Płakałam. Wiele łez topiło się w materiale opaski, były, lecz takie, które spływały przestrzenią pomiędzy nosem a policzkiem. Nie mogłam uwierzyć, że pod maską widziałam mojego brata. Nie rozumiałam tej sytuacji. O co w tym wszystkim chodziło?
– Po pierwsze... dzień dobry. – Głos, który przed chwilą mnie uspokajał, rozbrzmiał echem po holu. – Po drugie... chciałbym was przeprosić. Wiem, że nie spodziewaliście się takiego dnia, szczególnie teraz, kiedy wreszcie po tygodniu ciągłego deszczu wyszło słońce. Ale jesteście tu w roli zakładników. – Urwał na moment, a w tym czasie poczułam, jak ktoś wyciąga mi z kieszeni telefon.
– PIN? – Nie byłam pewna, czy pytanie to zostało mi zadane, czy osobie obok. Nim zdążyłam odpowiedzieć, znajomy głos brata zrobił to za mnie:
– Od wielu lat ma ten sam. Jeden, dziewięć, sześć, cztery.
Poczułam nagłe wkurzenie, bo Elian miał rację. Po co były im nasze telefony? Nie miałam sił się nad tym zastanawiać, tak samo, jak słuchać mężczyzny, który cały czas mówił do tłumu.
– Będę tu dowodził – mówił wolno. Kilka jęków zagłuszyło jego przemowę, więc dodał prędko: – Bez nerwów. Wy jesteście naszym zabezpieczeniem, więc będziemy się o was troszczyć. Jeżeli będziecie słuchać poleceń, wyjdziecie stąd żywi.
Kilka głośniejszych jęknięć i stęknięć wywołało krótki gwar w holu.
– Spokojnie! Spokojnie – uciszył ich mówca. – Oddychajcie i się uspokójcie. Weźcie głęboki wdech i wypuście powietrze ustami. Raz i dwa. Bardzo dobrze.
Wielu powtórzyło po nim. Ja jednak stałam, starając się opanować myśli w mojej głowie. Mój brat był jakimś pieprzonym złoczyńcą. Dopiero po dłuższym czasie zaczęło to do mnie dochodzić. Podciągnęłam głośniej nosem, co w panującej ciszy zdawało się brzmieć sto razy głośniej.
– Jesteś już spokojna? – Wzdrygnęłam się, kiedy głos okazał się tak blisko mojej twarzy, że aż poczułam jego miętowy oddech. Nie odpowiedziałam. Nie czułam się zrelaksowana, ale żadnemu cholernemu porywaczowi nic do tego, jak się czułam. Zaschło mi w gardle przez tę niespodziewaną bliskość obcego, dlatego przełknięcie śliny kosztowało mnie trochę czasu. – Chyba jeszcze nie. Powoli oddychaj, a poczujesz się lepiej. Wiem, że w zaistniałej sytuacji ciężko ci to wszystko przetrawić, ale głęboki oddech z pewnością ci pomoże.
Potrząsnęłam tylko głową w odpowiedzi, bo choćbym chciała, nie byłam w stanie odpowiedzieć przez zalepione usta.
– Chwyć mnie za dłonie. – Nie wykonałabym polecenie, gdyby nie on sam, który złapał mnie za splątane opaskami ręce. – Czy to dłonie potwora? – A skąd miałam wiedzieć, jakie do cholery dłonie ma potwór? Potrząsnęłam kolejny raz głową, choć na język cisnęły mi się przekleństwa. – Nie? Właśnie. Ponieważ nim nie jestem. Tak samo, jak reszta z nas. Powtarzam, jeżeli będziecie wykonywać grzecznie polecenie, włos z głowy nikomu tutaj nie spadnie.
Nie byłam jedyną, która płakała. Kilka podciągnięć nosów w tym samym momencie dochodziło z różnych stron holu.
– Jeżeli się uspokoisz, odkleję ci taśmę z ust. – Skierował te słowa tylko do mnie. Prędko przytaknęłam głową. – Tak? Ale musisz mi obiecać, że zachowasz spokój.
Ponownie przytaknęłam.
Poczułam, jak mężczyzna łapie za przyklejoną taśmę. Sądziłam, że zedrze ją gwałtownym ruchem, nie bawiąc się w bezbolesne ściąganie jej z mojej skóry. Zdziwiłam, jednak gdy powoli i spokojnie odlepiał ją, pocierając przy tym kolejny odkryty kawałek podrażnionej skórę moich ust, powstrzymując tym masowaniem piekący ból. Trochę mnie to peszyło, czuć obce, ciepłe palce w okolicach moich warg.
– I jak? Lepiej? – zapytał cicho, kiedy ostatni kawałek taśmy zniknął z mojej twarzy.
– Chce mi się wymiotować – przyznałam, nie potrafiąc już powstrzymać uczucia wodnistej śliny w ustach.
– Zabierzcie ją do łazienki. Niech sobie ulży.
CZYTASZ
Time for change | LA CASA DE PAPEL | Berlin
FanfictionSavana nie jest zaskoczona, kiedy po ponad trzech latach dostaje prośbę o spotkanie od najbliższej osoby w jej życiu. Nie domyśla się jednak, że to spotkanie może skończyć się nie tak, jak to sobie zaplanowała. _____________________ "Time for chan...