Instrukacja obsługi

72 11 12
                                    

Nie lubię pożegnań. Zwykle kojarzą się z czymś smutnym. Nawet jeśli pożegnanie oznacza, że ktoś otworzy nowy rozdział w swojej historii, wiąże się to ze smutkiem. Bo przecież oznacza to zazwyczaj, że prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczycie... I nawet słowne zapewnienia nie dają ci ani grama gwarancji na to, że będzie inaczej. Przecież istnieją obietnice, których nie możemy spełnić. Te które są równie szklane co niektóre marzenia. To wszystko łączy się ze sobą w idealną pętlę. Składasz szklaną obietnicę, aby ktoś utworzył w swojej głowie szklane marzenie. Z czasem obietnica pęka, a za nią niczym kostki domino, rozpadają się marzenia. Jedyne co pozostaje to wewnętrzna pustka, którą ciężko jest zakleić.

– Jak tylko Blake wyjdzie to dołączycie do nas. – zapewnia mnie Melody. – To już niedługo, zobaczysz, że szybko zleci.

– Pamiętaj, żeby informować mnie o Krewetce. – proszę dziewczynę, choć coś mi cicho podpowiada, że nie dostanę ani jednej wiadomości.

– To dziecko kiedyś się zemści za taką ksywę. – parska Dean. – Wszyscy nazywają swoje dzieci fasolkami, a ty wylatujesz z jakimś morskim żarciem.

Do salonu wchodzi zaniepokojony Aiden. W ręku ściska telefon. Zaczynam się denerwować.

– Nie odbiera? – pyta Dylan, widząc minę kolegi. Ten jedynie kręci głową. – Trixie, spróbuj ty.

Bez wahania sięgam po swoją komórkę i wybieram numer Michaela. Jeżeli ma zamiar olać pożegnanie swojego przyjaciela to skopię mu tyłek jak tylko pojawi się na horyzoncie. Po drugiej stronie odzywa się automatyczna sekretarka.

– Gdzie ty się podziewasz, lamusie? – postanawiam zostawić wiadomość. – Jeżeli zaraz nie przyjdziesz to znajdę cię i przysięgam, że wydepiluje ci woskiem jaja.

Drzwi wejściowe zostają otwarte, a ja mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Nie sądziłam, że moja groźba poskutkuje z prędkością światła. Michael wchodzi do salonu, a ja od razu dostrzegam, że coś jest z nim nie tak. Przez moment chłopak przygląda się mi jakby zdawał sobie sprawę z tego, że ja wiem.

– No to jesteśmy prawie w komplecie. – woła niczego nieświadomy Dean. To przykre, że nikt prócz mnie nie zorientował się, że z Rudzielcem jest coś nie tak. Po prostu każdy teraz skupia się na Aidenie i Melody.
Wszyscy starają się pożegnać przyjaciół najlepiej jak potrafi, ale ja wpatruję się w Mike’a. Dokładnie widzę trzęsące się dłonie, powiększone źrenice i lekko przymknięte powieki, jakby był śpiący. Do tego nerwowo tupie nogą, co nigdy wcześniej nie zdarzało mu się. Jest nadzwyczaj pobudzony, a ja wiem jaki środek działa w taki sposób. W duchu modlę się, aby Mel i Aiden już pojechali. Muszę jak najszybciej zabrać Michaela na rozmowę, choć prawienie wykładów osobie, która jest pod wpływem narkotyków, nie wiąże się z niczym dobrym.

– Uważajcie na siebie i dajcie znać jak już będziecie na miejscu. – mówię lekko zaniepokojona, gdy nasza słodka para ma już wsiadać do samochodu.

– Ty też nie zrób sobie krzywdy, Williams. – uśmiecha się Aiden.
Przytulam mocno Melody, a następnie trochę krócej jej chłopaka. Głęboko wierzę w to, że zaczną szczęśliwsze życie, gdy będą daleko stąd.
Ze stoickim spokojem patrzę jak odjeżdżają. Za moment będę musiała zmierzyć się z czymś gorszym niż ich wyjazd.

– Idziemy zapalić? – odwracam się w stronę Michaela, próbując nie wyglądać jakbym chciała go zabić.

– Nie. – odpowiada krótko chłopak. Wygląda jak obrażone dziecko, któremu zabroniono zjadania dużej ilości słodyczy.

– Tak. – syczę, a on wywraca oczami. – Rusz dupę, Westwick.

– Będziesz teraz zgrywać moją matkę? – ton jego głosu wręcz krzyczy, że mam się odwalić. – Nic ci do tego co robię.

– O co chodzi? – Dean dostrzega, że coś nie gra. Ślepy by zauważył, bo przecież ja i Mike nigdy nie rozmawialiśmy w ten sposób. – Stary, co z tobą jest dziś nie tak?

Dylan otwiera szerzej oczy. On też już wie... Jak zwykle tylko Dean ma opóźniony zapłon.

– Zostawcie nas samych. – proszę chłopaków, a oni bez słowa wracają do domu. Biorę głęboki wdech, spoglądając przygnębionym wzrokiem na przyjaciela. – Serio, Mikey? Nie lepsza byłaby rozmowa?

– Rozmowa? – spluwa chłopak. – Pieprzysz od rzeczy. Teraz jesteś taka mocna, bo zabiłaś tamtych gości, a jeszcze niedawno użalałaś się nad sobą, bo zły Evans wpakował cię w tarapaty. Wiesz, że na tamtym posiedzeniu mogłaś zmienić decyzję Aidena? Oczywiście, że nie wiesz, bo ciebie gówno interesują sprawy innych.

– Pokaż mi proszę, na której półce leży pieprzona instrukcja obsługi tego cholernego gangu, a postaram się lepiej nim zarządzać. – wycedzam przez zęby. – Rozumiem, że jesteś wściekły, ale to nie daje ci prawa do wyżywania się na mnie.

– Wiesz co? – Mike podchodzi do mnie zbyt blisko, przez co dostaję ciarek. – Pierdol się, Trixie. Jesteś tak samo beznadziejna jak ten imbecyl, Evans. Pierdolcie się razem.

Mam ochotę wybuchnąć płaczem, ale jeśli to zrobię to on wygra. Przygryzam policzek od środka i z całej siły wbijam paznokcie w dłoń. Nie dam mu żadnej satysfakcji z tego, że jest teraz tak podły. Poza tym to narkotyki przemawiają przez niego.

– Wielka Bellatrix Williams nagle nie wie co ma powiedzieć. – parska, dobijając mnie jeszcze mocniej. – A myślałem, że żeby świat odpoczął od twojego gderania, trzeba ci zatkać usta.

Serce staje mi na dłuższą chwilę, gdy jego usta z wyraźną złością zbliżają się do moich. Gdy nie odwzajemniam pocałunku, jego dłoń zaciska się na mojej żuchwie, tak jakby chciał mnie zmusić do pieszczot. Tym razem nie potrafię powstrzymać łez. To dla mnie zbyt wiele. Człowiek stojący przede mną nie jest moich przyjacielem. Wiem, że muszę zrobić wszystko, aby powrócił prawdziwy Michael.
Osuwam się od niego i bez zastanowienia uderzam go pięścią w nos. To go powinno nauczyć, że nie dotyka się mnie bez pozwolenia.

– Kurwa. – chłopak łapie się za obolałe miejsce, z którego zaczyna lecieć krew. – Dlaczego tak mocno?

– Dla zasady. – warczę i pociągam go w stronę domu. – Najpierw zajmiemy się nosem, a potem zrobię ci płukanie żołądka, debilu.

On wyrywa dłoń z mojego uścisku i odsuwa się kilka kroków w tył. Następnie pokazuje mi środkowy palec, by po chwili odwrócić się na pięcie i ruszyć w nieznanym mi kierunku. Upadam na kolana, czując się kompletnie bezsilna. Dlaczego nie mogę odetchnąć przynajmniej na sekundę? Wszystko wali się z taką łatwością jakby to były tylko zamki z piasku.

Nie mogę zmrużyć oka. Ciągle w mojej głowie krążą niepokojące myśli. Co jeśli nie uda mi się wpłynąć na Michaela w takim stopniu, by przestał marnować swoje życie i zdrowie? Jeżeli to będzie wymykało się spod kontroli, będę musiała wydać wyrok, a tego sobie nie wybaczę. Do pomocy mam jedynie Deana i Dylana, a mam wrażenie, że to stanowczo za mało. Boję się.
Rano znów jesteśmy w domu chłopaków. Mike jeszcze śpi, a nasza trójka niecierpliwie czeka na jego pobudkę. Musimy wszyscy z nim porozmawiać.

– Serio? – warczy chłopak, gdy wychodzi ze swojej sypialni. Jest jeszcze zaspany i w dodatku ma na sobie jedynie dresowe spodenki, sięgające do kolan. – Wy też będziecie mi truć?

– Przestań zachowywać się jak dziecko. – wypalam, mając już dość jego wrogiego nastawienia.

– Patrzcie państwo! – woła, wymachując rękoma. – Ty mi chcesz prawić morały? Nagle przejmujesz się moim stanem, choć wszyscy wiemy, że Bellatrix Williams ma w dupie totalnie wszystko. Ciebie nawet nie interesuje to, że nie pamiętasz wielu rzeczy sprzed wypadku! I wiesz dlaczego? Bo prawda by cię pogrążyła, więc lepiej dać sobie spokój.

– A co ja niby takiego robiłam? – pytam, totalnie nie wiedząc o co mu chodzi. Mój wzrok przykuwa zaniepokojony Dean. Co się do cholery stało?

– Myślisz, że byłaś taka wierna Danielowi? – parska Michael. – On zdradzał ciebie z Charlotte, a ty jego z Aidenem. Pieprzyłaś się z nim jeszcze przed pojawieniem się Mel w mieście. A w dniu wypadku? Nie skończyło się na pocałunkach z Evansem.

Zamieram, nie wiedząc co powinnam odpowiedzieć. Gdybym wiedziała, że za chwilę Dylan usłyszy tak niewygodną dla mnie prawdę, powstrzymałabym Michaela przed wyjawieniem jej. Nawet nie mam odwagi spojrzeć na mojego chłopaka.

– Mało tego, nie byłaś wtedy jedynie pijana. – dodaje Westwick. – Wypiłaś może ze dwie kolejki. Naćpałaś się i dlatego wpadłaś w szał. A teraz próbujesz zgrywać mojego anioła stróża.

– Może Trixie nie nadaje się do tego, ale ja tak. – odzywa się Dean. – Jeżeli nie ogarniesz się to przysięgam, że sam ci wpakuję kulkę w łeb, nawet jeśli jesteś moim najlepszym przyjacielem. Masz do niej spinę, bo nie zmieniła decyzji Aidena, gdy była do tego okazja? A powiedziałeś jej o tym? Nie, kurwa. Wolisz teraz wyżywać się na osobie, która w tym momencie poświęca swoje życie, żebyś ty był bezpieczny, debilu. Może warto wytłumaczyć jej, że jebane posiedzenia może zwoływać za każdym razem, gdy ma na to ochotę?

– Mogę? – dziwię się. W duchu dziękuję Bogu, że w końcu postanowił uruchomić mózg Allena. Długo to trwało, jednak teraz wszyscy na tym skorzystamy.

– Oczywiście, że tak. – odpowiada Dean. – Jesteś szefową, nie?

– Jutro wszyscy przyjadą. – mówi Dylan. Ze strachem spoglądam na niego i widzę, że wystukuje coś w telefonie. – Zmiana decyzji Aidena to krótka chwila, ale niestety Dave wymyślił sobie, że każdy musi przy tym być. Będziesz jedynie potrzebowała dobrego powodu, choć myślę, że wszyscy wiedzą, że Mike jest lepszym księgowym niż mordercą.

– A ty następnym razem mów jak coś ci nie leży. – Dean zwraca się do Michaela, wskazując na nuego palcem. – Ona nie jest alfą i omegą, a ty nie jesteś pieprzonym księciuniem, żeby stroić takie fochy.

Mike jest wyraźnie poirytowany tym, że nie dał sobie z nami rady, jednak mogę dostrzec na jego twarzy cień ulgi. Decyzja zostanie zmieniona, a on spokojnie będzie mógł dalej robić to co robił nim Aiden postanowił wyjechać. Mam nadzieje, że to go nakieruje na właściwe tory. Mimo wszystko muszę go nadal obserwować, choć chwilowo nie mam zamiaru odzywać się do niego. Musi zdać sobie sprawę z tego, że zranił mnie.
Wychodzę przed dom, by zapalić papierosa. Wiatr dziś jest wyjątkowo silny, a to dodaje odrobinę chłodu. W końcu na chwilę odetchniemy od upałów.

– Chyba byłaś bardziej niegrzeczna niż mi się wydawało. – z zamyślenia wyrywa mnie głos Dylana.

– Na to wygląda. – odpowiadam cicho. – Nawet nie wiem co mam o tym myśleć. Wydawało mi się, że jestem pokrzywdzoną dziewczyną, a wychodzi na to, że prawda jest inna. Mike ma rację, nic mnie nie interesuje...

– Serio, przejęłaś się jego słowami? – chłopak przytula mnie, przez co od razu robi mi się cieplej. – Jaki byłby sens zawracać sobie głowę przeszłością? Żaden. Żyj dalej, tak będzie najlepiej dla ciebie i reszty.

###
Trochę krótszy rozdział, ale chciałam już wysłać Mel i Aidena na wakacje.

Szklane Marzenia - Powrót do JessfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz