Uśpił ją.
To była jej pierwsza myśl po obudzeniu się w wygodnym łóżku profesora Snape'a. Cholerny nietoperz, jednak dolał jej jakiś eliksir! Jedynym plusem tego było to, że się naprawdę wyspała, ale wciąż była na niego zła za to, że ją oszukał. Właściwie, to jej nie oszukał bo rozmawiali tylko o truciznach, ale i tak była na niego zła.
Przekręciła się na bok, zaplątując się jeszcze bardziej w pościeli, która pachniała mężczyzną, który wczoraj w nocy dolał jej eliksiru do jakże pysznej herbatki. Westchnęła i przetarła dłonią twarz. Ile ona spała? Rozejrzała się po sypialni w poszukiwaniu zegara ściennego, a gdy w końcu go znalazła, zamarła.
Była trzynasta.
Podniosła się gwałtownie do siadu, choć ruch ten sprawił, że pociemniało jej przed oczami. Opadła z powrotem na miękkie poduszki. I tak śniadanie już się skończyło, więc nie miała na co liczyć, chyba, że by się bardzo pospieszyła, ale to mało prawdopodobne. Była tak odrętwiała od działania tego wczorajszego eliksiru, że na pewno podczas biegu czy szybkiego kroku czarne plamki zatańczyłyby jej przed oczami, a ona poleciałaby na swoją piękną twarz.
Przejechała dłonią po burczącym z głodu brzuchu i zdziwiona stwierdziła, że nie ma na sobie wczorajszych ubrań. Spojrzała na ładną lawendową koszulę nocną i uśmiechnęła się pod nosem. Przynajmniej nie męczyła się w niewygodnym mundurku.
Jeśli już o mundurku była mowa. Dziewczyna rozejrzała się, szukając go po pokoju. Leżał on złożony na krześle niedaleko łóżka. Odetchnęła z ulgą i spojrzała na biały sufit. Merlinie, jakie to łóżko było wygodne.
— Rusz swój tyłek, Hopens — powiedziała do siebie, głosem naśladując Snape'a. Tak zdecydowanie musiała wstać. Była strasznie głodna i pozostawało jej chyba tylko udać się do kuchni, albo sprawdzić czy profesor takiej nie ma. Niechętnie podniosła się i owinęła szczelnie czarną pościelą, by utrzymać jak najdłużej przyjemne ciepło. Co jak co, ale jedynym minusem Lochów był chłód o każdej porze roku.
Podeszła do krzesła, po czym wygrzebała swoją różdżkę ze złożonego materiału. Ciągnąc za sobą po ziemi swoje czarne okrycie, podeszła do drzwi i powoli je otworzyła.
Rozejrzała się po salonie, czy nigdzie nie ma profesora, ale okazało się, że pokój był pusty. Szybkim krokiem przeszła przez salon i weszła do niedużej kuchni. Podeszła ze zmarszczonymi brwiami do stołu, zauważając na nim małą karteczkę. Wzięła ją i cicho przeczytała jej treść:
"Wezwij Iryskę, a ona przygotuje ci śniadanie. Potem od razu masz wyjść z moich komnat, nie szperaj nigdzie bo będę o tym i tak wiedział. Niczego nie zepsuj. SS."
Dziewczyna przewróciła oczami, odkładając kartkę z powrotem na stół. Niczego nie zepsuj. Jakby bardzo lubiła niszczyć jego rzeczy, ale co do szperania to nietoperz niestety pokrzyżował jej piękne plany. Westchnęła opierając się rękami o blat stołu.
— Irysko — wypowiedziała imię skrzatki.
— Co Iryska może dla pani zrobić? — Evelyn podskoczyła zaskoczona i spojrzała na skrzatkę, która stała obok niej.
— Salazarze, postaraj się tak nie straszyć ludzi — mruknęła, trzymając rękę na sercu. Skrzatka zawstydzona spojrzała w dół i pokiwała głową, pokornie przepraszając. — No dobra — klasnęła w dłonie, a przestraszone stworzenie podskoczyło. — Panicz Snape — rzuciła sarkastycznie. — Nakazał mi bym cię wezwała, a ty zrobisz mi śniadanie.
— O...oczywiście, panienko — wyjąkała wciąż przestraszona Iryska. Evelyn przewróciła oczami na jej zachowanie. — Czy coś szczególnego pani sobie życzy?
CZYTASZ
Serpent Actress • S. Snape
Fiksi Penggemar(Zakończone) Evelyn Hopens była urodzoną aktorką, każdy tak mówił jeśli miał okazję się z nią spotkać (mówili też, żeby lepiej nie grać z nią w pokera, bo straci się cały majątek). Swoje lata nauki w Hogwarcie spędzała bez większego przykładania się...