Początek

4.2K 119 7
                                    

Słoneczny, kwietniowy poranek nie zwiastował tego, co miało wydarzyć się już kilka godzin później. Wczesnym ranem, kiedy jeszcze poranna rosa błyszczała się na zielonych liściach, ja, jak każdego dnia, wybiegłam z domu ubrana w czarny dres i zielone sportowe buty. Rześkie powietrze gryzło trochę moje gardło, ale nie przeszkadzało mi na tyle, żeby rezygnować przedwcześnie z mojego postanowienia. Chciałam codziennie rozpoczynać dzień, jak ci wszyscy bogaci ludzie, którzy zdają się nie mieć w ciągu dnia wielu rzeczy do roboty.

Oczywiście nie byłam jak oni. Nie miałam pieniędzy. Byłam zadłużona kredytem studenckim no i jeszcze odbywałam staż studencki. Ale fakt, chciałam być jak oni.

Była środa. Po porannej kawie, jak zwykle powinnam pojawić się w szpitalu, ale dzisiaj miałam wolne. Teoretycznie. Praktycznie zaś stałam przed wyzwaniem, które jak się okazać wkrótce miało, zniszczyło mi całe dotychczasowe życie.

Może nawet spodziewałam się tego. Tak, zanim odebrałam ten piekielny telefon, zanim wysłuchałam go i zanim zdecydowałam się, żeby się spotkać. Zanim to wszystko się wydarzyło, wiedząc jego imię wyświetlone na ekranie mojego telefonu wiedziałam już, że wejdę w inny etap w życiu. Tylko, że jeszcze nie wiedziałam, jak będzie on wyglądał.

Umówiliśmy się. Potrzebował pomocy, tyle dał mi informacji podczas naszej krótkiej rozmowy telefonicznej. Znowu wpadł w jakieś bagno, a ja znowu byłam mu potrzebna.

W drodze na umówione miejsce zastanawiałam się, czy chce pieniędzy. Domyślałam się, że właśnie o to mu chodzi. Ostatnim razem zgubił towar, który miał sprzedać, ubłagał mnie wtedy, abym pomogła mu się spłacić.

Z pewnością chciał, żebym ponownie wzięła pożyczkę i dała mu trochę kaski. A ja znowu nie zamierzałam się zgodzić, wiedząc, że skorzysta ze swoich umiejętności aktorskich i rozczuli mnie na tyle, żeby wyciągnąć ode mnie chociaż drobne. Tym razem chciałam być nieugięta.


Godzinę później stałam już w parku, naprzeciwko hiszpańskiej mennicy i czekając na niego uspakajałam samą siebie w duchu. 


Time for change | LA CASA DE PAPEL | BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz