Dzień pierwszy
Niezbyt przytomnym wzrokiem obserwuję wschodzące słońce. Pierwsze promienie przyjemnie ogrzewają wszystko z czym się spotkają. Piasek robi się coraz cieplejszy, a ja wiem, że za jakąś godzinę nie będę w stanie go dotknąć. Kolejny dzień, zwiastujący kolejne dawki cierpienia. Każdego ranka o wschodzie słońca mamy możliwość zmienić nasze życie. Trzeba jedynie chcieć. A ja nie chcę... bo przecież ból utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak żyję.
Dzień drugi
Obie wskazówki zegara spoczywają na godzinie dwunastej. Jestem tego pewna. Nie muszę patrzeć na ten wspaniały licznik czasu, by wiedzieć, że mamy południe. Słońce znajduje się wysoko nade mną, intensywnie ogrzewając moją skórę. Zbyt intensywnie. Wręcz pali, a mimo to nie mam ochoty zmieniać swojego nowego ulubionego miejsca. Gdzieś po środku niczego... bo tutaj mogę być sama z moim bólem.
Dzień trzeci
Niepokojący smutek wkrada się do mojej duszy, gdy słońce chowa się za horyzontem. Nie jest on zupełnie związany z ostatnimi wydarzeniami. Po prostu zaczynam rozumieć, że jutro, gdy znów pojawię się w tym miejscu, a złota gwiazda zacznie budzić wszystko do życia, nic się nie zmieni. Zostanę tylko ja i kolejna butelka taniego alkoholu...
Dzień czwarty
Zaczynam obawiać się, że ktoś może słyszeć mój płacz i coraz głośniejsze wrzaski, gdy zalana potem budzę się w środku nocy, uciekając przed dręczącymi mnie koszmarami. Zasłużyłam na nie. Przychodzą do mnie, bo sama je na siebie ściągnęłam. A mimo to lubię noce... bo wtedy mocniej czuję, że żyję.
Dzień piąty
- Żyjesz? - Michael macha ręką tuż przed moją twarzą, jakby próbował sprowadzić mnie na ziemię. Myślę, że trwa to już zbyt długo. Dlaczego zadaje mi tak idiotyczne pytania i po co w ogóle tu przyszedł. To moje miejsce, a ja nie chcę dzielić się nim z nikim.
- Oddycham, więc żyję. - mówię sucho, gdy chłopak sięga do mojego policzka i nieudolnie próbuje mnie uszczypnąć. Odtrącam jego dłoń, wywracając oczami. Naprawdę nie mam ochoty na dziecinne zagrywki.
- A jednak śmiem mieć niemałe wątpliwości. - posyła mi nazbyt surowe spojrzenie. To nie pasuje do jego łagodnej urody. Wolę, gdy się uśmiecha. - Mam wrażenie, że przede mną siedzi duch.
Z pustym wzrokiem rozglądam się dookoła siebie, a następnie wzruszam ramionami. Kompletnie nie wiem o co mu chodzi i chyba nawet nie chcę wiedzieć. Wszystko stało się dla mnie obojętne. Nie zależy mi już na niczym.
- Dostrzeganie rzeczy, które nie istnieją, nie jest chyba zdrowym objawem. - stwierdzam, pozwalając sobie na nieco prześmiewczy ton głosu. Może to sprawi, że znów zostanę sama.
- Zdrowym objawem nie jest również użalanie się nad sobą od świtu aż po kolejny pierdolony świt. - Michael zdaje się być poirytowany. Kolejny raz wzruszam ramionami. - Gapisz się w to cholerne słońce jakbyś oczekiwała, że wypali ci oczy. Wiem, że jest ci ciężko... nam wszystkim jest. Jednak pora wrócić do świata żywych.
- Powiedz to Melody. - chłód mojego głosu zaskakuje nawet mnie samą, a na mojej skórze pojawiają się nieprzyjemne ciarki. I chociaż dzisiejszego dnia temperatura przekracza trzydzieści osiem stopni, robi mi się zimno.
Dzień szósty
Chwiejnym krokiem pokonuję próg, by po chwili trzasnąć drzwiami. Upuszczam klucze, a w raz z nimi pustą butelkę. Obie rzeczy uderzają z hukiem o podłogę, przez co krzywię się. Przelotnie zerkam na potłuczone szkło i wzdycham. Ogarnę to kiedyś... ale nie teraz. Wchodząc do salonu od razu mam ochotę wycofać się z niego. Nie jestem sama. A tak bardzo liczyłam na brak towarzystwa.
CZYTASZ
Szklane Marzenia - Powrót do Jessford
Ficção AdolescenteJest to kontynuacja Szklanych Marzeń, więc zapraszam do zapoznania się z pierwszą częścią. ----- Fragment z małym spoilerem: Bez opamiętania zatracamy się w sobie, a to jest najpiękniejsze w naszym porąbanym świecie. Teraz już wiem, że nawet jeśli...