— Gdybyś nie dała rady ich nauczyć w te dwie godziny, to prawdopodobnie Rosier by oberwał ode mnie za zbliżanie się do ciebie — powiedział zimno Tom, podczas marszu do Hogsemeade.
— Nie przesadzaj. Dobrze, że nam się w ogóle udało — odrzekła zadowolona z siebie Evelyn. Tak, zdecydowanie miała dzisiaj świetny humor. Wygrała z profesorem, pogoda była idealna i miała się w Hogsmeade zaplanowane spotkanie.
— Evelyn ma rację, zawsze mogliśmy zostać, a ja nie dałabym rady kupić sobie sukienki, bo oczywiście nikt mi nie powiedział wcześniej o tym, że będzie cholerny bal z innymi szkołami. Nawet moja krawcowa by się nie wyrobiła w tak krótkim czasie. — Margot skrzywiła się nieznacznie myśląc o tym jakby sobie poradziła bez pójścia do Hogsmeade. Nie poszłaby pewnie w ogóle na ten bal, bo raczej nie założyłaby żadnej ze swoich obecnie posiadanych sukienek w Hogwarcie. — Z kim miałaś się spotkać w Hogsmeade? — zapytała szatynkę, przez co wszystkie idące obok nich osoby zwróciły wzrok na nią. Hopens zacisnęła wargi w wąską linię i spojrzała morderczo na Margot, która zarumieniła się. — Wybacz, już chyba wiem o kogo chodzi.
— Lynnie, czy my o czymś nie wiemy? — Zainteresowany Tom zbliżył się do niej.
— Najwyraźniej — odpowiedziała cicho, po czym westchnęła zrezygnowana. — W Hogsmeade mam się spotkać z moją matką — dodała jeszcze ciszej, ledwie słyszalnym głosem, ale to i tak nie pomogło.
— Twoją matką?! — Cała trójka pisnęła ze zdziwienia.
Evelyn spięła się, po czym pokiwała głową potwierdzając to. Wszyscy wiedzieli, że matka dziewczyny pracowała w Ministerstwie i należała do osób przewodniczących w Wizengamocie. Oprócz tego jej matka miała tytuł...
— Lady Hopens? — Szatynka przymknęła oczy, słysząc szepty osób postronnych.
Lady Katharina Hopens, jej matka, zyskała swój tytuł poprzez ślub z ojcem Evelyn, który należał do rodu magicznych lordów, którzy od lat byli naprawdę poważnie traktowani w magicznym świecie. Zostało ich na prawdę niewiele, a większość z nich była już pewnie przy śmierci. Jej ojciec nie używał tytułu lorda, bo uważał, że nie jest mu potrzebny, a jeśli już, to korzystał z niego w naprawdę poważnych sytuacjach, więc niewiele osób wiedziało, że był lordem, cóż za ironia. Za to jej matka uwielbiała nadużywać swojego tytułu, dlatego też, gdy ktoś wspominał o niej w rozmowie, wiadome było, że użyje słowa: "Lady Hopens", a nie na przykład "matka Evelyn" czy też "Pani Hopens".
Niestety ród lordów z rodziny Hopens wygasa po jej rodzicach, dlatego dziewczyna nie miała co liczyć na jakikolwiek tytuł. Trochę ją to zawiodło, bo myślała, że fajnie jej imię i nazwisko brzmiałoby z tym dodatkiem.
— Tak, moja matka — warknęła zdenerwowana Evelyn przyspieszając kroku, by się od nich oddalić. Jej cały dobry humor zniknął jak pęknięta mydlana bańka. Nienawidziła jak ktoś się interesował jej prywatnymi sprawami. Zwłaszcza tymi związanymi z jej matką, które należały do tych wyjątkowo delikatnych.
— Evelyn, zaczekaj! — krzyknął za nią Tom, goniąc ją.
— Muszę się mentalnie przygotować na to spotkanie. Sama — rzuciła, patrząc na niego przez ramię błagalnym wzrokiem. Poniekąd było to prawda. Każde spotkanie z jej matką, było niezwykle ciężkie.
Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową i wrócił do dziewczyn by najpewniej powiedzieć im, żeby nie podchodziły do niej. W duchu bardzo była mu wdzięczna za zrozumienie.
Resztę drogi do Hogsmeade przebyła sama w spokoju mogąc pomyśleć i przygotować się na spotkanie ze swoją matką. Naprawdę miała z nią wiele do porozmawiania oraz nadrobienia. Musiała też się dowiedzieć czy ojciec wrócił do domu cały i zdrowy po odeskortowaniu smoków.
CZYTASZ
Serpent Actress • S. Snape
Fanfiction(Zakończone) Evelyn Hopens była urodzoną aktorką, każdy tak mówił jeśli miał okazję się z nią spotkać (mówili też, żeby lepiej nie grać z nią w pokera, bo straci się cały majątek). Swoje lata nauki w Hogwarcie spędzała bez większego przykładania się...