Capítulo 17

1.9K 129 50
                                    

Myliłam się, myśląc, że zaprowadzi mnie do reszty w holu głównym. Weszliśmy do biura dyrektora mennicy. Wewnątrz, w oddzielonym zasuwanymi drzwiami od głównego biura, pokoju siedziało kilka dziewcząt. Wystraszyłam się, widząc je tutaj, nie spodziewając, że je tu zastaniemy.

– Poznaj Albę, Silvię, Luizę, Ariadnę i Mayę. Będą ci towarzyszyły – zaczął. – Wszystkie potrzebują ciągłej kontroli lekarskiej, więc będziesz miała zajęcie.

Rozglądnęłam się po młodych kobietach. Dwie z nich były uczennicami. Jedna była kobietą w ósmym miesiącu ciąży. Wszystkie były przerażone, kuliły się na podłodze, niektóre tuląc do siebie.

– Póki mam chwilę, prosiłbym cię na słówko do mojego gabinetu, pani doktor. – Posłał mi uśmiech i zniknął za przesuwnymi drzwiami.

Zanim do niego dołączyłam, kucnęłam blisko kobiet.

– Jak się czujecie?

– Bywało lepiej – odpowiedziała nieśmiało jedna z nich, ta którą Berlin nazwał Ariadna.

– Coś wam dolega? Chciałybyście coś? Tabletki na uspokojenie? Przeciwbólowe. – Wszystkie pokręciły głową, więc zwróciłam się do kobiety z brzuszkiem. – Wszystko gra?

Przytaknęła i posłała mi krótki uśmiech.

– Zrobił wam coś? – zapytałam szeptem, spoglądając na szparę między drzwiami. Byłam pewna, że Berlin podsłuchuje.

– Nie. Po prostu wolałybyśmy być jednak z innymi – oznajmiła Ariadna.

– Nie wiem, czy uda mi się cokolwiek tutaj zdziałać, ale obiecuję, że będę tu z wami siedziała, dobrze?

Moje słowa chyba trochę im pomogły, bo jeszcze zanim wstałam i zniknęłam za drzwiami gabinetu Berlina – poprzednio dyrektora mennicy – one już rozsiadły się na kanapie. Nie były szczęśliwe, ale wyglądały lepiej niż zanim się tu pojawiłam.

– Zamknij drzwi – poprosił Berlin. – Usiądź, proszę. Rozgość się.

Niezbyt chętnie usiadłam na jednym z foteli przed biurkiem.

– Napijesz się czegoś? – zaproponował, sięgając do niewielkiego barku z alkoholami.

– Nie dziękuję, nie piję.

– Nic?

– Nie. Czasem lubię wino, ale...

Berlin żwawym ruchem wyciągnął z barku butelkę nieotwartego wina.

– Też lubię wino – przyznał z uśmiechem. – Szczególnie włoskie.

Też lubiłam włoskie, ale dla swojego dobra nie chciałam przyznać tego na głos.

– Obiecałem sobie, że kiedy skończymy to, co już zaczęliśmy – mówił dalej, rozlewając wino na dwa czyste kieliszki. – to kupię dom w Prowansji, koło niego pole i będę sadził własne winogrono, by produkować z niego pyszne wino. W dębowych beczkach. To jest moje marzenie.

– Bawić się w produkcje wina? Po co? Nie lepiej kupić?

– Dla sztuki. – Uśmiechnął się szeroko.

Nie odpowiedziałam nic, lekko się uśmiechając.

Podał mi kieliszek do ręki. Wzięłam go w dłoń od razu, żeby nie zdążył dosypać mi nic do napoju.

– A jakie jest twoje marzenie, Savano?

Usiadł naprzeciwko mnie w dyrektorskim fotelu.

– Chcę zostać lekarzem – odparłam zgodnie z prawdą. – Długo już na to pracuję.

Time for change | LA CASA DE PAPEL | BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz