09. GORĄCZKA

4.1K 258 32
                                    

Dwudziestego czwartego listopada miało odbyć się pierwsze zadanie. Smoki po ciężkiej pracy łowców i magizoologów były w pełni przygotowane i tylko czekały na to aby je wypuścić. 

Evelyn przystanęła przed namiotem dla reprezentantów. Odetchnęła głęboko, czując jak zmęczenie coraz bardziej ogarnia jej ciało, po czym weszła do środka. Wszyscy spojrzeli w jej stronę z pytaniem wymalowanym na twarzy. Dziewczyna zignorowała spojrzenia innych osób, a skupiła się wyłącznie na dyrektorze.

— Są gotowe — oznajmiła poważnym tonem. Wiedziała, że ze smokami nie ma żartów. Choć może bardzo ją podniecały, to na własną skórę doświadczyła już ich ognia, przez co to podniecenie nieco opadło.

— W takim razie, możemy zaczynać. — Dyrektor pokiwał głową, a na twarzach reprezentantów, a przede wszystkim Potter'a widać było stres. — Panie Diggory, na znak z armaty może pan za... — Nie dokończył, bo huk z wystrzelonej armaty rozpoczął już pierwsze zadanie.

Evelyn w pośpiechu przeszła na trybuny. Znalazła Toma i Margot, którzy od razu, gdy ją zauważyli pomachali do niej. Usiadła obok nich i otuliła się płaszczem, tym samym którego omal nie spalił ogień smoka, ale teraz wyglądał jakby był całkiem nowy.

— Omija cię cała zabawa! — krzyknął rozbawiony Tom, machając chorągiewką z wizerunkiem Victora Krum'a.

— Teraz zaczynam zmieniać zdanie, że praca ze smokami jest rzeczywiście upierdliwa — mruknęła niezadowolona, a blondyn pokręcił głową, klepiąc ją po plecach.

— Kiedy ci o tym mówiliśmy, to jakoś nie słuchałaś, a teraz masz za swoje. — Margot wystawiła jej język, dobrze wiedząc, że to prawda. — Siadaj i na chwilę odpocznij, bo wyglądasz, jakbyś za chwilę miała zemdleć.

Zanim jednak dziewczyna usiadła obok nich, usłyszała jak ktoś ją woła. Spojrzała po rodzeństwie, a oni już wiedzieli, że nie będzie mogła z nimi oglądać . Otworzyła szeroko oczy słysząc okropny ryk Rogogona i krzyki, w tym jej ojca.

— Biegnij, ale uważaj na siebie! — krzyknął za nią Roules, słysząc to samo co ona.

Szatynka niewiele myśląc, zbiegła po trybunach i popędziła w stronę klatek ze smokami. Gdy dotarła na miejsce, przerażona przystanęła. Rogogon stał się jeszcze bardziej agresywniejszy niż wcześniej tym samym rozwścieczając inne smoki. Pokręciła głową starając się uspokoić. Nie mogła stwarzać kolejnego problemu. Było ich już za dużo.

— Co mam robić? — zapytała krzycząc do swojego ojca, który instruował wszystkich, podczas, gdy sam udawał się do klatki z Rogogonem, przy której była już duża liczba osób.

— Zabezpiecz Walijskiego, potem rzuć okiem na Szwedzkiego, który jest na arenie — powiedział szybko. Spojrzał na nią krótko, a ona pokiwała głową i pobiegła do klatki z zielonym smokiem. Dwóch mężczyzn stało przy nim oraz mierzyło w niego różdżkami. Smok groźnie na nich ryczał, ale ich to nie zraziło.

— Hopens, musisz go uspokoić, zakładam, że będziemy gdzieś jeszcze potrzebni — rzucił jeden z mężczyzn. Dziewczyna ostrożnie podeszłą do smoka z wyciągniętą różdżką. Patrzyła wprost w jego ogromne jaszczurze ślepia. Wiedziała, że jeden niepowołany ruch, a smok może zionąć ogniem lub jeszcze bardziej się rozzłościć.

— Calmarsi — wyszeptała i zamachnęła się różdżką z której wyleciała mała jasnopomarańczowa wiązka światła z dymem. Smok wciągnął go podczas wdechu po czym opadł na ziemię. Zaklęcie było bardzo mocne i pochłaniało wiele energii czarującego. Dlatego też ci mężczyźni chcieli by to ona je rzuciła. Nie mogli marnować energii na tego smoka, który był najłatwiejszy do uporania się.

Serpent Actress • S. SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz