— Lyns, nawet nie pochwaliłaś się swoją suknią. — Margot z zachwytem w oczach przyglądała się czerwonemu materiału, który unosił się w powietrzu na środku ich dormitorium, gdzie rozbrzmiewały cicho nuty Venus Bananaramy.Posiadaczka tej sukni, nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi od dnia w którym ją zakupiła. To znaczy jej matka ją zakupiła. Na samą myśl o swojej rodzicielce i tamtym spotkaniu, przez jej ciało przebiegły dreszcze. Wciąż nie potrafiła się za bardzo skupić i wyrzucić z siebie obrazu zimnych oczu matki, zaglądających w głąb jej duszy. Może to by było głupie, ale czy jej matka nie stosowała wtedy legilimencji? Nie, nie mogła i nie umiała. Chyba.
Mimowolnie przejechała delikatnie dłonią po ramieniu, w miejscu, gdzie jeszcze kilka dni temu Katharina zaciskała rękę. Wzdrygnęła się, czując przez chwilę przeszywające zimno w tamtym miejscu, tak jakby zostawiła tam swoje piętno.
Evelyn sama obiecywała swojej matce, że wyjdzie za czarodzieja czystej krwi. Katharina oczekiwała od niej jednej zasady, która kiedyś wydawała jej się taka prosta. Najgorsze było, jednak to, że nie wiedziała o kim mówiła, kiedy oznajmiła jej, że pojawił się ktoś nowy sercu Evelyn. Mogła podejrzewać dwie czy trzy osoby, ale czy to byłaby prawda? Po zerwaniu z Jaredem trzymała się z dala od randkowania i miłosnych igraszek. Nikt nie wpadł jej w oko, tak żeby na prawdę kogoś polubiła. Westchnęła cicho, kręcąc głową. Nie miała teraz na myślenie nad tym czasu.
— Toujours pur — wyszeptała, zamykając oczy by się uspokoić.
Miała tyle luzu, gdy się wychowywała. Jasne, były różne lekcje etyki, języków, tańca czy innych takich bzedtów, ale akurat, Evelyn to nie przeszkadzało. Nawet teraz, rodzicie pozwalali jej na wiele. Więc, musiała choć raz się ich posłuchać i spełnić jedną prostą zasadę.
— Mówiłaś coś? — zapytała zainteresowana blondynka, odwracając się od czerwonej sukni. Evelyn czuła się dziwnie, gdy w umyśle błądziły jej słowa "Będzie godnie reprezentować mnie". Już kilka razy jej matka tak mówiła, ale wcześniej jakoś jej to nie przeszkadzało. Spojrzała z gulą w gardle na piękną czerwoną suknię w której miała się dzisiaj zaprezentować, a potem na Margot.
— Nie, nic. — Posłała wymuszony uśmiech przyjaciółce. Ta jednak zmarszczyła brwi i przechyliła głowę, uważnie obserwując ją od góry do dołu.
— Kłamiesz — stwierdziła w końcu. Evelyn otworzyła usta, ale sama nie wiedziała, co jej odpowiedzieć. Temat jej matki zawsze był i pozostanie bardzo ciężkim tematem o czym Margot doskonale wiedziała. — Nie będę naciskać, jeśli będziesz chciała porozmawiać, to zrobisz to, a teraz proszę cię. — Podeszła do niej i chwyciła za ręce w uspokajającym geście. — Spróbuj się tym nie interesować i skup się na balu, dobrze ci to zrobi.
— Masz rację — mruknęła, starając się zastosować do jej rady. Po chwili spojrzała na przyjaciółkę z już trochę szczerszym uśmiechem. — Nie pokazałaś mi swojej sukni.
— Zaraz się w nią ubiorę. — Podekscytowana Margot podeszła do szafy i wyciągnęła piękną, niebieską suknię. Jej kolor świetnie pasował do zimowego nastroju. Była ona prawie wszędzie ozdobiona niebieskimi cekinami, które mieniły się przy każdym najmniejszym ruchu. Nie miała rękawów, a dekolt układał się w kształt serca.
Pogoniona ruchami szatynki, Roules poszła się przebrać, zostawiając Evelyn samą w pokoju.
Dziewczyna postanowiła poszukać jakiejś sensownej pary butów, które będą pasowały do sukni. Ku swojej wielkiej radości znalazła swoje ulubione buty przeznaczone, tylko i wyłącznie na bale. Były to czarne czółenka na szpilce. Może i były proste, ale podczas ich zakupu zostały na nie rzucone dodatkowe zaklęcia sprawiające wygodę oraz pozwalały czerpać przyjemność z tańca nie obcierając nigdzie, a nogi się w nich nie męczyły. Czy mogły istnieć bardziej piękniejsze buty?
CZYTASZ
Serpent Actress • S. Snape
Fanfiction(Zakończone) Evelyn Hopens była urodzoną aktorką, każdy tak mówił jeśli miał okazję się z nią spotkać (mówili też, żeby lepiej nie grać z nią w pokera, bo straci się cały majątek). Swoje lata nauki w Hogwarcie spędzała bez większego przykładania się...