— Jared. — Twarz Lady rozjaśniła się na widok młodego mężczyzny. — Dobrze, że jesteś, usiądź. — Wskazała na wolne miejsce po prawej stronie Evelyn, która nie była w stanie się w ogóle odezwać, albo nawet poruszyć. Nie jego się spodziewała.
— Przepraszam, że się spóźniłem, ale miałem pewne sprawy, które nie mogły czekać. — Posłał przepraszający uśmiech kobiecie, która tylko skinęła głową.
Szatynka szybko otaksowała jego ubranie wzrokiem. Na pewno na swój strój rzucił zaklęcie chłodzące, bo w czarnym golfie i skórzanej kurtce, by się ugotował. Zawsze taki był. Miał swój dziwny styl, ale wciąż wyglądał dobrze, że na pewno nie jedna by mu się oddała.
— Następnym razem poinformuj mnie o tym, że się spóźnisz — nakazała mu Katharnia, a on skinął głową pokornie. — No dobrze, a teraz, częstuj się. — Wskazała ręką na zastawiony stół. Brunet uśmiechnął pokazując swoje białe, idealne zęby, które w niektórych miejscach przypominały Evelyn kły. Niezauważalnie wzdrygnęła się, pamiętając jeszcze jak te zęby wbijały się w jej skórę i dawały jej rozkosz pomieszaną z pożądaniem. Jeśli miałoby się to jednak powtórzyć, to czułaby jedynie obrzydzenie i wstręt. — Evelyn, czy wszystko dobrze? Jesteś strasznie blada. — Katharnia spojrzała po chwili na córkę z małą troską.
— Um...tak, wszystko dobrze. — Zamrugała kilkakrotnie, wracając do rzeczywistości. Nie umknęło to dwójce, która uważnie wpatrywała się w nią, co coraz bardziej doprowadzało ją do nerwów.
— Lady Hopens, myślę, że Evelyn jest zmęczona panującym dziś upałem — stwierdził Jared, spoglądając na dziewczynę, która chcąc czy nie chcąc skinęła głową. Jakby słowa Rosier'a podziałały na jej obecny stan i na prawdę zrobiło jej się słabo od gorąca. Spojrzała ukosem na niego, czując dziwne uczucie w klatce piersiowej, tak jakby ktoś używał na niej magii. Może nie tak mocno, by ona to wyczuła, ale jednak ten ktoś chyba nie wiedział, że była niezwykle wrażliwa na takie rzeczy. — Powinna odpocząć w domowym zaciszu — zaproponował przekonującym głosem. Evelyn miała ochotę zaprzeczyć, dobrze wiedząc, że to tylko poprowadzi ich do sytuacji zostania sam na sam, ale nie potrafiła nic z siebie wydusić.
— Cóż... — Lady otaksowała ją przenikliwym wzrokiem i podniosła brew. — Jared ma rację — odpowiedziała powoli, przenosząc swój wzrok na bruneta. — Idźcie i tak planowałam was wcześniej opuścić, dokumenty same się nie uzupełnią.
Brunet posłał jej wdzięczny uśmiech i wstał ze swojego miejsca. Evelyn miała wrażenie, że nie miała siły oddychać. Jakby coś naciskało na jej klatkę, nie pozwalając nabrać wdechu, który zrobił się niezwykle płytki.
— Chérie? — Jego głos był lekki, nie, jedwabisty, może zmieszany z nutą zmartwienia, ale było to tylko na pokaz. Jared wyciągnął w jej stronę dłoń, chcąc tym samym jej pomóc wstać z krzesła.
Mimo, że spojrzała na niego z obojętnością, to w jej oczach gdzieś czaił się pierwszy raz... strach. Ona... bała się go. Bała się co może jej zrobić, gdy będą sam na sam. Lecz znajdowało się w nich coś jeszcze. Coś przypominające zainteresowanie. Zainteresowanie co się wydarzy, gdy zostaną sami, w jej pokoju.
Przełknęła ślinę i przyjęła jego dłoń, która podświadomie stanowiła zaproszenie do piekła, które jej ten młody mężczyzna najpewniej zgotuje. Pomógł jej wstać, pożegnał się z jej matką i poprowadził ją do jej pokoju.
Przez całą drogę milczeli. On bo tak chciał, a ona bo nie była w stanie z siebie czegokolwiek wydusić. Miała ochotę się mu wyrwać, a potem uderzyć, najlepiej w twarz, ale jego magia, owijająca się, jak wąż wokół jej ciała niemal je dusząc, nie pozwalała jej na to.
CZYTASZ
Serpent Actress • S. Snape
Fanfiction(Zakończone) Evelyn Hopens była urodzoną aktorką, każdy tak mówił jeśli miał okazję się z nią spotkać (mówili też, żeby lepiej nie grać z nią w pokera, bo straci się cały majątek). Swoje lata nauki w Hogwarcie spędzała bez większego przykładania się...