/3/

65 13 0
                                    

Jako, że połowę naszych ubrań zostawiłyśmy na Sycylii z samego rana ruszyłyśmy z dziewczynami na zakupy do najbliższego miasta i tak się złożyło, że zeszło nam na to cały dzień. Kiedy wieczorem wróciłyśmy do naszego małego miasteczka byłyśmy wykończone. Nagle usłyszałyśmy podniesione głosy i krzyki. Wszystkie natychmiast pobiegłyśmy w stronę dźwięków. Zobaczyłyśmy jakiegoś rudowłosego chłopaka, który obijał twarz Andera. 

-Kurwa, ty chuju zajebany! - krzyknęła Grace, biegnąc w ich stronę. Rudowłosy wstał i zaczął uciekać. Kątem oka widziałam jak Andres, Alex i Lucas wybiegają z domku. 

-Co tu się dzieje? - zapytał zdezorientowany Alex, na co Grace niemal zmroziła go wzrokiem

-Ty skończony idioto! - wrzasnęła, popychając blondyna - On mógł zginąć, gdybyśmy się nie pojawiły! Jak możesz być takim kretynem? 

Nigdy nie widziałam brunetki w takim stanie. Razem z Bellą zabrałyśmy ją do domu, a chłopcy poszli zbadać sprawę. Po Andera przyjechała karetka, a Emily poszła wypróbować nową kolekcję wibratorów, więc we trójkę siedziałyśmy w salonie. Zrobiłam Grace drinka na uspokojenie, ale o dziwo odmówiła. To było do niej niepodobne.

-Mam już dosyć Alex'a i jego durnego zachowania - jęknęła, chowając twarz w dłoniach - Zachowuję się jak jebany niedorozwój.

-Facetów nie zrozumiesz - westchnęłam

-W takich chwilach cieszę się, że jestem sama - powiedziała uśmiechnięta Bella.

Następny dzień spędziłyśmy we czwórkę. Po prostu się bałyśmy. Andres wytłumaczył, że ten rudy chłopak to członek gangu Xanax, który właśnie przeniósł się do Australii. Ander na szczęście już rano wrócił do domu, był tylko trochę poobijany. Grace od razu się nim zajęła, ku wściekłości, zazdrosnego Alex'a. Razem z Bellą i Emily podejrzewałyśmy, że między nimi jest coś więcej. Około dziewiątej wieczorem, gdy razem z Bellą oglądałyśmy jakąś telenowelę, usłyszałyśmy głośny trzask w gabinecie Andresa. 

Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i pobiegłyśmy. Szybko otworzyłyśmy drzwi i zobaczyłyśmy Andresa pod ścianą, a naprzeciw niego tego rudowłosego chłopaka mierzącego do bruneta z broni. Powiem tyle, że się ostro wkurwiłam. Wzięłam najbliższą rzecz jaką był duży wazon i z całej siły rzuciłam w mężczyznę. Wazon roztrzaskał się tuż obok jego głowy, ale skutecznie to go przestraszyło bo krzyknął i rzucił pistolet na ziemię. Bella szybko go zabrała, a ja się rzuciłam na niego przygważdżając go do ziemi. Wymierzałam po kolei ciosy, czując za każdym razem coraz większą złość. Powstrzymały mnie dopiero po jakimś czasie silne, męskie dłonie, które odciągnęły mnie od poobijanego mężczyzny. Jednak wtedy nie myślałam trzeźwo i szybko wyswobodziłam się z ramion Andresa, podbiegłam do Belli, zabrałam jej pistolet i zastrzeliłam rudego kutasa. 

-Nikt, nigdy nie będzie mierzyć do mojego mężczyzny - wysyczałam do jego zwłok - Nigdy, kurwa.

.

Life On The Edge Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz