Capítulo 10

1.8K 98 27
                                    

Zakładnicy w tym czasie nadal siedzieli w głównym holu. Teraz jednak, wszyscy co do jednego ubrani byli w czerwone kostiumy. Przy sobie mieli również śpiwory – niektórzy już w nich leżeli. Omiotłam pomieszczenie wzrokiem i zdałam sobie sprawę, że kiedy tu ostatnio byłam, tłum był większy.

Moskwa, starszy już facet o siwych kosmykach, łagodnie poprosił mnie o zajęcie wolnego miejsca na podłodze. Podziękowałam mu uśmiechem i zajęłam kącik przy ścianie. Hol pilnowało dwóch mężczyzn – Moskwa i Oslo, który wcześniej przyniósł mi i Rio posiłek.

Dłuższy moment siedziałam w samotności. Dostałam jeden z nowych śpiworów i oparłam się o niego, nie chcąc czuć na plecach chłodu kamiennych zdobionych ścian.

Chwilę później nie byłam już samotna. Arturo, dyrektor mennicy, bezszelestnie przysunął się do mnie.

– Co ci zrobili? – zapytał przerażony. Zmarszczyłam brwi, potrząsając głową.

– Nic – odparłam krótko.

– Nie wykorzystali cię?

– Nie, czemu by mieli?

Zauważyłam, że wiele osób siedzących obok przysłuchiwało się naszej rozmowie. Z pewnością byli zainteresowanie, co się ze mną działo przez tak długi czas.

– To, czego chcieli? – dopytał zaciekawiony.

Spojrzałam na porywaczy. Moskwa mi się przyglądał. Uznałam, że trzymanie ust na kłódkę będzie najlepszym rozwiązaniem — przynajmniej póki Moskwa na mnie spoglądał.

– Niczego.

– Kazali ci nie mówić? – Zestresował się, głośniej przełykając przy tym ślinę. – Jesteś jakaś otępiała. Jeżeli coś ci zrobili...

– Nie.

– Ten jeden tak się do ciebie przymila...

– Nic mi nie zrobili – warknęłam trochę zmęczona jego natręctwem. – Umiem o siebie zadbać, dziękuję za troskę, panie Arturo.

Oparłam się o ścianę i oplotłam ramionami kolana. Denerwowało mnie, że teraz wszyscy na mój temat szeptali. Zdawało mi się, że źle o mnie mówią. Tak, jakbym była tą, która zdradziła resztę tu siedzących, bo spędziła z porywaczami sporą ilość czasu – no i przy tym nie chciała reszcie wyznać, co z nimi robiła. Sęk w tym, że Moskwa cały czas na mnie zerkał, jakby bał się, że nie wypełni dobrze rozkazu danemu mu przez Berlina.

Kiedy jednak, po długim czasie, stracił mną wreszcie zainteresowanie, najprawdopodobniej sądząc, że i tak z nikim już nie porozmawiam, ja odezwałam się szeptem:

– Panie Arturo?

– Mów mi Arturo.

– No więc... Arturo. Co to strefa załadunkowa?

– Byłaś tam? – Pobudził się nagle, zwracając tym niepotrzebnie uwagę Oslo. Zamilkliśmy na moment.

– Tylko pytam.

– Porywacze o tym mówili? Może tam zabrali resztę z nas. – Miałam rację, myśląc, że kilkunastu twarzy mi brakuje. Porywacze zabrali gdzieś resztę zakładników. – Strefa załadunku to duża brama, którą wjeżdżają ciężarówki z papierem.

– Da się je otworzyć?

– Trzeba mieć kod, żeby otworzyć je od środka, jak i od zewnątrz. Można również otworzyć je z budki strażniczej, ale oni już ją pilnują. Jeżeli dałabyś radę się dostać do bramy, mogłabyś ją otworzyć.

– I co wtedy? Uratowałabym siebie, ale nie innych.

– Nie. Ale przydałabyś się policji. Powiedziałabyś, gdzie nas przetrzymują. Powiedziałabyś, co planują. Powiadomiła ich, ilu jest porywaczy i że znasz już ich twarze. To by im pomogło.

– Nie wiem, co planują.

– Nie zabrali pieniędzy i nie wyszli, bo plac przed mennicą jest już pewnie pełen policji.

– Jest jakieś inne wyjście stąd? – zapytałam.

– Nie. Tylko główne i brama załadunkowa. Pewnie chcą się wykupić. Może zagrozić, że nas zabiją, przez co policja ich puści wolno. Nie wiem.

Chaos, który na moment zapanował w pomieszczeniu, wytrącił nas z tematu. Do holu wróciła grupa zakładników. Każdy z nich wkładał do sporej skrzyni karabiny, a następnie zajmował miejsce na podłodze. To musiały być atrapy, ale zastanawiałam się, do czego były im potrzebne.

– Moi drodzy państwo – zaczął Berlin, który wszedł na salę zaraz po ostatnim zakładniku. – Spisaliście się wspaniale! Byliście fantastyczni...

– 79568 i dwa zera – rzucił nagle szeptem Arturo.

– Co? – Otrząsnęłam się, nie wiedząc, jakim językiem on do mnie mówi.

– 7956800, to kod do bramy załadunkowej. Otwierasz tę klapkę tuż obok drzwi – powtórzył.

Berlin mówił do tłumu, gdy ja starałam się wykłuć hasło, które wyjawił mi Arturo. Nie miałam pamięci do numerów. Starałam się każdą przypisać do jakiegoś obrazu w mojej głowie. Siódemka mogła być łabędziem pływającym po jeziorze. Tak, siedem przypominało mi łabędzia. Potem dziewięć. Dziewięć było jak wąż.

Pięć, do cholery jasnej, pięć z niczym mi się nie kojarzy, pomyślałam nerwowo.

Przez cały proces zapamiętywania miałam zamknięte oczy. Wizualizowałam sobie swoje obrazy, aby każdy pamiętać w odpowiedniej kolejności. To było stresujące, ale nie aż tak, jak widok Berlina tuż przed moim oczyma.

– Coś nie tak, lekareczko? – Nie usłyszałam, kiedy kucnął przy mnie. Mój wzrok pobłądził na milisekundę ku Arturo.

– Nie – bąknęłam szybko. – Nie. Wszystko dobrze.

Przymrużył powieki, nie wierząc mi.

– Po prostu boli mnie głowa – skłamałam.

– Miałem cię mieć osobiście na oku, ale dzisiaj w nocy będę troszkę zajęty – powiedział. – Zostaniesz więc wyjątkowo wśród zakładników.

Krzywe spojrzenia ludzi kazały mi sądzić, że mam wśród nich złą opinię. Nie wiedziałam, czy współczuli mi, czy winili za współudział. Chociaż nie miałam powodów obawiać się Berlina, szczególnie wśród innych osób, wolałam grać przerażoną. Za wszelką cenę pokazując, że się go boję, żeby inni sądzili, że spotkała mnie wcześniej wielka krzywda z jego strony. Wolałam być widziana przez nich, jako ofiara, niż jako wspólniczka.

– Jasne – jęknęłam, chyląc przed nim głowę i zakładając przy tym ręce na piersi. Wszystko było spektaklem, w której musiałam grać rolę pokrzywdzonej.

– A teraz najciekawsza cześć programu! – Głos zabrała Nairobi. – Bierzemy się do pracy! Do mnie: Garcia, Torres, Biezma...

Zaczęła wyczytywać nazwiska ludzi pracujących na co dzień w mennicy. Gdy Berlin odszedł, Arturo chwycił mnie za rękę.

– Zrobił ci krzywdę, prawda?

– Tak... tak, zrobił – skłamałam, wierząc, że Berlin dzięki temu zyska więcej wrogów, pomimo swojej umiejętności manipulowania innymi.


_________________________

Kiedy kolejny rozdział ? Teraz Wy odpowiedzcie mi na to pytanie :p 

Time for change | LA CASA DE PAPEL | BerlinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz