07. BO JEDNA HOPENS TO ZA MAŁO

4.9K 273 38
                                    

Dwa dni później, na śniadaniu, Evelyn siedziała przy stole i wpatrywała się w swoje bułki z truskawkowym dżemem. W jej głowie wciąż krążyły słowa Jareda. Nie wiedziała co ma zrobić. Wciąż gdzieś tam głęboko w jej sercu tęskniła za nim. Chłopak był chyba jedną z najbliższych jej osób i poniekąd najbardziej ją rozumiał. 

Tylko jeśli do niego wróci, czy nie powtórzy się sytuacja z zeszłego roku? Nie chciała tego. Przepłakała przez niego całe noce. To powinna być odpowiedź na jej pytanie. Może i tak, ale Rosier mówił, że w związkach czasem jest potrzebna rozłąka. Był też wtedy pijany i młody. To był ten okres gdzie chłopcy zachowywali się głupio, nieodpowiedzialnie. Powinna z nim szczerze porozmawiać. Tylko, czy Rosier też potrafił być szczery? Wiedziała jak ona i on potrafili udawać, manipulować czy też kłamać bez problemu.

Pokręciła głową i westchnęła męczeńsko. To nie było na jej nerwy. Musiała na razie to odłożyć. Później nad tym pomyśli, gdy będzie miała czas i znajdzie się sama w ustronnym miejscu.

— Lyns, Rosier wciąż chodzi ci po głowie? — zapytała ją Margot, przyglądając się jej uważnie od jakiegoś czasu. 

Znała to zachowanie u swojej przyjaciółki. Wiedziała też od Toma z kim rozmawiała. Miała ochotę rzucić Cruciatusa na tę osobę, po tym wszystkim co jej uczynił. Avada Kedavra byłaby dla niego zbyt łaskawa.

Pamiętała dobrze, jak Evelyn płakała po ich zerwaniu. Popadła w histerię, a zdarzyły się takie dni, gdy nie chciała jeść. Na całe szczęście opiekun domu się zainteresował tym i dopilnował, by dziewczyna coś jadła. Co prawda nie robił tego w miły sposób, ale liczyły się wtedy skutki. Margot do dziś wspomina jak to ona, Tom, Caroline oraz profesor Snape siedzieli z Evelyn w kuchni i zmuszali ją do jedzenia, a ona płacząc, jadła.

Potem zaczęła się przerwa świąteczna i Evelyn wyjechała do domu rodzinnego. Kiedy wróciła, nie płakała już. Wydawać się mogło, że wróciła do siebie, ale Margot dobrze wiedziała, że ten czas świąteczny musiał być dla niej koszmarem. W końcu dobrze znała jej matkę.

— Nie, po prostu... myślę nad jedną rzeczą — odpowiedziała, starając się brzmieć przekonująco. 

Margot pokiwała głową i wróciła do popijania herbaty oraz przeglądania nowego magazynu Czarownicy. Nie chciała na nią naciskać, ale być może będzie do tego niedługo zmuszona.

Evelyn nie lubiła okłamywać swoich przyjaciół. Mogła okłamywać wszystkich na około, ale nie tą trójkę. Po pierwsze, było to trudne, bo bardzo dobrze ją znali i wiedzieli kiedy kłamie, a kiedy nie. Po drugie, nie miała serca by im to robić.

— Czy dzisiaj nie powinna przylecieć poczta? — zapytał Tom, rozglądając się po sali. 

Caroline spojrzała na niego krótko i pokiwała odwracając spojrzenie. Wciąż nie chciała z nim rozmawiać po tej jakże miłej pijackiej nocy. Z Margot i Evelyn też niezbyt zamieniała słowa. Wiedziały, że potrzebowała czasu, ale dziwne, że nie cieszyła się z tego wieczoru. W końcu wiadome było, że ją i Toma ciągnęło do siebie już od jakiegoś czasu.

— Oto jest — powiedziała blondynka, patrząc na wlatujące sowy. Obok rodzeństwa Roules usiadła jedna z listem w dziobie. Spojrzeli po sobie przerażeni i wyciągnęli z dzioba ptaka... Wyjca. — Cholera, Snape powiedział im pewnie o tym wieczorku.

— Może nie, ja i Caroline nie dostałyśmy. — Hopens pocieszyła ich. Tom wskazał na sowę, która usiadła przed zdziwioną rudą. Ta po chwili posłała mordercze spojrzenie w stronę szatynki, gdy również dostała wyjca. — Może to po prostu coś ważnego? Wiecie wciąż nie ma tutaj mojego wyjca.

Serpent Actress • S. SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz