Evelyn przestąpiła nerwowo z nogi na nogę i założyła mokry kosmyk splątanych włosów za ucho. Podniosła wzrok słysząc, jak drzwi się otwierają, a w nich pojawia się osoba, która zmierzyła ją oceniającym wzrokiem.
— Evelyn, wyglądasz jak siedem nieszczęść — stwierdziła Margot, przyglądając jej się uważnie. Rzeczywiście, Hopens nie wyglądała za dobrze, co nie było do niej podobne. — Wejdź, bo zaraz zmokniesz.
— Ciebie też miło widzieć — odparła dobitnie. — Gdzie reszta? — zapytała, rozglądając się po dużym holu.
— Rodzice pojechali na wakacje odwiedzić babcię, a Tom poszedł po Caroline — odpowiedziała zamykając za nią drzwi. — Co się z tobą kobieto działo? — Położyła ręce na biodrach, marszcząc brwi.
— Dużo rzeczy — westchnęła zdejmując z siebie na szybko narzucony sweter, który zdążył zrobić się mokry. Margot przyszła jej z pomocą i rzuciła zaklęcie, które ją wysuszyło. Wciąż jednak było jej zimno od panującej na dworze burzy.
— Widać, wyglądasz koszmarnie. — Przeszły przez hol do przytulnego salonu w skąpanego czerwonych kolorach. Evelyn od razu usadowiła się na puchatym dywanie przy tlącym się kominku.
— I tak się czuję. — Wyciągnęła ręce w stronę ognia, by je ogrzać.
— Mamy chwilę zanim Tom z Caroline przyjdą, więc mów — nakazała jej poważnie. Evelyn przekręciła głowę w jej stronę i prychnęła.
— Na prawdę chcesz usłyszeć jak w... — Zaczęła liczyć na palcach dłoni. — Chyba, tydzień. Cały mój idealny świat i plany na przyszłość się spierdoliły? — zapytała, patrząc na nią z niezadowoleniem na twarzy.
— Zawsze lubiłam słuchać twoich historii — Przywołała zaklęciem dwa kieliszki i wino. Nie pytając się szatynki o zdanie nalała do obu po czym usiadła obok niej na dywanie. — Od początku — rzekła, podając jej szkło napełnione alkoholem.
— Wszystko zaczęło się osiemnaście lat temu — zaczęła dziwnie odległym głosem Hopens. — Na świat przyszło małe piękne dzieciątko, to byłam ja...
— Nie od tego początku — zaśmiała się blondynka, ale zamilkła widząc wyraz twarzy Evelyn. —Jednak od tego? Musi być na prawdę źle, ale mów dalej. — Skinęła głową, upijając łyk wina.
— Od moich najmłodszych lat wiedziałam, że moja matka ma co do mnie wielkie plany, które jak myślałam udało mi się pokrzyżować. — Podniosła rękę i wykonała nią ruch wyglądający jakby coś chciała namalować. — Jednak tak się nie stało — mruknęła dobitnie, wypijając wino, które rozgrzało jej gardło. — Moja matka wciąż mimo naszych układów, miała nade mną cichą władzę, albo... manipulację — powiedziała z trudem ostatnie słowo.
— Stało się coś poważnego, prawda? — Blondynka dolała jej wina, a ona pokiwała głową.
— Pamiętasz, jak na początku roku byłam wkurzona? — Roules pokiwała głową. — A pamiętasz czemu?
— Chciała ci zaaranżować małżeństwo — odpowiedziała, marszcząc brwi, przypominając sobie kilkugodzinne narzekania Evelyn na początku roku szkolnego na temat tego, jak bardzo nie chce mieć aranżowanego małżeństwa. — Ale mówiłaś, że już sobie odpuściła. Co to ma do twojego stanu?
— Właściwie to sobie nie odpuściła — westchnęła ciężko, przejeżdżając ręką po twarzy. — Niedawno odwiedziła nas mamusia Jareda — powiedziała niemal beztrosko, jakby bardzo lubiła Wdowę Rosier.
— Ta suka? — Upewniła się dziewczyna. — Merlinie, jak ja jej nienawidzę. Mogłaby już dawno zdechnąć, zrobiłaby dzięki temu przysługę całeeeemu magicznemu i temu nie magicznemu światu. — Pokręciła głową. Tak, zdecydowanie Margot nienawidziła bardziej Megary niż sama Evelyn. Z tego co Hopens pamiętała, to było to spowodowane jednym "małym" skandalem, w którym akurat tak się złożyło, że brał udział wujek Margot i Wdowa Rosier. — Ale co na Salazara od was chciała? — Ona również wiedziała, że ta kobieta nie odwiedzała ludzi bez konkretnego powodu. Takie jak ona zawsze musiały mieć jakiś powód.
CZYTASZ
Serpent Actress • S. Snape
Fanfiction(Zakończone) Evelyn Hopens była urodzoną aktorką, każdy tak mówił jeśli miał okazję się z nią spotkać (mówili też, żeby lepiej nie grać z nią w pokera, bo straci się cały majątek). Swoje lata nauki w Hogwarcie spędzała bez większego przykładania się...