Do zobaczenia za trzy miesiące

67 9 12
                                    

Są takie chwile, gdy człowiek marzy o tym, aby zniknąć przynajmniej na moment. Odetchnąć od wszystkiego co go otacza, złapać odrobinę powietrza i wrócić silniejszym, z czystym umysłem. Myślę, że to jest właśnie ta chwila. Kiedy stoję wśród pozornie znajomych osób, które w rzeczywistości są mi zupełnie obce. Próbuję udawać, że klubowa muzyka wcale mi nie przeszkadza. I wcale nie chciałabym posłuchać porządnego rocka. Z całych sił staram się, aby mój uśmiech wyglądał na szczery, choć w głębi serca wiem, że to nie ma sensu, a im mocniej się staram, tym gorzej mi to wychodzi. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że bezsensownie postanowiłam założyć w ten upał długie czarne jeansy i aktualnie moje nogi zapewne wysyłają w moją stronę najgorsze przekleństwa.

– Jesteś takim idiotą, Tom. – słyszę niedaleko siebie, więc leniwie przenoszę wzrok w tamtą stronę. Blondwłosa dziewczyna z wyraźnie naburmuszoną miną, stara się nie zamordować wzrokiem swojego rozmówcy. Przez moment zazdroszczę jej ślicznych długich aż do pasa, lekko kręconych włosów, ale potem dociera do mnie jak bardzo musi być jej gorąco.

– Ty również nie jesteś zbyt mądra. – chłopak odpowiada jej z flirciarskim tonem, ale na nią to nie działa. Odchodzi gdzieś dalej, a on jedynie wzrusza ramionami. Gdy odwraca się do mnie przodem, w duchu dziękuję sobie za to, ze mam na nosie okulary przeciwsłoneczne. Na dłuższą chwilę zawieszam na nim wzrok, gdy on rozgląda się dookoła poprawiając przy tym przydługie brązowe włosy. Niestety on również ma zakryte oczy, więc ciężko mi ocenić jego twarz. Lecz to czego nie ukrywają okulary, wygląda naprawdę dobrze. Szczególnie idealnie zarysowana szczęka.
Nagle dociera do mnie, że chłopak patrzy w moim kierunku. Nieswojo poprawiam się na rozgrzanej masce mojego auta. Nie lubię takich sytuacji. Nie w czasach, gdy nie wiem, kiedy moje życie będzie zagrożone.

– Tom! – Blake przeciska się przez tłum i wita chłopaka jak najlepszego kumpla. Początkowo jestem w małym szoku, ale przecież to Evans. On zna tu wszystkich, w przeciwieństwie do mnie.
Obaj podchodzą do mnie, więc postanawiam wstać. Zdejmuję okulary i zawieszam je sobie na dekolcie. Tom również postanawia pokazać swoje oczy, przez co próbuję nie okazać swojego zaskoczenia. Nagle robi mi się słabo.

– To jest Thomas Solberg. – mówi Blake, na co wymuszam na sobie lekki uśmiech. – Jest kuzynem Dylana...
Przez moment stoję nieruchomo, odnajdując kolejne podobizny do mojego chłopaka. Nawet oczy mają takiego samego koloru. Gdybym była pijana, jestem pewna, że mogłoby dojść do pomyłki.

– Bellatrix Williams. – odzywam się w końcu. – Nie wiedziałam, że miał kogoś więcej niż babcię... ale pewnie jeszcze wielu rzeczy o nim nie odkryłam.

– To raczej nie jest typ człowieka, który wywiesza wszystkie informacje o sobie, na najbliższym płocie. – odpowiada Tom. – Miło było poznać największy postrach w okolicy. Niestety muszę poskromić pewnego demona.

– Stary... nie mów, że znów pokłóciłeś się z Lexi. – Blake spogląda w kierunku Blondynki, która aktualnie rozmawia z jakimiś dziewczynami.

– Kiedyś znajdę sposób na pozbycie się jej z tego świata. – parska chłopak, robiąc krok w tył. – Ludzie czasami znikają.

– Obaj dobrze wiemy, że bez niej byś się nudził. – dochodzę do wniosku, że Evans musi dobrze znać tę parę. Kiedy Tom odchodzi, Blake staje przodem do mnie. – Tom jest bardzo ważną częścią naszej ekipy, dlatego niezbyt często wychyla się i nie ma go na zebraniach.
Nie odpowiadam nic. Próbuję z całych sił utrzymać wewnętrzny spokój. Tom jest bardzo podobny do Dylana, co rozdrapało niezagojone rany. Poczułam się tak jakby ktoś dał mi w twarz z liścia.

Spoglądam na telefon, by sprawdzić godzinę. Muszę stanąć na starcie. Bez słowa wsiadam do samochodu i ruszam w wyznaczonym kierunku. Przełykam głośno ślinę, gdy dociera do mnie, że jestem przerażona. Gdy ostatnim razem tu byłam, Aiden wylądował w szpitalu. Teraz mam zamiar ścigać się, kiedy kompletnie nie mam pojęcia jak powinnam to zrobić. Znów biorę do ręki telefon.

Cześć, tu Dylan. Jeśli to coś ważnego to masz problem. Nie nagrywaj się, bo nie będzie mi się chciało tego odsłuchiwać.

– Nie jestem pewna dlaczego to robię, bo przecież teraz na pewno tego nie usłyszysz. – mówię trzęsącym się głosem. – Stoję na starcie i... po prostu chciałam usłyszeć twój głos, bo przed chwilą poznałam twojego kuzyna i... i czułam się tak jakbyś to ty przede mną stał. Miałam żyć normalnie, ale w głębi serca liczę na to, że znów się rozbiję i już nigdy się nie obudzę.

Biorę głęboki wdech i odwracam się w prawo, gdy obok mnie zatrzymuje się czarny Mustang. Auto ma przyciemniane szyby, przez co nie widzę kierowcy. Nie podoba mi się to. Wolałabym wiedzieć kto jest moim przeciwnikiem.
Telefon zaczyna wibrować, informując o nowej wiadomości. Dostrzegam nieznany numer. Po moich plecach przechodzi zimny dreszcz.

Powodzenia, Trixie.

Szybko przenoszę wzrok na samochód obok mnie, krzywiąc się. To on jest kierowcą. Ten sam człowiek, który uratował mnie niedawno, a potem zostawił liścik w moim pokoju. Może tym razem ujawni swoją tożsamość, na co głęboko liczę. Niewiele myśląc unoszę dłoń, by następnie wystawić środkowy palec. Zapewne igram teraz z ogniem, ale mam to gdzieś.
Dziewczyna, którą Blake nazwał Lexi, staje przed nami. Nie pasuje do tej scenerii. Nie jest ubrana wyzywająco, w kolorowe imitacje ubrań. Jest jak ja. Ma swój czarny świat, w którym najprawdopodobniej jest jej najlepiej.
Kiedy czerwona chustka ląduje na piasku, ruszamy. Mam wrażenie, że noga mi zaraz pęknie od wciskania gazu, choć to na nic. Jestem w tyle. Z gniewem obserwuję jak czarne auto wyprzedza mnie. Wyobrażam sobie jak jego kierowca musi być dumny. Zapewne teraz uśmiecha się pod nosem, wiedząc, że wygrał z Williams. Kimkolwiek jest, nie mam szans.
Mijamy metę, lecz żadne z nas nie zatrzymuje się. Cały czas jadę za nim. Nie poddam się dziś. Ten kto wchodzi do mojego życia, musi wiedzieć, że nie ze mną takie gierki. Nagle mój rywal zatrzymuje się, przez co wciskam gwałtownie hamulec, ledwie unikając stłuczki. Bez zastanowienia chwytam leżący na miejscu obok pistolet i wysiadam. Cała się trzęsę, nie wiedząc co mnie czeka. Dlaczego to cholerne auto ma tak bardzo ciemne szyby? I kto siedzi za kierownicą... Stoję kilka metrów od niego, lecz wyraźnie czuję palący wzrok na swoim ciele. Do moich uszu dociera ostrzegawczy ryk silnika. Mam się odsunąć, lecz nie robię tego. Stoję twardo, z dumnie uniesioną głową. Jeśli chce, niech jedzie. Ja już nie mam nic do stracenia.
Czas zatrzymuje się dla mnie, gdy samochód rusza prosto na mnie. Z niebywałym spokojem patrzę jak zbliża się. Na moment zamykam oczy, ostatni raz przypominając sobie twarz osoby, do której pragnę dołączyć. Gdy czuję silny podmuch wiatru, tuż obok mnie, wiem co się wydarzyło. Bezsilnie upadam na ziemię, słuchając odjeżdżającego auta. Sięgam po wibrujący telefon, domyślając się kto napisał.

Nigdy więcej tego nie rób. Bądź cierpliwa, a niedługo wszystko się wyjaśni. Do zobaczenia za trzy miesiące.

Marszczę brwi, zrywając się na równe nogi. Wściekle wpadam do auta, nie szczędząc sobie trzaśnięcia drzwiami. Chcę jak najszybciej wrócić na festiwal. Jestem pewna, że Evans wie kim jest ta osoba. Wymuszę na nim wszelkie informacje, choćbym miała go katować.
W momencie, gdy zatrzymuję się zaledwie pół metra od Evansa, zwracam na siebie uwagę wielu osób. On sam wie, że ma problem. Widać to po jego minie, która jawnie mówi mi, abym odpuściła. Nie ma szans.

– Kto to jest? – pytam, nie szczędząc mu jadu w głosie. – Nie mam zamiaru czekać trzy miesiące, bo tobie zachciało bawić się w podchody.

– Dowiesz się w swoim czasie. – odpowiada chłodno. Jego wściekły wzrok przeszywa mnie, powodując nieprzyjemne ciarki. – To nie jest ani dobre miejsce, ani pora na takie pogawędki.

Odwracam się na pięcie, by kolejny raz tego dnia znaleźć się za kierownicą. Mam dość tajemnic, na których rozwiązanie muszę czekać. Potrzebuję odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytań.
Po upływie naprawdę długiego czasu, parkuję pod domem, w którym ostatni raz byłam trzy miesiące temu. Mam wrażenie, że czas się tu zatrzymał. I pragnienie... tego aby drzwi otworzyły się, a zza nich wyszedł ten, którego potrzebuję najmocniej na świecie. Cicho wzdycham, zastanawiając się nad tym, czy to był na pewno dobry pomysł. Ale przyjechałam tu... sama nie wiem po co, bo przecież jego tu nie ma. Za to są wspomnienia. Wspomnienia, które mogą zarówno przywołać radość jak i wywołać wielki smutek. W dłoni ściskam klucz, przyglądając mu się uważnie. Wyrzeźbiony kawałek metalu, dzięki któremu na jeden krótki moment będę mogła zniknąć.

– Nie po to tyle czasu tu jechałaś, żeby nie wejść do środka, kretynko... – mamroczę pod nosem. Biorę głęboki wdech i wychodzę z samochodu.
W środku panuje idealna cisza. Kurz na meblach wygląda naprawdę dołująco. Nikogo tu nie było od długiego czasu... A przecież powinnam przyjechać zaraz po tej tragedii. Może wtedy byłoby mi łatwiej. Na kanapie wciąż leży ręcznik, który ostatnim razem rzuciłam, bo zwyczajnie nie chciało mi się go odnosić do łazienki. Chwytam go jedną dłonią i ruszam do pomieszczenia, w którym powinien być. Na umywalce dostrzegam kilka moich kosmetyków, o które denerwował się Dylan. Marudził, że mieszkanie z kobietą to sterty rzeczy do makijażu i nieskończone ilości wsuwek do włosów, które będziesz znajdował w każdym zakamarku domu. Mój wzrok przyciąga niewielka buteleczka z męskimi perfumami. Otwieram ją i przez sekundę zaciągam się zapachem, którym pachniał. W oczach zbierają mi się łzy, lecz szybko powstrzymuję się od wyrzucania emocji w ten sposób.
Łóżko w sypialni, pozostawione w totalnym nieładzie przypomina mi nasz ostatni poranek. Pocałunki na powitanie i jego rozpalający wzrok, namawiający do złego. Przekonywał, że mamy jeszcze czas, ale ja nie posłuchałam. Siadam na chwilę, by myślami wrócić do naszych wspólnych miłych momentów. Wszystkich, nawet tych ze snu.
Gdy kieruję się ku wyjściu, moją uwagę przykuwa pewna rzecz. Kucam w korytarzu, dostrzegając czerwone plamy na podłodze. Rozmazane czyimiś butami, ale nadal widoczne. Tego tu na pewno nie było, gdy ostatnim razem wychodziłam stąd. Jestem tego pewna.

– Czego? – warczę, odbierając telefon. Przez myśl przeszło mi odrzucenie połączenia, ale jednak nie tym razem.

– Gdzie jesteś? – pyta Blake. Ton jego głosu jest tak obojętny, jakby chłopaka wcale nie interesowało moje aktualne położenie. W tle słyszę głos Mike’a.  – Kurwa, Michael zamknij ryj. Przecież zadzwoniłem...

– Zastanawiam się co to za plamy krwi w korytarzu, w domu Dylana. – stwierdzam sucho. Głucha cisza po drugiej stronie słuchawki, świadczy o istnieniu kolejnego sekretu. – Chcesz mi to wytłumaczyć?

– Nie. – odpowiada stanowczo. Jak zwykle. Przecież nikt nie będzie mu mówił co ma robić. – I wracaj do Jessford. To nie czas na samotne wycieczki, Williams.

– Wiesz co? – do głowy przychodzi mi pewien pomysł. Prawdopodobnie beznadziejny, ale nie mam innego wyboru. – Do zobaczenia za trzy miesiące.

Po tych słowach rozłączam się nim chłopak zdąży odpowiedzieć. Prostuję nogi, rozglądając się po pomieszczeniu. Trzeba tu trochę posprzątać, ale to najmniejszy problem. Większym jest to jak do cholery zniosę trzy miesiące w domu mojego martwego chłopaka, nie popadając przy tym w depresję.
Rzuciłaś sobie największą kłodę pod nogi, Trixie...

###
Chciałabym tylko powiedzieć, że jestem głupia i warto zapamiętać Toma i Lexi, ponieważ będą głównymi bohaterami mojej kolejnej historii xD a to oczywiście oznacza, że skończę Lose Your Mind za milion lat. Jeszcze nie jestem pewna co do tytułu, ale na pewno będzie to coś szklanego, bo chciałabym zostać w tej "serii". Niestety druga część Szklanych Marzeń trochę zepsuła mi pewne plany, ale dobra tam. Chciałabym, aby minęły już te trzy miesiące. Nie wiem kiedy następny rozdział (jakbym kiedykolwiek wiedziała), ale raczej będzie tam dużo przemyśleń. Tak mi się wydaje. Mam okropną fazę na piosenkę w mediach, przez ten filmik na dole. A to wszystko przez SKAM i Ragnarok...

Szklane Marzenia - Powrót do JessfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz