Skończ.

79 12 8
                                    

Kiedy budzę się, jest jeszcze dość wcześnie. Słońce próbuje przedrzeć się przez szare rolety. Niechętnie wychodzę z łóżka, zerkając przelotnie na ramkę ze zdjęciem, którą postawiłam niedawno na nocnej szafce. W ten sposób próbuję oszukać się... tak jakbym budziła się obok niego. To w jakimś stopniu dodaje mi odrobiny sił. Tak przynajmniej mi się zdaje.
Biorę zimny prysznic, starając się obudzić cały umysł. Woda drażni każdy fragment mej skóry, ale muszę przyznać, że lubię to. Nawet dużo bardziej niż gorące kąpiele. I działa lepiej niż poranna kawa.
W salonie zastaję Michaela. Przez umysł przebiega mi myśl o wycofaniu się do pokoju, jednak koniec z tym. Koniec z uciekaniem przed szczerymi rozmowami. Chłopak wskazuje na kanapki, które musiał wcześniej przygotować. Trochę burczy mi w brzuchu, więc mogę skusić się na śniadanie. Ostatnimi dniami zapominałam o posiłkach.

– Gdzie reszta? – pytam nie okazując żadnych uczuć. Nie chcę być w tym momencie chamska, ale miła też nie mam zamiaru być.

– Załatwiają ci wolne na dziś. – stwierdza Mike i podaje mi puszkę z gazowanym napojem. – Trixie... wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra...

– Zawsze tak brutalnie całujesz swoje siostry? – warczę, posyłając mu groźne spojrzenie. Zbyt mocno odstawiam puszkę, przez co odrobina napoju pryska na stół.

– Po prostu przestań się już dąsać i wróćmy do tego co było kiedyś. – wydaje się być skruszony, ale nie widzi chyba tego, że podchodzi do tematu w kompletnie kiepski sposób. W ten sposób nigdy nie wyjaśnimy sobie niczego.

– To może przeproś w końcu i przyznaj się do winy. – mówię oschle. – Naprawdę śniadanie i stwierdzenie, że jestem dla ciebie jak siostra, nie pomoże ci. Ja też nie jestem bez skazy, ale staram się jak mogę. Do tego, że Blake jeździł po mnie przy każdej możliwej okazji, zdążyłam się przyzwyczaić. Ty, mój drogi, wbiłeś mi taką szpilę, że mam ochotę skręcić ci kark.

Michael przez moment patrzy na mnie zszokowany i nie jest w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Po jego minie wnioskuję, że próbuje sobie ułożyć odpowiednią odpowiedź. Mam szczerą nadzieję, że w końcu będzie to coś czego oczekuję. Jest moim najlepszym przyjacielem i za żadne skarby nie chciałabym go stracić w skutek jakiś niesnasek.

– Przepraszam... – odzywa się w końcu. Moja podświadomość wypuszcza powietrze z niewiarygodnie ogromną ulgą.

– Mówisz to dlatego, że zrozumiałeś czy boisz się, że zrobię ci krzywdę? – pytam, posyłając mu delikatny uśmiech.

– Obiecuję, że już zawsze będę przy tobie, gdy będziesz tego potrzebowała. – mówi poważnie, a ja na moment sztywnieję. Przygryzam policzek z nadzieją na to, że nie poryczę się znów.

– Nie obiecuj... – odpieram pochmurnie. – Ostatnia osoba, która to zrobiła, odeszła...

Chłopak wstaje, by podejść do mnie i przytulić. W ostatnim czasie zrobiło to więcej osób niż w całym moim życiu. Mimo to, nie potrafię wciąż zapełnić pustki jaką mam w sobie. Jakim cudem mając przy sobie tyle ludzi, czuję się tak cholernie samotna?

– Jestem pewien, że kiedyś zapomnisz o całym bólu jaki w sobie gnieździsz. – mówi spokojnie, odsuwając się ode mnie. – Wiem, że to dla ciebie ciężka sytuacja i nawet nie próbuję pojąć jak teraz musisz się czuć. Musisz z całych sił postarać się żyć dalej. W końcu jesteś jego Królową, nie?

– Byłam. – poprawiam go natychmiast. Kompletnie nie rozumiem dlaczego oni wciąż mówią o nim w czasie teraźniejszym... Czy to jest ich sposób na brak cierpienia po utracie bliskich? Szkoda, że na mnie to nie działa.

– Jesteś, Trixie. – upiera się. – Nieważne gdzie on się podziewa, jestem święcie przekonany, że nie zmienił swojego podejścia. Uwierz mi. A teraz zwijamy się, będzie zebranie. 

Patrzę na niego pytająco, lecz nie dostaję żadnej odpowiedzi. Z nocnej szafki zabieram pistolet i standardowo chowam go pod bluzką. Kiedy wychodzę na dwór, gorąc uderza we mnie jakbym weszła do piekarnika. Przysięgam, że te temperatury kiedyś mnie wykończą.
Przed opuszczonym budynkiem spotykamy Blake’a. Chłopak jak zwykle wygląda powalająco. Jego włosy tym razem są w lekkim nieładzie. Pewnie wcześniej był z jakąś panną. Szybko odganiam chore myśli, przypominając sobie, że wciąż nie wiem dlaczego tu jesteśmy.

– Dogadaliście się w końcu? – pyta Evans, gdy podchodzimy do niego. – W sumie skoro Mike nadal oddycha to odpowiedź jest jasna.

– O co chodzi z tym zebraniem? – wypalam szybko. – Chcesz mnie wykopać z tronu?

– Wszyscy zastanawiają się dlaczego ciągle na nim siedzisz, skoro wyszedłem... – mówi chłopak. – Dodatkowo Dean o dziwo znów zabłysnął. Wydaj rozkaz, Williams. Każdy człowiek mojego ojca, który pojawi się na naszym terenie, ma zostać zlikwidowany.

Muszę przyznać, że to doskonałe rozwiązanie. W ten sposób łatwiej nam pójdzie, choć raczej muszę liczyć się z ryzykiem utraty paru osób.
W czasie zebrania informuję wszystkich zgromadzonych, że całym interesem będę dowodziła póki sytuacja, w którą nas wpakowałam, nie ustabilizuje się. Nikt nie protestuje. Każdy wydaje się być bardziej wyrozumiały niż przypuszczałam. Prawie każdy...

– Jak długo masz zamiar chować się za spódnicą tej wariatki? – z tłumu wyłania się Jason Brown, czyli człowiek, który zastąpił Dylana w Collinston. A jednak nie będzie łatwo. – Kane beknął za twoje popieprzone zgrzyty z ojcem. Nawet ona za to oberwała, a teraz chcesz, żeby to całe bagno spłynęło na wszystkich.
Dociera do mnie, że chłopak ma zupełną rację. Pomysł jednak nie jest tak doskonały jak mi się wydawało.

– Ona ma na imię Bellatrix. – odpowiada Evans, a ja czuję lekkie zażenowanie. Brak mu sensownych argumentów do obrony, więc będzie strzelał debilnymi tekstami. – I nie nosi spódnic.

Zaczynam zastanawiać się jakim cudem ten interes nie runął, mając na czele takiego imbecyla jakim jest Blake Evans.

– Masz rację. – mówię po chwili namysłu. Muszę uratować sytuację, bo na Blake’a liczyć nie można, chyba że oczekuje się kompromitacji z wielkim hukiem. – Nie powinnam prosić was o to. Mimo wszystko Dave zabił nie tylko Dylana, a to oznacza, że jeśli nic z tym nie zrobimy, ktoś z nas może być następny. Nie zależy mi na własnym życiu, ale na waszym bezpieczeństwie i tym, abyście nie bali się następnego dnia. Wy i wasi bliscy. Ja straciłam swoją szansę na szczęście, lecz wspólnie możemy zadbać o to, by nikt więcej nie powielił losu Dylana i innych.

– Nie jestem pewien czy chcę, żebyś wrócił na szczyt, gdy to wszystko się skończy. – Jason wydaje się mówić poważnie. – Bellatrix mimo swojego szaleństwa pokazuje więcej rozumu i odwagi.

Blake posyła mi gniewne spojrzenie i opuszcza nas szybko. Nie do końca rozumiem co tu się odwaliło, ale chyba ktoś w końcu mu powiedział, że jest do niczego. I chyba to zrozumiał. Niewiele myśląc ruszam za nim. Nie mam pojęcia dlaczego to robię, ale czuję, że tak trzeba. Świat oszalał. Bellatrix Williams biegnie za Evansem...

– Tupnij nogą jeszcze! – krzyczę, gdy tylko wychodzę z opuszczonego budynku. Blondyn zatrzymuje się gwałtownie, by po chwili odwrócić się przodem do mnie.

– Choć raz się zamknij, Williams. – syczy, podchodząc bliżej. – Wszystko uchodzi ci na sucho. Każdy nagle zapomina jaką suką byłaś, bo przecież wypadek tak bardzo cię odmienił i teraz jesteś jakimś cholernym wybawicielem.

– Sam mnie w to wszystko wpakowałeś. – wycedzam przez zęby. – Możesz być wściekły jedynie na siebie. I wiesz... jeśli chodzi o wypominanie mojej przeszłości, wyprzedził cię Michael.

Omijam go, chcąc udać się do samochodu. Zaciskam pięści, kolejny raz wbijając paznokcie w dłonie. W duchu powtarzam sobie, że rozpętanie większej wojny nie ma najmniejszego sensu.

– A powiedział ci dlaczego chciałem zapoznać ciebie z Dylanem? – słyszę za sobą, więc staję w miejscu. Niechętnie spoglądam w jego stronę, z każdą kolejną chwilą bojąc się jego słów. – Pierwszy raz, gdy do mnie strzeliłaś, nie był w twojej głowie. Jak ja to powiedziałem? Ah już wiem. Wczoraj wydawało mi się, że muszę cię chronić przed światem, ale dziś zastanawiam się czy to nie świat potrzebuje ochrony przed tobą.

– Możesz mówić jaśniej? – niecierpliwię się. Przypominam sobie moment ze snu, w którym chłopak wypowiadał tamte słowa.

– Jesteś chwilami straszną idiotką, Williams. – parska. – Musiałem wepchnąć cię w ramiona innego, bo sam zacząłem rozumieć, że między nami działo się zbyt wiele i co gorsza podobało mi się to. Potrafisz nieźle zawrócić w bani. Ta ścieżka jest dosyć długa... Daniel, Aiden, ja... no i Dylan, ale jemu akurat poszczęściło się, bo spojrzałaś na niego inaczej niż z pogardą.

Kompletnie nie wiem jak mam zareagować na jego wyznanie. I czy on naprawdę właśnie przyznał się, że coś do mnie czuł? To nie może być prawda. Wybucham niekontrolowanym śmiechem, mając ogromną nadzieję, że chłopak dołączy do mnie. Jednak tak się nie dzieje. Jest rozczarowany, choć nie mam pojęcia czego się spodziewał.

– I na co mi ta wiedza? – pytam, uspokajając się w końcu. – Jakbyś jeszcze tego nie zauważył to niedawno straciłam chłopaka, więc nie licz na powrót do tego co było kiedyś. Ani teraz, ani w przyszłości. Skoro postanowiłeś zrezygnować to możesz jedynie żałować, że nie było cię w mojej głowie, gdy leżałam w śpiączce. Ale nawet tam spieprzyłeś sprawę...

Odwracam się w stronę auta, a po chwili staję jak zamurowana, gdy szyba rozpada się w drobny mak od zderzenia z kulą. Blake trzyma w dłoni pistolet, a na jego buzi widnieje dobrze znany wszystkim, nazbyt bezczelny uśmiech. Bez wahania podchodzę do niego i z całej siły wymierzam cios w szczękę. O dziwo chłopak nie broni się, a to bardziej potęguje mój gniew.

– Tak chcesz się teraz zachowywać? – wybucham i znów go uderzam, tym razem w brzuch. – Naprawdę chcesz, abym wylała wszystkie negatywne emocje na ciebie? Nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę za to co mi zrobiłeś...

Otwieram szerzej oczy, gdy miękkie usta Evansa lądują na moich. Nie zważając na moje protesty, chłopak przyciąga mnie bliżej siebie i trzyma tak mocno, abym nie mogła się wyswobodzić. Zaciskam powieki, gdy słone łzy napływają do moich oczu. Nie chcę płakać. W mojej głowie pojawia się coś czego wcześniej tam nie było. Lub zostało bardzo dokładnie ukryte...

Głośna muzyka dobiega z domu Blake’a, a goście zaczynają powoli przychodzić. To będzie duża impreza, a ja nie bardzo mam ochotę na niej być. Po prostu nie lubię imprez i tłumów. Choć przecież lepsze to niż patrzenie na zalanego i naćpanego ojca.

– Ty tutaj? – ze środka wychodzi gospodarz i od razu podaje mi zimne piwo.

– Przecież wiesz, że nie przepadam za takimi spędami. – puszczam mu oczko, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Ale nie jesteśmy. Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad sensem swojego związku, skoro i tak do niedawna sypiałam z Aidenem, a ostatnie dni zmieniły moje spojrzenie na Evansa. I wydaje mi się, że on również patrzy na mnie zupełnie inaczej niż kiedyś.

– Nie powinnaś być teraz z chłopakiem? – droczy się ze mną, doskonale wiedząc jak wygląda mój związek z Danielem. – Jesteś okropną sztywniarą, Williams. Ale lubię to w tobie...

– Skończ. – uśmiecham się zadziornie. – Spędźmy ten wieczór tak jak zwykle. Czyli...

– Ty będziesz udawała jak bardzo kochasz Dana, a ja wykorzystam kolejną naiwną panienkę.

– Dokładnie tak. – przytakuję. – Myślałeś o tym, żeby kiedyś stąd wyjechać?

Blake patrzy na mnie uważnie. Zapewne teraz układa sobie w głowie te wszystkie mądre zdanie, którymi potrafi niekiedy zaskoczyć. Takie typu, że chciał chronić mnie przed światem, ale to świat potrzebuje ochrony przede mną... Kilka takich słów potrafi nieźle namotać w życiu, a nawet sprawić, że zamarznięte serce zaczęło topnieć.

– Musiałbym się zakochać. – odpowiada w końcu. – I pozwolić, aby to uczucie rozwijało się.

– Po szkole spadam z Jessford. – wyjawiam.

– Jeśli nie wypali to co mam w planach... – mówi niepewnie. Ukradkiem przesuwa palcem po mojej nodze, co powoduje u mnie przyjemne dreszcze. – Pojadę z tobą.

– A co masz w planach? – pytam lekko ściszonym głosem. Atmosfera między nami robi się gorąca i myślę, że powstrzymuje nas jedynie to, że siedzimy przed domem i w każdej chwili może nas ktoś zobaczyć.

– Nie zakochać się w tobie, Williams.

###
Matko jak ja męczyłam ten rozdział... Nie mogłam go skończyć i to było straszne. Mam szczerą nadzieję, że następny napiszę bez problemów.

Szklane Marzenia - Powrót do JessfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz