Oh god

178 10 4
                                    

Leżałem w łóżku w skrzydle szpitalnym i słuchałem już jakieś 20 minut wykładu Wally'ego o bezpieczeństwie. Przecież nie jestem głupi. Jestem dorosły. I gdzie dzieciaki kiedy ich potrzeba? Dobra trzeba to ukrucić, tylko zrobić to na ofiarę czy po prostu? Chyba w obecnej sytuacji najlepszym wyjściem będzie po prostu.
- Wally, błagam przestań. Wczoraj prawie umarłem, daj mi odpocząć albo wyjdź dobrze?- powiedziałem znudzonym głosem. Mężczyzna westchnął i usiadł przy moim łóżku.

"To ten twój przyjaciel? W końcu ktoś kto się z tobą nie pierdoli Dick"

- Jeryho proszę przestań, on po prostu za dobrze mnie zna- powiedziałem a rudowłosy popatrzył na mnie trochę zaniepokojonym wzrokiem.
-to Jeryho, wiesz co zrobić kolego- powiedziałem i zaraz później w mojej głowie zostałem tylko ja. Mężczyzna jakby się zawiesił i po kilku minutach Jeryho znów wrócił do mnie i ochłodził moje rozgrzane ciało, które zadrżało pod wpływem wiatru. Nakryłem się szczelniej kołdrą i spojrzałem na Wally'ego.
- no to już wszystko wiesz. A poza tym, podasz jakiś Ibuprom?- spytałem na co rudowłosy w ułamku sekundy pojawił się ze szklanką wody i tabletkami.
- Dziękuję- powiedziałem i z trudem usiadłem przy okazji sycząc z bólu i wziąłem 2 tabletki które natychmiast połknąłem.
- aż tak boli?- spytał na co ja mimowolnie przytaknąłem i usiadłem na krańcu łóżka. Oparłem się o nie i zszedłem z łóżka idąc do wyjścia z sali ale moją drogę zagrodził rudowłosy.
- nigdzie nie idziesz- stwierdził stanowczo.
- chcę wyprostować kości i idę po ładowarkę do telefonu- powiedziałem patrząc mu prosto w oczy.
- Jeryho, wiesz co robić- powiedział Wally i w tym momencie zostałem brutalnie wciągnięty spowrotem do pokoiku.
- co jest kurwa?- krzyknąłem i podszedłem do lustra. Gdy dotknołem jego tafli coś poraziło mnie w rękę i odsunęło na kilka metrów.

Usiadłem na kanapie i oparłem się łokciami o kolana przymykając powieki i wzdychając z bezsilności. Gdy tylko znów je otworzyłem byłem w tym tak pięknym, spokojnym i tak potrzebnym mi miejscu. W uszach rozbrzmiewała mi cicha melodia, tak spokojna i urzekająca. Nawet w najpiękniejszych marzeniach nie czułem się tak wspaniale, bez żadnych potrzeb bez żadnych smutków, bez nikogo. Czas dla mnie nie istniał, byłem tylko ja. Ale nic nie trwa wiecznie, szczególnie że obiecałem komuś iż nie umrę.

Znów zamknąłem oczy i tym razem obudziłem się z totalną kontrolą. Z powrotem leżałem na łóżku przykryty kołdrą, i ten znajomy ból w okolicach brzucha. Usiadłem na łóżku i popatrzyłem na Wally'ego siedzącego przy ścianie.
- możesz iść ale ja idę razem z tobą tuż za tobą- powiedział i wstał równo ze mną. Kiwnąłem głową i ruszyłem w stronę swojego pokoju, a za mną oczywiście West.
- Dick, nie powinieneś chodzić. Kto to jest?- spytał Jason.
- Walter "Mama" West, Kid Flash- powiedziałem znużonym głosem mocniej przyciskając tętnicę nad raną.
- śmieszne Dick, hahaha- stwierdził Wally przewracając oczami. Uśmiechnąłem się pod nosem i wszedłem do swojego pokoju od razu zgarniając ładowarkę i zakładając moje trampki. Podszedłem do swojego lustra i ułożyłem swoje włosy. Usiadłem na łóżku i podwinąłem koszulkę i bluzę odsłaniając bandaż. Zdjąłem bluzę i bluzkę po czym odwinąłem bandaż zrywając plaster z gazą ukazując świeże szfy i wyschniętą krew.
- pomóc ci?- spytał mężczyzna.
- jakbyś mógł- powiedziałem i otworzyłem apteczkę. Rudowłosy podszedł do mnie i ukucnął wyciągając wodę utlenioną i waciki. Delikatnie polał moją ranę wodą i wytarł wacikami, na co cicho syknąłem z bólu i odchyliłem głowę do tyłu opierając się na ramionach.
- przepraszam- powiedział cicho i zakrył ranę gazą owijając mnie bandażem.

Mężczyzna popatrzył mi w oczy namiętnym jak i żarliwym spojrzeniem. Delikatne ciepło zalało moje ciało. Na twarzy rudowłosego pojawił się nieznaczny lecz soczysty rumieniec. Mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Mężczyzna wszedł nademnie od razu mnie dominując. Patrzył na mnie chwilę po czym zwrócił swój wzrok na moje usta do których prawie od razu przywarł na zmianę przygryzając górną i dolną wargę. Delikatnie przymknąłem powieki oplatając biodra Wally'ego nogami i wręcz redukując jakąkolwiek przerwę między nami. Mężczyzna zaczął błądzić dłońmi po moim wyrzeźbionym torsie. Badając fakturę mojego ciała pogłębił pocałunek delikatnie rozchylając moje wargi i wsuwając między nie swój język. Uważnie badał moje podniebienie gdy poczułem wibrację jego ciała. Śmieszna ta jego moc. Szczególnie w takich chwilach. Gdy jego spragnione dłonie zeszły z mojej klatki piersiowej niemal od razu natrafiły na ranę dość boleśnie ją podrażniając. Cichy jęk opuścił moje usta które prawie od razu zostały pozbawione ust rudowłosego.
- p-przepraszam- powiedział zziajany.
- n-nie ma sprawy, tylko możemy wrócić do skrzydła szpitalnego bo chyba mi szwy pękły- powiedziałem zarumieniony i gdy mężczyzna zszedł ze mnie powoli wstałem do siadu i obejrzałem ranę. Szwy były na miejscu, ale i tak powinienem wrócić bo reszta będzie się martwić. Założyłem już samą bluzę i wstałem pokazując dłonią aby Wally też wstał. Razem z nim poszedłem wzdłuż korytarza do skrzydła szpitalnego gdy przypomniała mi się jedna w tej chwili najistotniejsza rzecz.
- Jeryho, tej sytuacji nie było, jasne?- spytałem chłopaka.

"Jasne hahaha"

- z czego się śmiejesz?-

"Masz widoczną słabość do rudzielców"

- ...serio? Przestań przeglądać moje wspomnienia młody człowieku- powiedziałem z jednej strony zażenowany a z drugiej zły.

"No już, już"

Westchnąłem i położyłem się na łóżku kończąc kłótnię z Jeryho. West zaśmiał się cicho pod nosem i przykrył mnie kołdrą. Patrzyłem na niego chwilę do momentu aż wybiegł z pokoju w tym swoim super tempie. Dziwna sytuacja. Ale dzieją się różne rzeczy.
- no może i mam słabość do rudzielców- przyznałem chłopakowi i popatrzyłem w sufit. Dziwne to wszystko. Świat jest dziwny. Życie jest dziwne. Dalej boli mnie brzuch mimo tych tabletek. Generalnie jestem cały obolały, pewnie tak jak reszta drużyny. Położyłem się na prawym boku i dosłownie z dupy przy moim łóżku pojawiła się Kori z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- hej, jak się czujesz?- spytała siadając na fotelu obok mojego łóżka.
- eem, nie jest źle?- powiedziałem niepewnie i skuliłem się przytulając się do kołdry.
- mhmm.., jesteś bardzo osłabiony,  czemu dołączyłeś sobie kroplówkę? Daj ramię- powiedziała kobieta łapiąc moje ramię swoją zabandażowaną ręką.
- jak tam twoja ręka?- spytałem.
- stłuczona, ale szybko się regeneruję więc jutro nic nie będzie. Gorzej z Dawn i Jason'em i z tobą Dick. Na razie odpoczywaj, okej? Potrzebujesz czasu żeby wrócić do formy. A w sprawie Slade'a, został zabrany przez Wayne Enterprices na badania.- stwierdziła kobieta wbijając mi igłę w ramię.
- odpoczywaj- powiedziała puszczając mi oczko po czym wyszła. Ja nią mając nic konkretnego do roboty poszedłem spać.

Nothing ends today|| Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz