Tajemnice kąta rozwartego

82 12 25
                                    

– Uśmiech wyglądałby znacznie lepiej niż ta mina. – stwierdza Dylan, czekając aż w końcu będę gotowa. Najwolniej jak tylko się da, zapinam guziki w jedynej białej koszuli, jaką znalazłam w szafie. Czuję się w niej kretyńsko.

– Nawet mój ojciec miał skończone liceum... – mamroczę, stając przed lustrem. Wygładzam czarną spódniczkę i głośno wzdycham patrząc na koszulę. Przymus galowego ubioru jest najgorszym pomysłem na jaki mogła wpaść dyrekcja naszej szkoły. – Z resztą matka też... a ja? Ja mało nie zabiłam się. Jezu, nawet w tym jestem gorsza od ojca.

– Jeszcze jej nie przeszło? – w progu mojej sypialni pojawia się Aiden. – Jeżeli tak bardzo zależy ci na tym, to dlaczego chcesz odejść?

– Przez ostatnie lata nagrabiłam sobie u młodszych roczników. – uśmiecham się sztucznie. – Trafienie do klasy z kimś kogo gnębiłam, byłoby samobójstwem.

– Gnębiłaś młodsze klasy? – Dylan wytrzeszcza oczy, nie wierząc w to co usłyszał. – I co niby ci to dawało?

– Żeby tylko młodsze klasy... – parska Aiden. – Myślisz, że Blake nie lubił jej bez powodu? Na samym początku liceum wylała mu na głowę napój, bo śmiał zająć jej miejsce. Bardziej wredna była tylko jej przyjaciółeczka.

Kiedy docieramy do szkoły, czuję się dziwnie. To znaczy takie uczucie towarzyszy mi od rana, ale teraz bardziej się nasiliło. Już nigdy nie wrócę do tego miejsca i zapewne nigdy więcej nie spotkam niektórych ludzi. Nie żeby obie opcje jakoś mi bardzo przeszkadzały, ale jednak jest jakoś inaczej. Aiden ma rację. Przed wypadkiem byłam chyba jedną z najgorszych osób w szkole. To dlatego większość uczniów, a nawet nauczycieli mnie nienawidziła. Teraz byłoby inaczej.
Jako ostatni rocznik, mamy swoje prywatne zakończenie. Cieszę się, że nasza szkoła nigdy nie celebrowała odejścia najstarszych klas, w jakiś wyjątkowy sposób. Po prostu jak co roku, nasza wychowawczyni ma nam wręczyć świadectwa, pogratulować i życzyć sukcesów w dalszym życiu. Choć tak naprawdę to ma w dupie to co będzie się z nami działo.
Zostawiam Dylana na korytarzu, a sama wchodzę do klasy, gdzie zebrało się już sporo osób. Siadam obok Michaela. Przed nami jest Aiden i Melody, a Dean zajął miejsce tuż za mną.

– Zaliczyłeś matmę? – odwracam się do ciemnoskórego kolegi, przypominając sobie, że miał problem z tym przedmiotem.

– Żeby tylko. – odpowiada chłopak, zabawnie poruszając brwiami. – Dokładnie zgłębiłem tajemnice kąta rozwartego.

– Jesteś obleśny, Allen. – wykrzywiam usta w obrzydzeniu. Choć w sumie nie mam zbyt wielkiego powodu, ponieważ nasza matematyczka jest młodą nauczycielką, która niedawno skończyła studia. Wielu chłopaków miało na nią chrapkę.

Do pomieszczenia wchodzi nasza wychowawczyni, trzymając w rękach plik kartek. Zapewne naszych świadectw. Kładzie je na swoim biurku, a następnie patrzy na nas wszystkich po kolei, uśmiechając się. Pewnie cieszy się, że już nigdy nie będzie musiała nas widzieć. W końcu zaczyna wołać do siebie każdego według listy. Na pierwszy rzut idzie Dean. Chłopak wstaje ze swojego miejsca i dumnym krokiem rusza do kobiety. Ma przy tym tak debilną minę, że mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

– Gratuluję. – mówi profesor Rogers. – Co zamierzasz robić dalej?

– Będę sprzedawał narkotyki. – odpowiada Dean, na co uderzam się otwartą dłonią w czoło. Co za kretyn. Na szczęście nauczycielka bierze to za żart, w dodatku całkiem udany, bo zaczyna śmiać się.

Kilka osób później pora na Daniela. Kiedy chłopak wstaje z krzesła, czuję delikatny ucisk w sercu. Na szczęście nie okazał się być skończonym świrem, ale to on przyczynił się do mojego wypadku. Mimo wszystko nie mam do niego zbyt wielkiego żalu. Przecież nigdy nie myślałam o nas w sposób mówiący, że to będzie na zawsze i na wieczność.

– Pani profesor, zapomniała pani o mnie. – odzywa się Melody. – I o Blake’u w sumie też.

– O racja, chodź. – Rogers przegląda kartki w poszukiwaniu odpowiednich świadectw. – Znów ta durna drukarka pomieszała mi wszystko... Pogratuluj również bratu, Melody. Szkoda, że go tu z nami nie ma.

Tak, już widzę jak bardzo jej żal, że Evans siedzi w więzieniu. Nienawidziła go za notoryczne przerywanie lekcji, spóźnianie się i zapewne wiele innych przewinień, których teraz nie pamiętam.  Mimo wszystko Mel grzecznie dziękuje i odchodzi uśmiechnięta. Chociaż przeszła ogromną przemianę, wciąż jest dobrze ułożoną dziewczyną, ja nie mam pojęcia jakim cudem Dave Evans wychował takiego aniołka, gdy jego drugie dziecko to pomiot szatana.
Zamykam oczy na parę minut i chyba przysypiam, bo nagle Mike zaczyna mnie szturchać w rękę. Przed nim leży dyplom, więc to już koniec.

– Bellatrix Williams. – słyszę, więc powoli podnoszę się. Czuję jak każdy obserwuje mnie, a to jest naprawdę irytujące. Przecież wiem, że jako jedyna nie zdałam.

– Gratuluję. – mówi nauczycielka, wręczając mi świadectwo.

– Czego? – parska. – Tego, że nie zdałam?

– A nie zdałaś? – dziwi się kobieta i zabiera mi kartę, by na nią spojrzeć. – Zdałaś.

– Jakim cudem? – teraz to ja jestem w szoku. Przecież nie było mnie cztery miesiące.

– Miałaś całkiem niezłe usprawiedliwienie na swoją nieobecność. – mówi Rogers. – Poza tym jeśli mnie pamięć nie myli to twoje oceny były zadowalające. Dyrekcja wzięła to pod uwagę. Co będziesz robiła po szkole?

– Ah... takie tam różne rzeczy. – mamroczę, nie wiedząc co mam jej powiedzieć. – Ostatnio interesuję się handlem.

Dean wybucha śmiechem, za co mam ochotę go zamordować. Zapewne każdy prócz naszej wychowawczyni wie co się dzieje i dlaczego Allen jest taki rozbawiony.
Nauczycielka jeszcze raz życzy wszystkim powodzenia i w końcu możemy iść. Z ogromną ulgą na sercu, ostatni raz rozglądam się po klasie i wychodzę na korytarz. Dylan stoi oparty o parapet, więc od razu podchodzę do niego.

– Miałeś coś wspólnego z tym? – pytam, wskazując na moje świadectwo, a dokładnie na napis ukończyła szkołę średnią.

– Dlaczego tak uważasz? – mina chłopaka mówi sama za siebie.

– Moje oceny były żenujące, a nie zadowalające jak to powiedziała Rogers. – stwierdzam. – Poza tym nie podeszłam do egzaminów końcowych.

– A ty myślisz, że ktoś z nas do nich podszedł? – śmieje się Mike. – Kasa potrafi zdziałać różne cuda. Nagranie dyrektora posuwającego uczennicę, również.

Wytrzeszczam oczy. To jest jeszcze bardziej obleśne niż Dean i matematyczka.
Wychodzimy z budynku. Biorę głęboki wdech, wciągając zadziwiająco wilgotne powietrze. Zanosi się na deszcz, możliwe, że pierwszy raz w tym roku. Deszcz jest jak diamenty w tej okolicy. A nawet cenniejszy. Dylan łapie moją dłoń i prowadzi do swojego motocyklu. Nie lubię na nim jeździć, ale muszę chodzić na ustępstwa. Jeden tydzień w samochodzie, a drugi maszyną chłopaka. Nagle przed nami staje Charlotte. Patrzy na mnie dość smutnym wzrokiem, co jest równie zaskakujące co opady deszczu. Unoszę brwi, zastanawiając się o co jej chodzi.

– Przepraszam. – mówi dziewczyna. Ten dzień nie przestaje mnie szokować. – To nie powinno tak być. Gdyby nie ja i Dan, zapewne nie doszłoby do twojego wypadku.

Stoję nieruchomo, nie wiedząc jak mam zareagować na to wyznanie. Charlotte nigdy nikogo nie przepraszała. Nawet jeśli wiedziała, że popełniła błąd, jej duma nie pozwalała na ugięcie się.

– Powinnam była siedzieć przy tobie w szpitalu... – dodaje. – Po prostu przepraszam, choć to nie cofnie czasu.

– Spoko. – tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić, mimo że brzmi to idiotycznie. – W sensie... żyję, tak? Poza tym teraz jest lepiej.

Nie potrafię nic więcej powiedzieć. Nie jestem gotowa na dłuższe rozmowy z osobą, która zadała mi porządny cios w miejsce oznaczone tabliczką ZAUFANIE. Dylan chyba dostrzega moje zakłopotanie, bo oznajmia, że się spieszymy i pociąga za sobą. W duchu dziękuję mu za ratunek.
W domu od razu zdejmuję koszulę i wrzucam ją do kosza na śmieci. Nigdy więcej.

– Wyglądałaś całkiem seksownie w wydaniu uczennicy. – głos chłopaka jest dość prowokujący. Robi sobie ze mnie żarty.

– Dobra, biorąc pod uwagę to co ostatnio między nami zaszło, będzie to zapewne najgłupsze pytanie świata. – przypominam sobie, że nie wiem o nim jednej rzeczy. – Ile ty do cholery masz lat?

Kane zaczyna się śmiać i wcale mu się nie dziwię. Ja wiem, że istnieją szybkie numerki z nieznanym osobnikiem, ale my chcemy ułożyć sobie wspólne życie, więc z matematycznego punktu widzenia, nie wiem w jakim wieku jest mój chłopak, ale wiem jak świetny jest seks z nim. Genialnie.

– Dwadzieścia jeden. – odpowiada w końcu. – Uprzedzając twoje potencjalne, kolejne pytanie. Urodziny mam drugiego listopada, czyli z tego co mi wiadomo to tydzień po tobie.

– Woww... Evans ci powiedział? – wypalam.

– Przeczytałem na świadectwie. – chłopak wywraca oczami. – Pospiesz się, bo musimy niedługo ruszać.

– Gdzie? – staję w progu sypialni, zastanawiając się, co tym razem wymyślił.

– Na festiwal.

Ręce mi opadają. Nie wiedziałam, że to dziś. Nie jestem mentalnie gotowa na tego typu wydarzenie. Niestety niewiele mam do powiedzenia w tej kwestii, więc idę ubrać się w dużo wygodniejsze rzeczy. Nie jestem pewna jak powinnam wyglądać. Mam założyć to co zwykle, czy może wygrzebać z piwnicy starą koronę, którą zakładałam jako mała dziewczynka, gdy chciałam zgrywać księżniczkę... Zaczynam śmiać się sama z siebie. Wybieram po prostu najbardziej porwane czarne jeansy oraz luźniejszy T-shirt tego samego koloru. Tak naprawdę w mojej szafie ciężko o coś innego niż czerń, a prawie wszystkie spodnie posiadają niezliczone ilości dziur, jakby gościły tam mole. Ale ja lubię taki styl i w takich ciuchach jest mi najlepiej.
Po dłuższym czasie docieramy na miejsce. Zaczynam rozumieć dlaczego nazywają to festiwalem. Jakaś lokalna kapela gra, nieco ostrzejszą muzykę. Dookoła widać kilka food tracków, co naprawdę było świetnym pomysłem. Ludzie piją alkohol, tańczą i po prostu świetnie się bawią. To wygląda jak obraz z jakiegoś filmu o wyścigach. Zauważam, że niektórzy robią różne interesy, zaczynając od sprzedaży białego szczęścia, a kończąc na autach.

– Zostawię cię z Michaelem. – mówi Dylan i całuje mnie w czoło. – Muszę pogadać z paroma osobami z Collinston. Niedługo wrócę.

Mój rudowłosy przyjaciel obejmuje mnie ramieniem i prowadzi w bliżej nieznanym mi kierunku. W końcu zauważam znajome twarze oraz grupkę chłopaków, którzy jakiś czas temu chcieli dopaść Dylana. Wśród nich jest oczywiście ten sam mięśniak. Na mój widok natychmiast robi się poddenerwowany.

– Zjadłabym coś. – mówię dość głośno, co nie uchodzi uwadze wcześniej wspomnianego osobnika. Od razu szturcha swojego kumpla, wskazując najpierw na mnie, a potem na furgonetkę z jedzeniem.
Chwilę później w moich rękach ląduje pysznie pachnący burger. Mike parska śmiechem, widząc zaistniałą sytuację.

– Nie mieli coli? – pytam, lekko wykorzystując to co się dzieje.

– Przepraszam. – odpowiada przestraszony chłopak i biegnie po napój.

– Cholerka... – spoglądam na przyjaciela z rozbawieniem. – Zaczyna mi się to podobać, więc nie wiem czy Evans ma po co wychodzić z pierdla.

– Jesteś okropna. – Mike komentuje moje zachowanie, choć wyraźnie jego też to śmieszy. – Zaraz musisz zjawić się na starcie, więc streszczaj się z tym jedzeniem, a najlepiej oddaj mi.

– Ej, Michael... – do głowy przychodzi mi jedno pytanie. – A czy nade mną jest ktoś? Lub na tej samej pozycji?

Rudzielec podchodzi bliżej mnie, tak abym tylko ja go usłyszała. Biorę kęs bułki, a moje podniebienie dostaje orgazmu. Uwielbiam niezdrowe żarcie.

– Rozejrzyj się i zapamiętaj to co ci powiem. – zaczyna chłopak. – Nie ma nikogo wyżej, ani na równi. Ci wszyscy ludzie są tutaj, bo chcą zobaczyć kogo tak bardzo się boją, Trixie.

Serce na moment przestaje mi bić, a gdy wraca do pracy to ze zdwojoną siłą. Nie spodziewałam się, że to wygląda aż tak źle. Albo dobrze, bo zależy jak się na to spojrzy. Jednak z mojej perspektywy jest to całkiem mieszane. Bo z jednej strony za wszelką cenę nie chciałabym mieć do czynienia z tym światem, a z drugiej jest w nim coś intrygującego. Tym czymś oczywiście jest władza. I nawet ja muszę przyznać, że bycie na szczycie, choćby szajki narkotykowej, jest zwyczajnie podniecające. W duchu obiecuję sobie, że to tylko na jakiś czas. Kiedyś przyjdzie moment, w którym będę musiała odłożyć niewidzialną koronę królowej narkotyków i wrócić do zwyczajnego życia. Albo raczej je zacząć, bo przecież moje życie nigdy nie było nadzwyczaj zwyczajne. Kiedyś spełni się moje szklane marzenie...

###
Trixie niedługo wskoczy pod wodę, żeby sprawdzić co ma do zaoferowania ta góra lodowa. Kiedyś zadawaliście pytania postaciom, więc może znów macie jakieś ciekawe pytanka? Może Dylan zdradzi wam jakąś tajemnicę :p

Szklane Marzenia - Powrót do JessfordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz