się bardziej nie poharatał. Usiadłem na łóżku i zwiesiłem z niego nogi odrywając z ramienia kroplówkę. Ciepła ciecz pociekła po mojej ręce. Wziąłem chusteczkę i starłem krew z ręki jednocześnie przyciskając ją do małej ranki z której chwilkę później przestała lecieć ciecz.
- co ty odpierdalasz Dick?- spytał Jason.
- przecież nie będę tu siedział, nie zmusicie mnie- powiedziałem gdy do pokoju weszła Donna podając mi ubranie.
- zostajesz pojebie, i bez dyskusji. Dajcie mu się przebrać dobrze?- powiedziała wychodząc. Za nią wyszła reszta a ja zostałem sam. No po prostu zajebiście."Nie jesteś sam, przecież jestem jeszcze ja"
No tak. Zapomniałem o Jeryho.
- mógłbyś chwilę nie patrzeć, aż się przebiorę?- spytałem na co odpowiedziała mi głucha cisza. Wziąłem ją za nieme tak i szybko przebrałem się w luźne dresy, koszulkę z długim rękawem i bluzę z uniwersytetu Gotham. Matko jak ja nienawidziłem tej szkoły, a mimo to zawsze miałem najlepsze stopnie, ironia. Ułożyłem się z powrotem na łóżku i jeszcze raz przyjrzałem się ranie, nie było źle. Skoro podczas przebierania się jest ona w nienaruszalnym stanie, to chyba mogę chodzić, prawda?"Nie Dick, nie możesz"
- Będziesz mi tak gadać, prawda?- spytałem.
"Jak będziesz miał takie schujałe pomysły, to tak"
Westchnąłem i popatrzyłem w sufit i wtem usłyszałem mój dzwonek do telefonu. Wziąłem go i sprawdziłem kto dzwoni. Barbara...nie chcę z nią rozmawiać. Okłamała mnie w najgorszy sposób jaki mogła i nie wiem czy mógłbym jej to wybaczyć. Szczególnie że wczoraj prawie umarłem, ale to już taki chleb powszedni dla mnie. Odrzuciłem połączenie i odłożyłem telefon gdy znów usłyszałem jego alarm.
Tym razem dzwonił najszybszy rudzielec świata więc bez zbędnego myślenia odebrałem.
- hej, coś się stało że dzwonisz?-.
/-nie, po prostu nudzi mi się i liczyłem że się spotkamy- powiedział Wally.
- wiesz że ja z chęcią, ale chwilowo jestem w skrzydle szpitalnym przez naszego przyjaciela w czarno-pomarańczowej masce- powiedziałem najzwyczajniej na świecie.
/- Co on ci zrobił?!- spytał przerażony.
- chciał zaatakować Donnę a mi się włączył tryb ratowania i skończyłem z kataną w brzuchu na wylot- powiedziałem na jednym wdechu. Chwilę później staną przede mną rudowłosy z niemałym strachem na twarzy.
CZYTASZ
Nothing ends today|| Dick Grayson
FanfictionDick wielokrotnie był w sytuacji bez wyjścia, ale kiedy jego sumienie w postaci Bruca Wayne'a zaczęło go nękać nie mógł wytrzymać. Ludzie się łamią, ale on był wystarczająco silny aby stawić temu czoło, ale ile jeszcze tak wytrzyma?