18: Kiedy przestaniesz wyśmiewać moje trampki?

61.8K 1.7K 2.7K
                                    


W poniedziałek rano, gdy zaparkowałam na szkolnym parkingu, byłam przerażona.

Nie chciałam wychodzić, ponieważ obawiałam się spotkania z Cody'm. Nie wyobrażałam sobie jak teraz będzie wyglądać nasza wspólna lekcja biologi. Nie było mowy o zmianie miejsca, ponieważ wszystkie ławki były już zajęte.

Normalne, że o całej sytuacji opowiedziałam Norze i Alex'owi. Nie mogłabym udawać, że wszystko gra, wyczuliby to, a ja chyba potrzebowałam się komuś wygadać. Wiedziałam, że mogę na nich liczyć. Oczywiście przemilczałam pikantne szczegóły takie jak pocałunek z Miles'em albo to, że jego ojciec jest szefem mafii.

Wzięłam głęboki wdech i w końcu wysiadłam z auta. Swoją drogą naprawienie go zajęło jakiś czas, ale przynajmniej teraz działa jak nowy.

Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę szkolnego budynku. W środku przystanęłam przy swojej szafce i otworzyłam ją, a później wyjęłam potrzebne książki. Ucieszyłam się, kiedy po chwili zobaczyłam idącego w moją stronę Alex'a.

Zanim jednak zdążył do mnie dotrzeć, przed moimi oczami stanął nie kto inny jak Cody.

Nawet na niego nie spojrzałam, zatrzaskując szafkę i szykując się do odejścia.

- Czekaj, wysłuchaj mnie..- zaczął, sięgając dłonią w moją stronę i chwytając mnie za ramię.

Momentalnie spojrzałam mu w twarz i wyrwałam się, mrużąc oczy.

- Nie. Dotykaj. Mnie. - powiedziałam wyraźnie każde słowo.

- Lindy, ja nie miałem wyboru, Bradshaw mnie zmusił..

- Zawsze jest jakiś wybór.

W tym momencie obok mnie zjawił się Alex, za co byłam mu wdzięczna.

- Idziemy na matmę?- zapytał, kompletnie ignorując Cody'ego, a ja przytaknęłam.

- Zaczekaj..- ciągnął brunet, a ja miałam ochotę mu przywalić.

Alex odwrócił na niego swój wzrok i zmierzył go nim z uniesioną jedną brwią.

- Spadaj chłopcze - powiedział mu, a ja prawie parsknęłam śmiechem, ponieważ brzmiało to wręcz komicznie.

Ruszyliśmy w stronę klasy, zostawiajac Cody'ego z tylu. Następne lekcje minęły bezboleśnie. Do czasu kiedy nie nadeszła pora ostatniej - biologi.

Weszłam spokojnie do sali, jak gdyby nigdy nic, łudząc się, że Cody nie będzie już tam na mnie czekał. Niestety się myliłam. Siedział tam i patrzył prosto na mnie. Stukał palcami o blat laski i wydawał się być zdenerwowany.

Niechętnie podeszłam do niego i usiadłam obok, w ogóle na niego nie patrząc i nie odzywając się. Niestety Cody nie potrafił zrozumieć mojej aktualnej niechęci względem niego, ponieważ czułam, że na mnie patrzy, a po chwili usłyszałam jego głos.

- Zagroził mi, że jeśli nie zrobię tego, czego mi karze to zniszczy mi życie - powiedział na tyle cicho, że tylko ja w klasie mogłam to usłyszeć.

Dalej na niego nie spojrzałam i nie miałam nawet ochoty odpowiadać, ale on dalej ciągnął swoje.

- Kazał mi zagadać do Ciebie na tamtej imprezie. Kazał mi Cię do niego przyprowadzić.

Zaśmiałam się pod nosem, ponieważ to brzmiało absurdalnie.

- Poważnie? Masz czelność jeszcze w ogóle ze mną rozmawiać?

Hurts so goodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz