Evelyn szła powoli przez Spinner's End. Mała mugolska dzielnica, która nie wyglądała zbyt zachęcająco, ale jak powiedział jej Tom, było to idealne miejsce na ucieczkę w ciszę i spokój, a te dwie rzeczy idealnie pasowały do Snape'a.
Bez względu na to, jak bardzo starała się wyglądać normalnie, nie mogła. Jej granatowa sukienka była już lekko pognieciona, a włosy, które wcześniej były związane w ciasny kok, były teraz rozpuszczone i powiewały na wszystkie strony z silnym wiatrem.
Wolała nie rzucać się w oczy. Nie wiadomo, czy była to na pewno cała mugolska i bezpieczna wioska. Czarny Pan i jego klub stają się ostatnio coraz bardziej pewni siebie. Na szczęście jej sukienka była wystarczająco długa, by ukryć podwiązkę na jej udzie z różdżką.
Podniosła wzrok, wzdychając cicho. Ciemne chmury płynęły po niebie, prawdopodobnie zapowiadając burzę.
Zatrzymała się na chwilę i spojrzała na bawiące się na placu dzieci. Były tak pełne energii, radości życia, którego jeszcze nie odkryły i nie poczuły na własnej skórze. Sama chciałaby być jedną z nich. By nie mieć zmartwień, które teraz bezlitośnie ją przygniatały.
Chciała zapomnieć o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Zapomnij o tym, że za chwilę stanie przed drzwiami mężczyzny, który na stałe zagościł w jej sercu. Że będzie chciała go zapytać, może nawet błagać o truciznę, żeby mogła zamordować
Zamordować swojego narzeczonego.
Jak głupio to zabrzmiało, ale niestety... to była prawda. Chciała to zakończyć i wiedziała, że w takiej sprawie może zaufać tylko jednej osobie, która nie zdradzi jej, pomimo tego, co się między nimi wydarzyło.
— Przepraszam? — Zaczepiła mijającego ją mężczyznę. — Czy nie ma pan przypadkiem zapalniczki i papierosa?
— Chwileczkę — odparł uprzejmie, po czym zaczął grzebać w kieszeniach szarej kurtki. Nie wydawał się dużo starszy od niej. Co zdziwiło Evelyn, wyglądał jak jakby dopiero co wyrwał się z jakiegoś magazynu o modelach. Jego ciemne włosy od czasu do czasu powiewały na wietrze, a jego czekoladowe oczy patrzyły na nią z dziwnym blaskiem. Z pewnością miał wiele adoratorek, a gdyby miał wspaniały charakter, sama skusiłaby się na takiego, ale... Miała pecha, że jej złamane serce trzymał ktoś inny. — Pali pani? — spytał niespodziewanie, wyrywając ją z zamyślenia.
— Tak wyszło — odpowiedziała, unosząc kącik ust do góry i wzruszając ramionami. Niektórzy wciąż zastanawiali się, dlaczego paliła, ale to nie była jej wina, kiedy po raz pierwszy zaciągnęła się papierosem od Jareda.
— Taka piękna, nie wygląda pani na taką co pali. — Mężczyzna rozciągnął swoje wargi w zadziornym uśmiechu, od którego zapewne wiele kobiet rzucało się mu w ramiona. Evelyn się to podobało, ale było zbyt znajome i w jej głowie zapaliła się czerwona lampka.
— To ma pan tego papierosa czy nie? — zapytała, trochę zirytowana, że najprawdopodobniej mężczyzna próbował ją nakłonić, by się z nim umówiła na jedną noc. Znała dobrze ludzi takich jak on. W końcu miała zaaranżowane małżeństwo z podobnym typem.
— Dam pani, jeśli kiedykolwiek pozwoli mi się pani zaprosić się na kawę — powiedział spokojnie, wyjmując tytoń z tylnej kieszeni.
— Niech będzie. — Przewróciła oczami, wiedząc, że znowu jej chęć zaciągnięcia się wygrała. Mężczyzna rozpromienił się i dał jej papierosa, którego z radością schowała do kieszeni sukienki.
— Lucjan. — Ukłonił się lekko, jakby należał do jakiegoś dawnego rodu, co trochę wybiło z tropu dziewczynę. Czy miał takie wychowanie, czy był czarodziejem? To mogło być bardzo prawdopodobne, zważając na jego dziwne i niecodzienne imię.
CZYTASZ
Serpent Actress • S. Snape
Fanfic(Zakończone) Evelyn Hopens była urodzoną aktorką, każdy tak mówił jeśli miał okazję się z nią spotkać (mówili też, żeby lepiej nie grać z nią w pokera, bo straci się cały majątek). Swoje lata nauki w Hogwarcie spędzała bez większego przykładania się...