Nie jesteś moja, Williams

85 8 5
                                    

Tonę. Mimo wielkiego wysiłku i nieporadnych prób utrzymania oddechu, zwyczajnie tonę zatopiona milionem sprzecznych uczuć, pożądania i dotyku, którego było mi brak. I choć wciąż nie potrafię poradzić sobie z gniewem do samej siebie, nie umiem czuć tego samego do Dylana. Tak samo jak wcześniej zaślepiła mnie nienawiść, tak teraz równie ślepo podążam za miłością. Jest kojącym okładem na moje popękane serce. Czymś w czym chcę tonąć, aż wydam z siebie ostatnie tchnienie.
Woda w wannie powoli robi się chłodna, lecz żadne z nas nie zawraca sobie tym głowy. Szczególnie, że zarówno temperatura w pomieszczeniu jak i atmosfera wokół nas przyprawia o zawroty głowy.
– Nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało... – szepcze chłopak, tym samym powodując u mnie miłe dreszcze. Jego oddech delikatnie pieści skórę na mojej szyi.
– Trzeba było mnie nie zostawiać. – droczę się, wiedząc, że zaraz znów będzie chciał się wytłumaczyć. A ja przecież już wszystko wiem.
– Naprawdę nie chciałem. – jego dotychczas rozpalający wzrok, kolejny raz tego dnia zamienia się w ten przygnębiony. Dopadają mnie wyrzuty sumienia. – I patrząc na to co działo się przez ten czas, mam jeszcze większy żal do siebie. To wszystko nie powinno mieć miejsca... a ja nie powinienem pozwolić ci na zabijanie.
Dylan odsuwa się ode mnie, przez co tym razem chłodna woda zaczyna mi przeszkadzać. Niepotrzebnie się odzywałam... 
– Sumienie już dawno przestało mi dokuczać. – wyznaję. – Tym samym odebrałam sobie odrobinę człowieczeństwa, ale cóż... bycie złym ma swoją cenę.
– Nie jesteś zła. – protestuje chłopak, marszcząc czoło. – Owszem, zrobiłaś niezbyt dobre rzeczy, ale nie jesteś złym człowiekiem.
– To miłe, że we mnie wierzysz, ale spójrzmy prawdzie w oczy. – parskam. – W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że polowanie na starego Evansa sprawia mi frajdę. Było to męczące, ale dość zabawne zważywszy na to, że facet jego pokroju ukrywa się przed dziewczyną taką jak ja.
– Nie jesteś zła. – powtarza uparcie i w mgnieniu oka zostawia mnie samą w wannie, a chwilę po tym i w łazience. Wzdycham głośno. Chyba nie do końca potrafię odnaleźć się w aktualnej sytuacji. Myślałam, że to będzie stanowczo łatwiejsze.
Opuszczam pomieszczenie, okryta jedynie ręcznikiem i niemal od razu zaczynam tego żałować. Dylan siedzi w salonie, a towarzyszy mu nie kto inny jak Blake. Nie podoba mi się to.
– Co tu robisz? – pytam, upewniając się, że ręcznik dobrze trzyma się na moim ciele.
– Sprawdzam czy wszystko w porządku. – Evans posyła mi nadzwyczaj sztuczny uśmiech. Typowe.
– Nie musiałeś. – coraz mocniej czuję jak atmosfera robi się niesamowicie niezręczna.
– Powinienem, skoro mój ojciec nadal żyje. – stwierdza. – I biorąc pod uwagę to, że twój książę miał jednak więcej wspólnego z nim, niż myślałem.
Posyłam mu pytające spojrzenie, a następnie przenoszę wzrok na Dylana. Chłopak ma zaniepokojoną minę, co utwierdza mnie w przekonaniu, że Blake wcale nie próbuje mną manipulować. Jakim cudem jednego dnia odzyskuję to za czym tak bardzo tęskniłam, a następnego wszystko znów zaczyna się sypać? Mam już dość swojego życia.
– Wyjaśnię to. – odzywa się Kane. – Wtedy, gdy zostałaś postrzelona... Dave miał rację. Miałem cię kontrolować tak, abyś dowodziła wszystkim jak on zagra. Tamci faceci, których zabiłaś, narobili wiele problemów nie tylko nam. Po prostu ułatwiłaś sprawę, Evansowi. W dniu twojego wypadku nie przyszedłem na czas, bo nie byłem zainteresowany. Prawda jest taka, że nie chciałem być z tobą nawet później, ale taki dostałem rozkaz...
Serce zaczyna mi krwawić. Wpatruję się w niego jakby mówił w zupełnie niezrozumiałym dla mnie języku. Mam wrażenie, że utknęłam w jakimś koszmarze.
– Zapewne to zabrzmi tandetnie, ale potem wszystko się zmieniło. – chłopak kontynuuje swoją opowieść, lecz nie jestem do końca pewna czy chcę jej słuchać. Mimo to nie ruszam się z miejsca. – Gdy tylko zrozumiałem, że zaczynam coś do ciebie czuć, powiedziałem Evansowi, że to koniec. Dlatego uwziął się na mnie. Wiem jak to wszystko chujowo brzmi...
– Bardzo chujowo. – syczy Blake. – Gdybym tylko wiedział jakim śmieciem jesteś, nigdy bym ci jej nie przedstawił. Oddałem w twoje ręce, najważniejszą dziewczynę w moim życiu, a ty to spieprzyłeś.
Ja chyba naprawdę śnię. To wszystko jest bardziej porąbane niż myślałam. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Skoro była taka ważna to trzeba było z nią być, a nie szukać jej zastępczego chłopaka. – Dylan wstaje z fotela zaciskając pięści. To się skończy źle.
– Ale ona potrzebowała kogoś kto będzie tylko dla niej! – Blake również podnosi się, a mi zaczyna brakować powietrza. – Miałeś o nią dbać, a nie wykorzystywać na korzyść mojego ojca!
Zakrywam dłonią usta, gdy Evans z całej siły uderza pięścią prosto w twarz swojego rozmówcy. Robię krok w tył, widząc jak bardzo sytuacja wymyka się spod kontroli. Nie rozdzielę ich choćbym nie wiem jak chciała. Łzy pojawiają się w moich oczach, gdy dostrzegam krew. Stoję sparaliżowana, obserwując ten cyrk.
Mój wzrok przykuwa coś czym ostatnimi czasy, bardzo chętnie się posługiwałam. Bez zastanowienia chwytam pistolet, leżący na szafce, a następnie celując w sufit, strzelam. Bezsensowna bijatyka zostaje natychmiast przerwana.
– Wynoście się stąd. – warczę, patrząc na bajzel, który zrobili. Mój kawowy stolik nadaje się do wywalenia na śmietnik, a stary dywan będzie najwyraźniej mu towarzyszył. Wszędzie walają się fragmenty szklanych naczyń, które przywykłam zostawiać w salonie. W wielu miejscach widać również plamy krwi, których prawdopodobnie nigdy nie spiorę.
– Trixie... – Dylan stara się okazać skruchę, lecz nic mi po niej.
– Wynocha. – powtarzam bardziej stanowczo. – Obaj macie zniknąć z tego domu, a najlepiej dla nas wszystkich będzie jeśli zrobicie to również z moim życiem. Mam dość tych cudownych planów, którymi mnie raczyliście obciążyć. Mam dość intryg i mam także dość wszystkich, którzy myślą, że wiedzą co będzie dla mnie najlepsze.
– Uspokój się, Williams... – Blake wywraca oczami, jak zwykle lekceważąc moje zdanie.
– Nie, do cholery! – krzyczę i wyciągam przed siebie dłoń, w której trzymam broń. – Myślisz, że wszystko wiesz najlepiej, a tymczasem prawda jest zupełnie inna! Przypomniałam sobie wiele rzeczy, między innymi to, że perfidnie wykorzystałeś moją słabość. Myślałam, że to tylko sen, ale nie... ty naprawdę zabrałeś mnie nad morze, przeleciałeś i zostawiłeś na środku pustkowia. A ty, Kane? Jesteś taki sam jak on. Przez moment byłam zła na siebie, ale teraz widzę, że byłam w ogromnym błędzie. Nienawidzę was obu.
Z całych sił powstrzymuję się od płaczu. Uważnie obserwuję jak Blake i Dylan opuszczają mój dom. Wargi drgają mi niespokojnie. W chwili, gdy do moich uszu dociera trzaśnięcie drzwi, ciężko opadam na podłogę, obijając sobie przy tym kolana. Już nie wstrzymuję emocji. Samotnie daję im upust, pozwalając sobie na wiele gorzkich łez. To przykre, że byłam jedynie marionetką. Dałam się oszukać, pozwalając sobie na obdarzenie zaufaniem zbyt wiele osób. Nigdy nie powinno do tego dojść.
Niechętnie ocieram mokre policzki, gdy drzwi ponownie otwierają się. Moim oczom ukazuje się Blake. Zaciskam szczękę, szukając w głowie zarówno odwagi jak i ciętej riposty. Wszystko jednak znika, gdy chłopak klęka przede mną i bez wahania łączy nasze usta w przepełnionym smutkiem, pocałunku. Mój żołądek zaczyna wywracać fikołki, a ja sama nie jestem pewna co właśnie się dzieje.
– Nie kłamałem, gdy mówiłem, że jesteś najważniejszą dziewczyną w moim życiu. – szepcze, pozwalając mi na zaczerpnięcie oddechu. – Zawsze nią będziesz, bo w końcu Bellatrix Williams jest tą, która skopała tyłek Evansowi. Dlatego też zrobię zapewne najgłupszą rzecz w swoim życiu... ale... kurwa... nie wierzę, że to mówię. Po prostu wybacz mu, Trixie.
– Co? – krzywię się, nie będąc pewna czy dobrze usłyszałam. – Naćpałeś się, Evans?
– Wiem, że go kochasz. – jego wzrok jest stanowczo przygnębiony, nawet jeśli nie chce tego pokazać. – Wiem też, że ja już dawno straciłem swoją szansę. I to dwukrotnie, bo on wygrał nawet w tym twoim śnie. Ja po prostu nie nadaję się do tego... a ten idiota może i będzie musiał się grubo postarać, aby odzyskać nasze zaufanie, ale wiem, że da ci to wszystko o czym marzysz.
– Skąd niby możesz to wiedzieć? – pytam spokojnie.
– Bo ja nie pragnę normalnego życia, Trixie. – wyjawia. – Nie chcę stąd wyjeżdżać, ani tym bardziej zostawiać tego interesu. Nie chcę zakładać rodziny i nie chcę wiązać się z kimś na stałe. To wszystko da ci Kane, nie ja. Kiedyś powiedziałem ci, że jesteś moja. Pora powiedzieć prawdę... Nie jesteś moja, Williams... nigdy nie byłaś i nie będziesz.
Nawet nie wiem, kiedy znów zaczęłam płakać. Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu mam okazję poznać całkowicie prawdziwe oblicze tego człowieka. Możliwe, że kiedyś wyobrażałam sobie zbyt wiele na nasz temat, ale to już przeszłość.
Chociaż niezaprzeczalnie kocham Dylana, od zawsze darzę Blake’a niezrozumiałym uczuciem. Nawet jeśli nie przyznaję się do tego przed samą sobą, to niestety tak jest. Jedynie w chwili słabości pozwoliłam sobie na uwolnienie niektórych emocji...
Blake Evans niewątpliwie potrafi zawrócić w głowie każdej dziewczynie i to bez wyjątku. Zdziwiłabym się, gdy któraś oparła się jego urokowi. Popełnia miliony błędów, często takich, których nie można mu wybaczyć. A potem posyła takie spojrzenie, od którego robi się gorąco i sprawia, że zapomina się o tym co uczynił. W dodatku wykorzystuje to w każdy możliwy sposób. Jest bezczelny, zarozumiały i stanowczo powalająco gorący. Prawdopodobnie on jeden potrafi rozpalić odrobinę piekła, sprawiając, że jest w nim jak w niebie. Niemiłosiernie działał mi na nerwy, tym samym uzależniając od siebie i powodując, że moje życie bez jego obecności w nim, było by niezbyt ciekawe.
Dzięki temu co mi powiedział, zaczynam rozumieć jak bardzo mu na mnie zależy. Mimo iż okazuje to w całkowicie beznadziejny sposób, potrafi troszczyć się o kogoś więcej niż tylko siebie.
– Jeżeli mu wybaczę, nie będzie odwrotu. – mówię cicho. – Chodzi mi o to, że nie będzie szansy dla nas. Wiesz to, prawda?
– Zawsze będę mógł go zabić, gdy mi się odwidzi. – puszcza mi oczko, uśmiechając się bezczelnie. – Gdybym był gotowy na te wszystkie atrakcje, które chcesz zgotować jemu to... możliwe, że nawet bym ci się oświadczył.
Chłopak podnosi się z podłogi, a następnie pomaga mi wstać. Jego przepełnione pewnością siebie spojrzenie, daje mi znać, że wrócił stary Blake Evans. Nie ma już śladu po tym racjonalnie myślącym człowieku. Bez słowa odwraca się do mnie plecami i rusza w kierunku wyjścia.
– Wiesz, Evans... – wypalam bezmyślnie. – Czasami jest mi ciebie żal.
– Wiesz, Williams... – odpowiada, na moment spoglądając na mnie. Po chwili pokazuje mi środkowy palec.  – Czasami mam cię głęboko w poważaniu.

###
Jak zwykle wybaczcie moją nieobecność. Standardowo, gdy zbliża się koniec, moja wena odpływa w siną dal. To stanowczo nie jest mój ulubiony rozdział, mimo to wstawiam go, bo daje on już całkowity koniec dla Trixie i Blake'a. Wiem, że niektórzy z was chcieli, aby oni byli razem na końcu, jednak Blake jest jaki jest i to się nie zmieni. Czy Trixie wybaczy Dylanowi? Nie jestem jeszcze pewna, to się niedługo wyjaśni. W końcu ma odrobinę ważniejsze problemy na głowie...
Zapewne jeszcze dziś wrzucę wstęp do nowej historii ze szklanej serii, czyli "szklane obietnice".

Szklane Marzenia - Powrót do JessfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz