Zadzwonię, Kotku

101 12 33
                                    

Tydzień mija w zaskakująco szybkim tempie. Każdego dnia Dylan odbiera mnie ze szkoły, byśmy mogli spędzić wspólnie odrobinę wolnego czasu. I każdego dnia coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że pustka, którą czułam po wybudzeniu ze śpiączki, była przyczyną niezaprzeczalnego zauroczenia, być może nawet już zakochania. Zdrowy rozsądek podpowiada mi jednak, że powinnam trzymać swoje uczucia na wodzy, bo to już nie jest sen.
W sobotę niechętnie wstaję o czwartej nad ranem. Widzenia zaczynają się już o ósmej i niestety trwają jedynie do dziesiątej, więc jeśli chcę się załapać, muszę być jeszcze przed czasem. Spoglądam na jeszcze śpiącego Dylana i szczerze zazdroszczę mu możliwości spania do południa. Delikatnie całuję jego ciepły policzek, a następnie opuszczam sypialnię. W salonie czeka na mnie Michael, który będzie mi towarzyszył w tej długiej podróży. Cieszę się, bo w sumie ostatnio ciągle go nie było. Wpadał do szkoły równie szybko, co z niej wychodził, a na przerwach ciężko było go dorwać.

– Gotowa? – pyta rudzielec.

– Nie wierzę, że to powiem, ale ty prowadzisz. – mamroczę i rzucam chłopakowi kluczyki od mojego auta. Jestem jeszcze zbyt śpiąca, by usiąść za kierownicą.

Rozsiadam się wygodnie na fotelu, tak bardzo jak tylko jest to możliwe. Liczę na to, że będę mogła trochę się zdrzemnąć, nawet jeśli za towarzysza mam największą gadułę w tym mieście.

– Czy jest coś o czym powinnam wiedzieć przed tą wizytą? – spoglądam na niego lekko przymrużonymi oczami.

– Po prostu nie wspominaj za bardzo o białym szczęściu. – odpowiada Mike. – Strażnicy podsłuchują rozmowy, a przecież nie chcemy wkopać się jeszcze bardziej.

Stresuję się. Kompletnie nie wiem o czym miałabym rozmawiać z Evansem. Tak naprawdę większością spraw zajmują się chłopcy, a ja tylko jestem i robię za marionetkę, która ma udawać, że wszystkim dowodzi. Może poza tym jednym wyskokiem w dniu kiedy miałam świetnie bawić się na balu.
Przesypiam dosłownie większość drogi. Budzę się dopiero, gdy czuję, że zwalniamy. Przed nami znajduje się sporej wielkości szary budynek, wyglądający jak jeden wielki kloc z oknami. Dookoła mur z drutem kolczastym. Biorę głęboki wdech, rozpinam pas bezpieczeństwa i wysiadam z samochodu. Oglądam się za Michaelem, lecz on jedynie gestem ręki ponagla mnie, abym szła. Strażnik stojący przy bramie sprawdza mój dokument, po czym zerka na jakieś kartki, sprawdzając czy aby na pewno jestem na liście odwiedzających. Następnie kolejny strażnik prowadzi mnie na przeszukanie. Tam kobieta dosłownie obmacuje mnie w poszukiwaniu rzeczy, których nie można wnosić na teren więzienia. Na szczęście nie posiadam niczego takiego. Nie mam przy sobie nawet telefonu, bo zostawiłam go w samochodzie, żeby nie przedłużać tych wszystkich procedur. Kolejnym etapem jest już na szczęście niewielka sala ze stolikami, przy których zbierają się już bliscy skazańców. Siadam przy jednym z nich i czekam. Mam wrażenie, że czas się dłuży. Cichutko stukam palcami o blat, coraz mocniej niecierpliwiąc się. W pomieszczeniu jest już kilku posiadaczy wyroku i co chwila wchodzą kolejni.
Unoszę wzrok, gdy przede mną staje wysoki blondyn o nieziemsko pięknych, niebieskich oczach. Nie szczędzę mu pogardliwego spojrzenia, a on mi standardowo bezczelnego uśmiechu.

– Do twarzy ci w pomarańczowym. – drwię.

– A tobie z miłością, Williams. – stwierdza Blake. – Jezu, gdybym wiedział to bym cię wtedy siłą przytrzymał na tej imprezie.

– Po co tu jestem? – pytam, nie chcąc ciągnąć dalej rozmowy na ten konkretny temat.

Chłopak rozgląda się dookoła, a następnie pochyla ku mnie i łapie za dłonie, tak jakbyśmy mieli wyglądać na stęsknioną parę kochanków.

–  W Little Rock szykuje się spory festiwal. – mówi cicho. – Pojedziesz tam z chłopakami. Każdy swoim autem.

– Chyba kpisz sobie ze mnie. – syczę wściekle. – Nie mam zamiaru robić za taksówkę dla twojego gówna.

– Kurwa, Williams... – Evans wywraca oczami. – Nie będziesz niczego rozwozić, tym zajmą się chłopaki. Ty po prostu masz tam być i dopilnować wszystkiego. To duża dostawa, więc jesteś tam potrzebna. Kiedy masz wizytę u lekarza, Kochanie?

Ostatnie zdanie mówi dużo głośniej, a ja patrzę na niego jak na kretyna. Jaką znów wizytę? Dopiero po chwili załapuję, że obok nas stanął strażnik.

– Za tydzień. – odpowiadam. – Nie mieli wolnych terminów. 

Kiedy strażnik odchodzi, znów morduję Evansa wzrokiem.

– Przysięgam, że jak tylko wyjdziesz stąd to odstrzelę ci wszystkie możliwe części ciała. – warczę.

– Nie marudź, Williams. – wzdycha. – Nawet jeśli tego jeszcze nie pojęłaś to w końcu to zrobisz i zrozumiesz, że takie życie opłaca ci się i to bardzo. Fajnie wozić tyłek sześciocyfrową furą i mieć prawko od ręki, a nie bujać się po egzaminach? To tylko wierzchołek góry lodowej.

– O którą kiedyś wszyscy się rozpierdolimy? – przyłapuję się na tym, że wbijam mu paznokcie w dłoń.

– Najlepsze jest pod wodą i nawet ty w końcu będziesz chciała po to sięgnąć. – mówi Evans. – Myślisz, że ja te pół roku spędzę jako podrzędny skazaniec? Mam pełno układów, o których tobie by się nie śniło. Zacznij dowodzić jak należy, a kiedyś jeśli będziesz w mojej sytuacji, nie pożałujesz.

Strażnik informuje nas o końcu widzenia, więc oboje odsuwamy się od siebie i puszczamy swoje ręce.

– Zadzwonię, Kotku. – woła Blake, ostatni raz obdarowując mnie tym zimno gorącym spojrzeniem, od którego w śnie zmiękłyby mi nogi. Teraz jedynie dostaję nieprzyjemnych dreszczy.

Po opuszczeniu więzienia, ciężko opadam na miejsce pasażera. Przez dłuższą chwilę nie mówię nic. Po prostu wgapiam się w budynek, mając ogromną chęć na podpalenie go. Chcę również wrócić do domu i napić się whisky.

– Żyjesz? – Mike w końcu postanawia przerwać grobową ciszę.

– Niestety tak. – mamroczę pod nosem. – Muszę się nawalić.

Wysyłam wiadomość do Melody, aby poszła do mojego domu i naszykowała mi parę rzeczy. Nie spędzę dzisiejszego wieczoru w domu, a w klubie. Potrzebuję odreagowania od tego wszystkiego. Dziewczyna odpisuje mi, że w takim razie powinniśmy wyskoczyć gdzieś wszyscy. Cieszy mnie ta propozycja.
Pusty dom jest tym czego nie lubię. Nikt nie czeka na mnie i nikt nie cieszy się na mój powrót. Od zawsze najbardziej bałam się samotności, a mieszkanie samej tylko pogłębia ten strach. Chociaż wiem, że Dylan pojechał do siebie i tam mamy się spotkać, to nadal czuję niemiły ucisk. W tym domu gnieździ się zbyt wiele niemiłych wspomnień, których chciałabym się pozbyć na wieki. I tu pojawia się problem. Blake Evans ma rację. Z jego sposobem na życie mogę mieć wszystko, nawet nowe lokum, do którego będę chętniej wracała. Żyjąc po staremu, nadal będę tylko zwykłą Bellatrix Williams z równie zwykłego Jessford. Niechcący weszłam w to i chyba nie ma już odwrotu.
Pospiesznie pakuję naszykowane przez Melody rzeczy, przy okazji sprawdzając czy na pewno jest to czego potrzebuję. Mel lubi robić psikusy chyba tak samo jak jej braciszek.
Gdy dojeżdżam do domu Dylana, zaczyna burczeć mi w brzuchu. Cały dzień nic nie jadłam i jakoś nawet nie zwróciłam na to uwagi. Mam szczerą nadzieję, że chłopak przygotował coś dobrego. Wchodzę do środka i już od progu czuję pieczonego kurczaka. Rozkoszuję się tym cudownym zapachem, aż ślinka zaczyna mi lecieć.

– Spadłeś mi chyba z nieba. – mówię, przytulając chłopaka. – A raczej ten kurczak.

– Tym razem to nie ja tylko babcia. – śmieje się, a następnie daje mi krótkiego całusa w usta. – Jak było?

– Bez sensu i beznadziejnie. – odpowiadam, siadając do stołu, gdzie czeka już jedzonko. – Mamy jechać do Little Rock na jakiś festiwal, gdzie będę musiała się pokazać. Nawet nie wiem co to znaczy i jaki znów festiwal. Przecież tam nigdy nie było niczego takiego...

– To znaczy dokładnie to, że na pustyni między Little Rock i Big Rock odbędą się coroczne wyścigi, a ty masz wziąć w nich udział. – informuje mnie chłopak, a ja zaczynam kaszleć, bo kurczak staje mi w gardle.

– Co do cholery?! – krzyczę, gdy już mogę normalnie złapać oddech. – Więc do tego potrzebowałam prawka i nowego auta! Zatłukę go, przysięgam.

– Nie będziesz jechała Mustangiem. – słyszę, przez co jeszcze bardziej zamieram. – W garażu Evansa stoi Dodge Challenger.

– Gówno mnie interesuje co stoi w garażu tego idioty. – warczę, postukując nerwowo palcami o stół. – Jeżeli w ogóle mam wziąć udział w tym cholerstwie to pojadę czym będę chciała.

– Chodź tu... – Dylan łapie mnie za rękę i pociąga delikatnie, abym usiadła mu na kolanach. Odgarnia włosy z mojej szyi, a następnie całuje w miejsce, w którym aktualnie znajduje się mój pierwszy tatuaż. Uspokajam się jakbym dostała porządną dawkę melisy. Jego usta wędrują wyżej, aż w końcu docierają do moich. – Czy już możemy wrócić do obiadu i nie denerwować się?

Cicho przytakuję i niechętnie wracam na swoje poprzednie miejsce. Dziś już nie będę zawracała sobie tym głowy. Chciałabym spędzić wieczór w towarzystwie przyjaciół oraz mojego... chłopaka? Sama nie wiem jak powinnam nazwać to co nas łączy.
Późnym wieczorem dojeżdżamy do klubu, gdzie czeka na nas już reszta. Dean podrywa jakąś dziewczynę, Melody tańczy w towarzystwie Aidena, a Mike siedzi przy stoliku i obserwuje otoczenie. Dylan rusza do baru, by zamówić nam coś mocniejszego, a ja podchodzę do przyjaciela.

– Wiedziałeś? – pytam na wstępnie.

– Oho... alarm, Williams dowiedziała się. – chłopak próbuje żartować, rozluźniając trochę atmosferę. – Wszyscy wiedzieli z czym to się je. Nie panikuj, bo nikt nie karze ci tego wygrać. Masz po prostu wystartować i dojechać na metę.

– Zabawne... – parskam śmiechem. – Sam sobie po prostu wystartuj i dojedź na metę. Nie mam zamiaru być ostatnia.

Dylan stawia przede mną dwie szklanki oraz mój ulubiony alkohol. Uśmiecham się szeroko, czekając na swoją upragnioną kolejkę. Gdy w końcu po moim podniebieniu rozchodzi się piekący smak, czuję wewnętrzną radość i spokój. To brzmi jakbym była uzależniona, ale chyba jeszcze tak nie jest. Chwilę później w moich ustach ląduje papieros i tu z ręką na sercu mogę przyznać, że nie mogę żyć bez nikotyny.
Mike znika gdzieś, twierdząc, że ma kilku klientów do obsłużenia i choćby nie wiem jak źle to brzmiało to wiem o co dokładnie mu chodzi. Ja natomiast wypijam jeszcze kilka kolejek i zostawiając Dylana przy stoliku, ruszam na parkiet. Kręcę biodrami w rytm muzyki, rozkoszując się nią tak jakby jutra już miało nie być. Po paru minutach moja samotność zostaje zakłócona w tak samo perfidny sposób jak i osobista przestrzeń.

– Kusisz, Królowo. – słyszę przy uchu, a po chwili czuję gorące usta na mojej rozpalonej skórze. Staram się wtulić w chłopaka tak bardzo jak tylko to możliwe. Jego ręce lądują na moich biodrach, ściskając je tak jakbym miała zaraz uciec. Ale ja nie mam zamiaru nigdzie się wybierać, ponieważ jest mi zbyt dobrze. Ciepło rozchodzi się po każdym zakamarku mojego ciała w taki sam sposób jak whisky, upijając mnie coraz mocniej. Niestety wszystko znika, sprawiając, że oprzytomniałam na chwilę. Dylan łapie moją dłoń i pociąga w nieznanym mi kierunku. Za drzwiami, które otwiera znajduje się VIP Room, do którego jak widać posiada prywatny kluczyk.

– Jak wiele dziewczyn tu było? – pytam, siadając na stole, po środku, którego znajduje się rurka do tańczenia.

– Zapytaj właściciela. – odpowiada, stając między moimi nogami. – Mnie interesujesz tylko ty.

Powracamy do tego co przerwaliśmy na parkiecie, tyle że ja już nie tańczę. Siedzę, rozkoszując się każdym pojedynczym muśnięciem warg tego chłopaka. A każda cząsteczka w moim ciele błaga o więcej, choć wszystkie wiedzą, że to mogą być tylko maleńkie szklane marzenia. Potrzebuję kubła z lodowatą wodą, która obudziłaby mnie, jeśli to znów jest jakiś sen. W głowie kładę kwiatek na grobie historii, którą przeżyłam w czasie śpiączki. To dobry moment, by w końcu odciąć się i sięgnąć po coś co wydaje mi się znajome, ale tak naprawdę jest tym nieznanym, tym co kusi i prosi, abym wyciągnęła po to dłoń.
Ramiączka od typowej małej czarnej, zwisają bezwładnie w okolicach moich łokci. Dylan podciąga koniec sukienki, odsłaniając jeszcze większą część moich ud. Mam wrażenie, że jego palce są tak bardzo gorące, że w połączeniu z moją skórą, tworzą miliony iskier.

– Wróćmy do domu. – szepcze mi do ucha, a ja od razu przytakuję. – To nie jest dobre miejsce do składania obietnic.

– Jakich obietnic? – dziwię się, poprawiając ubranie.

– Jeżeli odkryję ciebie w każdy możliwy sposób, będę musiał ci obiecać, że nigdy tego nie zmarnuję.

– Czyli mówiąc po ludzku, ogłosimy światu, że jesteśmy razem? – rumienię się, dziękując w duchu, że jest tu dość ciemno.

– Mówiąc po ludzku, jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł sięgnąć po coś więcej w klubie.

Opuszczamy pomieszczenie, chcąc ukradkiem wyjść, nie mówiąc nic przyjaciołom. Na pewno i tak się domyślą. Na naszej drodze staje Dean. Wywracam oczami, bo przecież tylko jego nam brakowało.

– A wy dokąd? – pyta chłopak, uważnie nas obserwując. – Aaa... już wiem! Trixie jest tak sponiewierana, że od razu widać po co wychodzicie. Miłej zabawy, gołąbeczki.

###
Jest i nasz kochany Evans! Tęsknicie za tym kretynem?

Szklane Marzenia - Powrót do JessfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz