Patrzyłem w czystobiały sufit mojego pokoju przez całą noc. Gdy usłyszałem budzik dochodzący z mojego telefonu cicho westchnąłem i wstałem z łóżka. Była to moja pierwsza noc we własnym łóżku od Slade'a. Niby cieszę się że po tylu dniach w końcu mniej więcej wróciłam do zdrowia i mogłem na spokojnie spędzić trochę czasu sam we własnym pokoju, ale przez całą noc nie mogłem spać. Po prostu coś mi nie pozwalało. Podszedłem do lustra i przyjrzałem się swojej postaci. Moja skóra miała delikatnie jasno-matowy odcień. Ciemne włosy swobodnie opadały mi pasemkami na twarz odkrywając trochę przymglone morskie oczy. Zaczesałem dłonią włosy i znów usiadłem na łóżku kładąc się w poprzek niego. Chyba nic dzisiaj nie zrobię. Tak mi się nic nie chce, eh. Przetarłem twarz dłońmi i sięgnąłem po telefon. Jedno nieodebrane połączenie od Bruca. 2 od Alfreda. O co im chodziło, i szczególnie o 5. No dobra, czasami wstaję o tej godzinie, ale nie teraz. A raczej nie dopóki nie wrócę do siebie.
Od kogo najlepiej odebrać? Od Bruce'a czy Alfreda? I to i to może skończyć się śmiercią jeśli coś zrobiłem. Po dłuższym namyśle wybrałem numer Alfreda i czekałem na połączenie.
- Halo?- spytałem.
- Dzień dobry paniczu Dick. Panicz Bruce kazał cię poinformować że przygarnął chłopca. Stracił ojca w wypadku- powiedział starszy.
- Alfred, jeżeli te dziecko ma mieć normalne dzieciństwo i nienaruszoną psychikę trzeba było zabronić Bruce'owi go przygarniać.- stwierdziłem przecierając twarz dłonią i westchnąłem.
- jak się nazywa?- spytałem jeszcze.
- Tim Drake, wyśledził Bruce'a i włamał się do systemu bat jaskini.- powiedział.
- Sprytnie, tylko tym razem niech do stroju Robina dostanie normalne spodnie- zaśmiałem się.
- Dopilnuję tego, i panicz Bruce kazał ci też przekazać żebyś na kilka dni przeniósł się do Blüdhaven, Connor cię potrzebuje, więcej nic nie wiem.-
- Rozumiem. Spakuję się i będę tam jutro rano, dobrze?- powiedziałem wzdychając.
- Przekażę paniczowi Bruce'owi- stwierdził i się rozłączył.
- Jezu, co tym razem?- spytałem sam siebie. Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. Zegar wskazywał 7 rano. Wziąłem z lodówki mleko i płatki. Wyspałem je do miski i zalałem je mlekiem po czym poszedłem do stołu z moim śniadaniem i powoli je zjadłem. Po skończeniu jedzenia odłożyłem naczynia do zlewu i poszedłem w stronę swojego pokoju. Przygotowałem swój kostium i kilka kompletów ubrań. Jak będzie Connor to i pewnie M'gann i Artemis. Czy jestem gotowy się z nimi spotkać po tylu latach? Z Wally'm i Roy'em nie było źle. Oby z nimi też. A poza tym tylko Roy i Wally znają moją prawdziwą tożsamość więc też inaczej mnie odbierają. A teraz idąc tym tokiem myśli to po co pół kryptończykowi zwykły tajny agent? Wątpię że do porozmawiania. Ważne żeby nie wymagało to specjalnych wysiłków. Dla nich jestem w stanie zrobić wszystko ale skoro rana już się zabliźniła to niech tak zostanie chociaż miesiąc. Przebrałem się w jakieś luźne ciuchy i poszedłem w stronę okna. Przez jakiś czas przyglądałem się niebu i całemu miastu. Pogoda była jak zawsze piękna. Będę musiał poinformować Jason'a o tym że Bruce ma nowego wychowanka. Kolejne biedne dziecko, które zostanie bezpowrotnie wyniszczone przez nietoperza. Ale jemu pewnie uda się zchakować albo chociaż namierzyć wszystkie trackery. Jebany Bruce. Nigdy nie dawał mi wolności. Samej jebanej wolności. Już w tej chwili nie mówię o zachowaniu rodzicielskim z jego strony. Byłem zostawiony sam sobie, gdy wyjeżdżał na misje albo w sprawach służbowych. Byłbym totalnie sam gdyby nie Alfred, który zawsze dla mnie był gdy go potrzebowałem. Przez większość czasu był niczym cień, duch lub zjawa. Oby ten dzieciak miał w miarę normalnie. Może Bruce po 2 wpadkach nauczył się czegoś o wychowaniu dzieci. Ale kto go tam wie, a w razie czego zawsze jest jeszcze Alfred. Ale to nie on w papierach widnieje jako opiekun chłopaka, Jason'a i jego samego, mimo to Bruce nigdy tego raczej nie zrozumie. Niby przeżył to samo a i tak nie potrafi żadnemu dziecku zapewnić tego czego sam potrzebował jako smarkacz. Jedyne co robił to przelewał na mnie swoją złość, zawiść i nieufność w stosunku do każdego napotkanego człowieka. I co w tym dobrego i potrzebnego? Totalnie nic. I właśnie taka była polityka Wayne'a.Przeczesałem dłonią włosy i wróciłem do pakowania się. Drużynie najłatwiej będzie powiedzieć że jadę pomóc tamtejszej policji na jakiś czas. I chyba właśnie to im powiem. Bez niepotrzebnych wymyślnych kłamstw, po prostu coś w miarę wiarygodnego. Wziąłem jeszcze świeży bandaż żeby ubezpieczyć ranę na gwałtowniejsze ruchy z mojej strony i wyszedłem z pokoju. Szedłem długim korytarzem gdy usłyszałem swój dzwonek do telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni spodni i na ekranie zauważyłem imię osoby z którą myślałem że już nigdy nie będę miał doczynienia. Barbara Gordon. Chwilę stałem w miejscu i zastanawiałem się czy odebrać. Końcowo przezwyciężyłem pewien rodzaj odrazy do kobiety i odebrałem. Rozmowa była krótka. Ona płakała i przepraszała za kłamstwo a ja ją wysłuchałem. Powiedziałem jej prosto z mostu że na chwilę obecną ona dla mnie nie istnieje. Ona płakała dalej. Ja ze stoickim spokojem i kamiennym wyrazem twarzy rozłączyłem się i poszedłem dalej w głąb korytarza. Zatrzymałem się dopiero w kuchni w której był Gar, Kori i Jason. Przywitałem się z nimi i poprosiłem Jason'a na słówko. Chłopak rzucił mi pytające spojrzenie i podrzedł do mnie.
- o co chodzi Dick?- spytał.
- Bruce zaadoptował kolejnego dzieciaka.- powiedziałem.
- CO?- pisnął chłopak.
- ćśś, odwiedzę ich jak będę dziś jechał do Blüdhaven.- szepnąłem na co chłopak pokiwał głową.
- tylko po co jedziesz do Blüdhaven?-
- pomóc tamtejszej policji i odwiedzić kilka osób- delikatnie nagiołem prawdę i ruszyłem w stronę siłowni.
- nie powinieneś jeszcze ćwiczyć- usłyszałem za sobą głos Hanka. Przewróciłem oczami i nie zatrzymując się pokazałem mu środkowy palec nawet się do niego nie odwracając.Wieczorem założyłem mój kostium i plecak z odpowiednimi rzeczami. Uchyliłem okno i wystrzeliłem linkę z hakiem która złapała się budynku na przeciwko. Jeszcze raz omiotłem mój pokój wzrokiem po czym wyszedłem przez okno zjeżdżając po lince na dach jednego z niższych budynków San Francisco. Dalej biegłem już przed siebie aż do pewnej ciemnej i oddalonej od centrum miasta uliczki. Na końcu jej stała budka telefoniczna do której niemal od razu wszedłem i nacisnąłem słuchawkę. Chwilę później byłem w Blüdhaven tuż przed moim zapasowym mieszkaniem. Do którego po chwili wszedłem przez okno i w którym zostawiłem plecak. Znów wyszedłem oknem i stanąłem w uliczce z której przed kilkoma chwilami wyszedłem. Nacisnąłem jedną z cegiełek budynku przy którym stałem i przymknąłem powieki. Gdy znów je otworzyłem stałem w świetle które prowadziło mnie przez małą wnękę. Przeszedłem przez nią i moim oczom ukazał się zespół Young Justice.
- Nightwing A1- odpowiedziała sztuczna inteligencja.
- Miło was znów zobaczyć..-
CZYTASZ
Nothing ends today|| Dick Grayson
FanfictionDick wielokrotnie był w sytuacji bez wyjścia, ale kiedy jego sumienie w postaci Bruca Wayne'a zaczęło go nękać nie mógł wytrzymać. Ludzie się łamią, ale on był wystarczająco silny aby stawić temu czoło, ale ile jeszcze tak wytrzyma?