Od jakże tragicznej śmieci Diggory'ego minęły dwa długie dni. Śmierć puchona rzuciła cień na następne dni i nie zapowiadało się na to żeby nadeszło słońce. Oprócz tego, okazało się, że pod profesora Moody'ego podszywał się Bartemiusz Crouch Junior, co nie pomogło rozchmurzyć panującej atmosfery, a tylko jeszcze bardziej ją pogorszyło.
Evelyn na prawdę cieszyła się, że ten rok dobiegał już końca, bo wolała nie wiedzieć, co zdarzy się za rok, albo za dwa lata w tej pokręconej placówce, która cudem została nazwana "szkołą dla czarodziei".
Z drugiej strony, będzie jej się trochę smutno rozstać z tymi murami, w których spędziła swoje ulubione siedem lat życia. Tak, mówiło się trudno i szło dalej, lecz ciężej było to wykonać. Poza tym miała w planach jeszcze zabrać ze sobą pewną rzecz, która należała do Hogwartu, a mówiąc rzecz miała na myśli osobę, a mając na myśli osobę od razu nasuwał się pewien czarnowłosy mężczyzna.
Była trochę zmęczona wszystkimi rzeczami, które wydarzyły się w tym roku. Chciała już to zakończyć. Dzisiaj porozmawia z Jaredem, ale nie wydawało się to takie łatwe, jak na pierwszy rzut oka.
Jared należał do dość specyficznych ludzi. Ona też była jedną z nich, ale może trochę mniej. Rosier uwielbiał trzymać wszystko w rękach i nigdy tego nie puszczać. Chciał mieć kontrolę nad wszystkim i wszystkimi. Zawsze otrzymywał to, czego chciał, ale czy tym razem chciał Evelyn? Miała nadzieję, że nie, bo nie miała ochoty na jego próby utrzymania jej przy sobie. Musiała z nim porozmawiać w taki sposób, by nie chciał się na niej zemścić i nie chciał jej odzyskać. Chciała tylko, żeby ją wypuścił i o niej zapomniał.
Szatynka pokręciła głową, chcąc, by ta rozmowa była za nią. Niestety jej życzenie się nie spełniło, więc musiała ruszyć tyłkiem i wstać.
Podeszła do dużego lustra. Położyła dłonie na policzkach i pociągnęła je tak, że się uśmiechała. Puściła je i westchnęła z rezygnacją. Zapowiadała się cholernie trudna rozmowa, na którą wcale nie była gotowa.
— Lynnie! — Do pokoju wpadł niczym burza Tom. Przyzwyczajona do jego zachowania Evelyn, nie zwróciła na niego uwagę . — Rozumiem, że dzisiaj chciałaś pogadać z Rosier'em?
— Tak. — Skinęła głową, po czym zwróciła się do niego. — Ten związek i tak nie miał sensu, więc im szybciej go skończę, tym lepiej. — Wzruszyła ramionami. Chłopak udał, że roni łzy jak jakaś bardzo wzruszona dama. Brązowowłosa przewróciła oczami i zbliżyła się do niego, kładąc ręce na biodrach.
— Im szybciej to skończysz, tym szybciej pofruniesz do Snape'a — zaśmiał się. Podniósł palec i obszedł w około dziewczynę, obserwując ją uważnie i czekając na jej reakcję.
— Może... — Uśmiechnęła się niewinnie, a chłopak zatrzymał się i zaczął głośno się śmiać.
— Jesteś taka przewidywalna, kochanie. — Objął ją ramieniem, a ona przytuliła się do jego klatki piersiowej. Blondyn zawsze miał w sobie trochę przyjemnego ciepła, zapachu mięty i cytrusów zmieszanych z... papierosami. Musiał zapalić przed chwilą. Wdychała ten przyjemny zapach, przez co sama także chciała wyjść i zapalić papierosa.
— Może chcę, żebyś myślał, że jestem przewidywalna? — Uśmiechnęła się tajemniczo i odsunęła od niego kilka kroków.— Kto cię tam wie.
— Nie zamykam dormitorium, ale byłabym wdzięczna, gdybyś ty to zrobił — powiedziała, zakładając na siebie czarną ramoneskę. Być może zbliżało się lato, ale dzisiaj był pochmurny i wietrzny dzień. Była prawie przekonana, że wkrótce będzie padać.
CZYTASZ
Serpent Actress • S. Snape
Fanfiction(Zakończone) Evelyn Hopens była urodzoną aktorką, każdy tak mówił jeśli miał okazję się z nią spotkać (mówili też, żeby lepiej nie grać z nią w pokera, bo straci się cały majątek). Swoje lata nauki w Hogwarcie spędzała bez większego przykładania się...