– Kiedy Blake został złapany i stwierdził, że Trixie przejmuje wszystko, myślałem, że to ona wpakuje nas w tarapaty... – mamrocze Michael, wyjmując w dużej torby kolejną broń. Mój salon zamienił się w zbrojownie i przysięgam, że nawet w śnie nie widziałam tyle broni naraz. Wzdrygam się na samą myśl, że prawdopodobnie będę musiała użyć, którąś z nich. To nie dla mnie... ja nie zabijam.
– Dwie sprawy. – Mel wychodzi z nieużywanej sypialni, podrzucając telefon. – Zła czy koszmarna?
– Dawaj koszmarną. – wypala Dean.
– Przed domem stoi dwunastu uzbrojonych facetów. – odpowiada dziewczyna. Zrywam się z kanapy, by ukradkiem wyjrzeć przez okno. Zamieram dostrzegając, że Melody wcale nie żartowała.
– Chyba boję się złej... – patrzę na nią z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
– Ojciec nie odbiera. – wzdycha. – Jesteśmy skazani na siebie.
Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Mój potencjalny chłopak zamordował jakiegoś bandziora przez co aktualnie mamy ogromne problemy. Mój przepis na normalne życie chyba został źle spisany, bo to stanowczo nie przypomina zwykłej, wręcz nudnej egzystencji. To co właśnie dzieje się jest po prostu chore. W jednej chwili stałam się pseudo kryminalistką, która nie potrafi nawet zabić muchy przy pomocy gazety, a co dopiero człowieka.
– Kane! – nieznany mi koleś wydziera się na werandzie. – Wiemy, że tam jesteś! Wyłaź albo spalimy tę ruderę.
Krew zaczyna wrzeć w moich żyłach, podnosząc mi ciśnienie. Z całej siły zaciskam zęby, przez co do moim uszu dociera nieprzyjemne zgrzytanie. Gniew wypełnia każdy fragment mojego ciała, a to dość niepokojące uczucie. W śnie moja złość zwykle prowadziła do problemów, ale zdarzały się sytuacje kiedy pomagała.
– O nie. – warczę, chwytając za strzelbę. Sprawdzam czy jest naładowana, a następnie ruszam do drzwi. – Mój dom mogę podpalać tylko ja.
Z hukiem otwieram drzwi, a moim oczom ukazuje się mięśniak przypominający osiłków z seriali o nastolatkach. Od razu strzelam w drewnianą podłogę tuż przy jego nodze, przez co chłopak odskakuje w bok. Muszę komicznie wyglądać wystrojona na bal, ze strzelbą w rękach.
– Mała, opanuj hormony. – woła spanikowany.
– Mała to jest zawartość twojej czaszki. – syczę. – Następnym razem sprawdzimy jak bardzo.
– Chcemy tylko Dylana! – znów strzelam w deski, powodując, że mięśniak spada ze schodów, lądując plecami na piachu. – Pójdziemy stąd jeśli tylko nam go wydasz.
– Tobie chyba życie jest niemiłe, co? – pytam, unosząc lewą brew. – Patrz uważnie na moje usta i wytęż słuch, bo powtórki nie będzie. Zabieraj swoich przydupasów i nigdy więcej się tu nie pojawiaj. Dylan Kane jest mój.
By dodać odrobinę pikanterii znów strzelam, tym razem w piach.
– Zaraz... – mówi jeden z towarzyszy mięśniaka. – Ty jesteś Williams?
– Bo co? – warczę, biorąc go na celownik.
– Bo w takim razie nie powinno nas tu być. – słyszę, na co parskam śmiechem. Teraz się zorientował? – Przepraszamy. To się więcej nie powtórzy. Gdyby Kane ci się znudził to daj znać, znajdziemy kogoś nowego.
Patrzę wmurowana jak banda kretynów zawija się z mojego podwórka, co chwila szepcząc coś między sobą. Nagle każdy z nich jest kompletnie przerażony, a ja nie mam zielonego pojęcia o co chodzi.
– Evans mówił, że mamy na nią uważać. – słyszę jak mówi jeden z nich. – To totalna psycholka, ponoć rozstrzelała typa i odesłała go w kawałkach do rodziny.
Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale z całych sił powstrzymuję się. Co ten idiota znów nawymyślał... Wypuszczam głośno powietrze, a gdy odwracam się w stronę domu, okazuje się, że jestem obserwowana. Powoli zaczyna do mnie docierać, że trzymam w rękach broń. Podbiegam w miarę szybko do Dylana i wręcz wpycham mu w dłonie strzelbę, a następnie ruszam do łazienki. Odkręcam gorącą wodę w wannie i bez zastanowienia oraz wcześniejszego zdejmowania ubrań, wchodzę do środka. Opieram głowę o kolana, a po policzkach spływają mi łzy. Cała adrenalina ucieka każdą możliwą drogą. To nie byłam ja... to była Bellatrix Williams ze snu, ta która mimo wszelkich zapewnień, jednak zabija.
– Posuń się. – słyszę głos Melody, a gdy unoszę głowę, dziewczyna wpycha się do wanny. – W sukience jeszcze się nie kąpałam.
– Masz zły tok myślenia... – szepczę. – Pomyśl, że właśnie to robisz...
– O proszę, babskie pogaduszki. – w progu łazienki staje Mike. – Ja też chcę.
Chwilę później dowiaduję się jak bardzo ciasno może być w wannie, gdy wejdą do niej trzy osoby, w tym jedna mająca prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu.
– Rozchmurz się, Williams. – mówi chłopak. – Wiem, wiem... ty się do tego nie nadajesz i inne bla bla bla.
– Totalne bla bla bla. – Melody postanawia wesprzeć Rudzielca.
– Ale mam dla ciebie propozycję. – Mike patrzy na mnie z poważną miną. – Przestaniesz użalać się nad sobą i zaczniesz dowodzić tym burdelem tak jakbyś zrobiła to we śnie. W zamian za to obiecuję, że jak tylko Evans wyjdzie, pomogę ci skopać mu dupę.
– Mamy układ, Westwick. – stwierdzam od razu. – Spiorę go na kwaśne jabłko.
– I ogolimy mu te perfekcyjne kłaki. – dodaje Mel, szczerząc się złośliwie.
– Pojebało was? – do łazienki wchodzi Dean, nie szczędząc sobie wzroku podkreślającego jego pytanie. – Jakim cudem jesteś najbrzydszy z nas wszystkich, a jednak siedzisz w wannie z dwiema laskami?
– A kto powiedział, że jestem najbrzydszy? – oburza się Mike, ochlapując kumpla wodą. Chwilę później w pomieszczeniu zjawiają się Aiden oraz Dylan. W tym domu, a w szczególności w tej łazience jest stanowczo zbyt wielu facetów.
Każdy siedzi gdzie tylko się da i nikt nic nie mówi. Po prostu jesteśmy razem, w dość porąbanej scenerii. Sześcioro młodych ludzi, zapewne nie mających lepszych perspektyw na życie niż dilarka i wymachiwanie bronią. Na ten moment jednak nikt prócz mnie, nie przejmuje się tym. Niestety układ to układ. Od teraz nie mam prawa użalać się nad swoim położeniem. Muszę sprawić, że Bellatrix Williams ze snu to ja. W końcu ona poradziłaby sobie ze wszystkim.
– Dylan Kane jest mój. – mówi Dean, zwracając na siebie uwagę. – Z królewskiego przydupasa awansowałeś na nadworną dziwkę.
– Jak ci się znudzi to załatwimy ci kogoś nowego. – Aiden przedrzeźnia chłopaka, który to powiedział. – Blake miał dobry plan, który jak widać zadziałał. Tylko Trixie jest teraz znana jako totalna psychopatka.
Ukradkiem spoglądam na Dylana, który jak się okazuje, wgapia się we mnie bez pohamowania. Chciałabym zostać z nim sama, ale przecież nie wygonię przyjaciół. Muszę cierpliwie zaczekać aż sami wyjdą.
– To był najkrótszy bal na jakim była. – zauważam, patrząc na przemoczoną suknię. – Tyle godzin szykowania się i pięć minut zabawy.
– Ale przynajmniej dostrzegłem twoje atuty. – woła Dean, udając, że łapie się za biust. – I to jakie...
– Tak, to jest zdecydowany plus dzisiejszego dnia. – Mike wywraca oczami. – Dean Allen już wie, że Williams jak prawie każda babka ma cycki. A wiesz, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent posiada również piczkę?
– A gdzie pozostały procent? – pyta Melody, marszcząc brwi. Boję się odpowiedzi.
– Po dzisiejszym wyskoku obawiam się, że może mieć jaja większe niż my wszyscy razem wzięci.###
Dzisiejszy rozdział jest chyba najkrótszy ze wszystkich. Możliwe, że zrobię sobie mini urlopik tak na tydzień, bo muszę zregenerować mózg. Nie chcę wrzucać takich krótkich rozdziałów, a czuję, że potrzebuję chwilę przerwy.
CZYTASZ
Szklane Marzenia - Powrót do Jessford
Roman pour AdolescentsJest to kontynuacja Szklanych Marzeń, więc zapraszam do zapoznania się z pierwszą częścią. ----- Fragment z małym spoilerem: Bez opamiętania zatracamy się w sobie, a to jest najpiękniejsze w naszym porąbanym świecie. Teraz już wiem, że nawet jeśli...