– Miałaś być pół godziny temu. – zauważa Mike, gdy wychodzę z samochodu we wcześniej umówionym miejscu. Dokładnie po środku niczego. – Wszystko w porządku?
– No wiesz... – zaczynam niepewnie. – Jedynie zostałam uśpiona na kilka godzin, przywiązana do krzesła i prawie pobiłam się z Evansem. Dzień jak co dzień.
– Nie chciał cię wypuścić z domu? – do rozmowy przyłącza się Dean. – Z resztą nieważne. Nie ogarniam już tych waszych awantur. Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
Przytakuję skinieniem głowy i mijam chłopaka, by dokładniej przyjrzeć się aktualnej sytuacji. Pięcioro ludzi Dave’a Evansa klęczy na piachu, ze związanymi rękoma i nogami. Każdy z nich wygląda dla mnie tak samo. Takie same ubrania, takie same parszywe mordy świadczące o tym, że to banda ćpających zboczeńców i zwyrodnialców. Jeden z nich spluwa prosto pod moje nogi. Bez wahania uderzam go otwartą dłonią w twarz.
Sięgam po telefon i od razu wybieram połączenie video z konkretnym numerem. Niemal od razu zostaje ono odebrane, a na ekranie pojawia się twarz człowieka, po którego powoli zmierzam.
– Oddaj moich ludzi pieprzona świrusko! – krzyczy natychmiast Dave. Gdyby mógł to by zaraz wyskoczył z wyświetlacza, gotów do walki. Niestety nie może.
– Ciebie również miło widzieć. – odpowiadam ze sztucznym uśmiechem. – Dostałeś przecież propozycję, ale skoro rozmawiamy to nadal żyjesz.
– Oberwę cię ze skóry, gdy tylko cię dorwę. – warczy mężczyzna. Wygląda jakby nie był w łazience od kilku dni. Zarost na twarzy oraz przydługie, przetłuszczone włosy dodają mu wiele punktów do zaniedbania. Tak wygląda ktoś kto boi się, a nawet jest przerażony.
Jednym ruchem głowy wskazuję chłopak, aby mi pomogli. Oni od razu podchodzą do pierwszego drania i wspólnymi siłami otwierają jego usta. Ja natomiast sięgam po sporą garść jagód i bez zastanowienia wpycham je do gardła mojej ofiary. Wszystko dokładnie pokazuję mojemu rozmówcy, starając się o to, by zobaczył każdy moment. Z kolejnymi ludźmi Dave’a robimy to samo.
– Podobno za około dziesięć minut zacznie się najciekawsze. – informuję Evansa Seniora. Mam nadzieję, że Charlotte nie postanowiła mnie oszukać. W przeciwnym wypadku będę zmuszona dać jej nauczkę, a tego bym teraz nie chciała. – Sądząc po twojej minie, wiesz co im podałam. Wspólnie poczekamy na pierwsze efekty. A teraz możesz przeprosić kolegów za to, że jesteś parszywym tchórzem. Bo przecież mogłeś temu zapobiec, Dave...
– Każdy z nas mógł coś zmienić, nieprawda? – na jego twarzy pojawia się szyderczy uśmiech. Wiele bym dała, by móc go zmazać. – Ty na przykład mogłaś zabrać swojego chłoptasia i wyjechać. Blake mógł na czas swojej odsiadki oddać interesy mi, dzięki czemu ty nie miałabyś krwi na rękach. Wszyscy mamy wiele grzechów za uszami. Pytanie tylko czy sobie z nimi radzimy...
Moją uwagę przykuwa niepokojące zachowanie jednego ze skrępowanych facetów. Jego ciało zaczyna trzęść się przeraźliwie, a z ust leci piana. Najwidoczniej ma najsłabszy organizm lub silną alergię. Upewniam się, że Dave wszystko widzi.
– Z moimi grzechami radzę sobie w najlepszy możliwy sposób. – mówię surowym tonem głosu. Nachylam się nad umierającym człowiekiem, tym samym przybliżając telefon do jego twarzy. Niech jego szef patrzy jak umierają mu kumple. – A krwią na rękach dzielę się z tobą. Za każdym razem, gdy twój telefon będzie informował cię o połączeniu ode mnie, będziesz pewny, że dzwonię w tym jednym konkretnym celu. Będziesz widział jak twoje kundle umierają, a tak się składa, że mam wiele ciekawych pomysłów. Zobaczymy jak długo ty będziesz radził sobie ze swoimi grzechami.
Wciskam czerwoną słuchawkę i od razu chowam telefon do kieszeni spodni. Natychmiast dostrzegam zaniepokojony wzrok Michaela. Mimo to chłopak powstrzymuje się od komentarzy. Jestem mu za to wdzięczna. Potrzebuję jego wsparcia, ale nie w taki sposób w jaki chciałby je zaoferować.
Od tragicznego wydarzenia jakie miało miejsce w moim życiu minęły trzy miesiące. Trzy miesiące przepełnione bólem, rozpaczą i chęcią zemsty. W tym czasie udało mi się zabić wielu wrogów. Pozostała przy życiu garstka, z Dave’m Evansem na czele zabunkrowała się gdzieś, gdzie nie mogłam ich znaleźć. To przysparzało mi wiele nerwów i nieprzespanych nocy. Wiedziałam, że nie mogę nawet na moment przestać być czujna.
Dodatkowym problemem, z którym nie mogłam się pogodzić był fakt, iż nie dane mi było pochować ukochanej osoby. Nie miałam miejsca, do którego mogłabym udać się i oddać się w wir wspomnień. To sprawiało mi największy smutek. Czas niestety nie goi ran. Jedynie je zakopuje, byśmy sami mogli je rozdrapywać.
Wychodzę ze sklepu alkoholowego, trzymając w ręce butelkę ulubionej niedrogiej whisky. Sprzedawca nie darował sobie wręcz zbędnego komentarza o tym, że ostatnio często mnie widuje. A ja nie darowałam sobie odpowiedzi w stylu zamknij japę i ciesz się, że ktoś przychodzi do tej speluny.
Niepokojący dreszcz przebiega przez sam środek mojego kręgosłupa, sygnalizując, że chyba ktoś mnie obserwuje. Nie marnuję czasu na rozglądanie się. Wytężam słuch, a chwilę po tym zatrzymuję się gwałtownie. Charakterystyczny stłumiony dźwięk wystrzału i świst poprzedzający hałas upadającego ciała docierają do moich uszu. Odwracam się, by ujrzeć kogoś z paczki Dave’a, leżącego na chodniku. W jego czaszki leci strumień krwi. Robię krok w tył, a następnie rozglądam się w poszukiwaniu mojego wybawiciela. Ciemna postać stoi na dachu niskiego budynku, w którym znajduje się kilka mieszkań. Serce zaczyna łomotać mi jak oszalałe, ale nie mogę teraz dać się ponieść emocjom.
– Hej! – krzyczę w chwili, gdy ten ktoś odsuwa się od krawędzi dachu. – Zaczekaj!
Niestety nie słucha mnie... Krzywię się, wiedząc, że pościg nie ma sensu. Gdybym sama nie chciała, aby ktoś odkrył moją tożsamość, zrobiłabym wszystko, aby ją chronić. Jeszcze raz rozglądam się. Ulica jest pusta, a późny wieczór nie zachęca mieszkańców Jessford do spacerów. Wszyscy ukrywają się w swoich domach przed nieznośnym upałem. Pospiesznie dzwonię do Deana, by jak najszybciej przyjechał. Sama nie mogę zostać na miejscu. Jeżeli ktoś mnie zobaczy przy ciele martwego człowieka, mogłabym mieć poważne problemy.
Wywracam oczami widząc zapalone światła w moim domu. Czyli znów mam gości, których wcale nie zapraszałam. Mimo to cieszę się. Za każdym razem, gdy nie jestem sama, lepiej śpię. Czuję się bezpieczniej.
– Chyba mam własnego Anioła Stróża. – wołam, wrzucając klucze od domu do miseczki na komodzie.
Michael i Blake zajadają się chińszczyzną. Otwarte opakowanie pozostawione na stoliku, świadczy o tym, że oderwałam Deana od kolacji. Uśmiecham się lekko na widok nietkniętej porcji, która zapewne czeka na mnie. Odstawiam butelkę z alkoholem i od razu zabieram się za jedzenie.
– Ciekawe jaki anioł jest tak zdesperowany, że wybrał sobie ciebie. – parska Blake. No tak... czego innego mogłabym się spodziewać po nim.
– Ostrzegłaś go, że trzeba cię ratować co pięć sekund? – Michael również postanawia zażartować sobie ze mnie. Chłopaki przybijają sobie piątkę, jakby wygrali w najważniejszych zawodach na kpienie sobie z ludzi.
Mi natomiast nie jest do śmiechu. Ktoś jawnie uratował mi dziś życie, a ja nie wiem kim jest ta osoba. Mimo wszystko jestem dozgonnie wdzięczna. I liczę na to, że kiedyś ta tajemnica zostanie rozwiązana. Za każdym razem, gdy nie wiem czegoś co dotyczy mojej osoby, rozpętuje się piekło.
– Za tydzień będą wyścigi. – informuje Evans. Nie interesuje mnie to ani trochę. – Chcesz wziąć udział?
– Chcę otworzyć klub w Jessford. – wypalam bez zastanowienia, chcąc zmienić temat.
– Ze striptizem? – pyta głupkowato Mike. – Jeśli tak to wchodzę w to.
– Pod warunkiem, że sam będziesz tam się rozbierał. – przygaduję mu. Tym razem punkt dla mnie. – Nic tu się nie dzieje. Przyda nam się dodatkowy dochód i odrobina rozrywki.
– Nic się tu nie dzieje. – powtarza drwiąco Blake. – Powiedziała osoba, którą przed kilkunastoma minutami Anioł Stróż wybawił od pewnej śmierci. Zaczęłaś ćpać nasz towar?
– Dobrze, kurwa. – warczę, odchodząc od stolika. – Wezmę udział w tych pieprzonych wyścigach.
Wychodzę przed dom i siadam na ulubionej starej ławce. Pochylam się na moment, by sięgnąć po paczkę fajek, którą zostawiłam poprzedniego dnia. Głośno wzdycham i odpalam papierosa, zaciągając się mocno. Chwilę później miejsce obok mnie zajmuje najbardziej irytujący człowiek na tym świecie.
– Teraz będziesz się dąsać, prawda? – pyta, wpatrując się we mnie uważnie. Ja nie patrzę na niego, ale czuję jaj wlepia we mnie swoje przeklęte niebieskie oczy. – Gniewaj się ile chcesz. Minęło już naprawdę sporo czasu, a my nadal nie poruszyliśmy kwestii tego, że mnie pocałowałaś.
– Powiedziałam już. – odpowiadam oschle. – To był błąd.
Chłopak prycha, kręcąc głową. Głęboko w sercu wierzę w to, że zakończyliśmy ten temat i już nigdy do niego nie wrócimy. Niestety wyraz jego twarzy świadczy o czymś zupełnie innym. Chcąc uprzedzić jego wywody na temat tego jak wielkim i beznadziejnym tchórzem jestem, zbieram się na poważne wyznanie.
– Posłuchaj... – zaczynam powoli. – To naprawdę nie ma sensu. Owszem, minęło już trochę czasu, ale nadal nie jestem gotowa na jakiekolwiek kroki. Chciałam na moment odskoczyć od codzienności, ale nie wyszło. Wszystko kojarzy mi się z nim... a przede wszystkim pocałunki w tym miejscu...
Palcami dotykam delikatnie miejsca, w którym znajduje się niewielki księżyc ze zwisającą koroną. Mogłabym przysiąc, że wciąż czuję miękkie usta na mojej skórze. Niestety to jedynie wytwór mojej wybujałej wyobraźni.
– Owszem, mogłabym się z tobą przespać. – stwierdzam po chwili namysłu. – Tylko, że jeśli to zadziała, to jedynie na chwilę. Potem zostanę sama z cholernie nieprzyjemnymi wyrzutami sumienia i niemożliwym do spełnienia pragnieniem cofnięcia czasu.
– Dlaczego zakładasz od razu, że będziesz się potem źle czuła? – pyta Blake, mając minę jakby kompletnie nie pojmował znaczenia wypowiadanych przeze mnie słów.
Wszystko zależy od mojego nastawienia. Jeżeli będę wmawiała sobie, że to nic nie da, to owszem... moje kroki na nic się zdadzą, a ja cofnę się w postępach kierujących mnie ku normalnemu życiu. Natomiast jeśli uwierzę, że jeden raz pomoże mi ruszyć dalej, prawdopodobnie tak właśnie się stanie.
Ostatni raz zaciągam się papierosem, a resztę zgniatam w popielniczce, leżącej pod ławką. Chwytam granatowy T-shirt chłopaka i przyciągam go mocno ku sobie. On bez zastanowienia łapie mnie w pasie, bym po sekundzie wylądowała na jego kolanach. Napierając wargami na moje usta, dłonią wkrada się delikatnie pod moją bluzkę. Pocałunki, którymi obdarowujemy się, pokazują nam jak bardzo tego potrzebowaliśmy. Tak bardzo łapczywe jakby były ostatnim co dane nam będzie przeżyć.
– Moje plany mają się świetnie. – szepcze Blake, muskając co chwila moje ramię. – Ale pozwolę sobie na ten jeden raz u twego boku.
– Jakie plany, do cholery? – przerywam pieszczoty, mając dość tajemnic. Czyli czar znów prysł i nici z uciekania od codzienności.
– Na razie nie mogę ci nic powiedzieć. – odpowiada surowo, dając mi znak, abym nie kontynuowała tego tematu. – Zapomnij o tym i skorzystaj z miłego wieczoru.
– To ma związek z tymi twoimi obietnicami i Dylanem, prawda? – nie poddaję się, dalej dociekając. – Co dokładnie chciał od ciebie? Powiedz mi...
– Jeśli za trzy miesiące nic się nie zmieni, dowiesz się wszystkiego. – mówi i składa pocałunek w kąciku moich ust. Zaciskam szczękę, nie pozwalając mu na więcej.
Nie podoba mi się to, lecz nie naciskam już. Poprzednie trzy miesiące minęły w błyskawicznym tempie, więc kolejne też tak zlecą. Niestety odwaga znów ucieka z mojego umysłu, a ja sama zamykam się w swojej sypialni. Natychmiast dostrzegam niewielką kartkę pozostawioną na poduszce. Podchodzę prędko do łóżka, by sprawdzić co to.
Do zobaczenia na wyścigach.
Twój Anioł Stróż.
Odruchowo zerkam w stronę otwartego okna, lecz to na nic. Nikogo tam nie ma. Wiem jednak, że ten ktoś podsłuchuje moje rozmowy i wcale może nie mieć dobrych zamiarów. A to oznacza kolejne kłopoty. Nigdy nie wydostanę się z tego bagna, bo ono zwyczajnie nie ma końca.
###
Upewnijcie się, że czytaliście poprzedni rozdział. Myślę, że to ostatnie 10 rozdziałów Kochani. Dobijemy do 30 i będzie całkowity koniec tej historii. Ale znając mnie to ten koniec nadejdzie za miesiąc jak nie lepiej, chyba że wena mnie nie opuści znów.
CZYTASZ
Szklane Marzenia - Powrót do Jessford
Teen FictionJest to kontynuacja Szklanych Marzeń, więc zapraszam do zapoznania się z pierwszą częścią. ----- Fragment z małym spoilerem: Bez opamiętania zatracamy się w sobie, a to jest najpiękniejsze w naszym porąbanym świecie. Teraz już wiem, że nawet jeśli...