Piątkowe wydarzenia zwieńczyło nic innego, jak obowiązki przewodniczącej. Selene z Maddie musiały zaszyć się gdzieś do późna, bo podczas gdy wszystkie dziewczyny wróciły do pokoju tuż przed dwudziestą trzecią, po nich nie było śladu. Nieco zirytowana wyszłam po nie, aby wróciły do pokoju, ponieważ jeśli przed wpół do nie stawiłyby się za naszymi drzwiami, ja odpowiadałam za ich nieobecność przed nauczycielami, a tak się składało, że wystarczyło mi problemów na chwilę obecną.
— Venezio, wracaj do pokoju — nieprzyjemnie chłodny, jednak niezaskoczony głos rozległ się za moimi plecami, gdy zaglądałam do sali filmowej w poszukiwaniu moich przyjaciółek. Niechętnie obróciłam się w stronę Canyona, zdecydowanie mając go już dość w ciągu tego dnia. Szczególnie, gdy ciążyła na mnie perspektywa dobrowolnego oddania mu dowodów do szantażu. To było po prostu... ugh... Żałosne. A dodatkowo miałam na to jakieś pięćdziesiąt minut i przygniatało mnie to jeszcze bardziej, że nie mogłam z tym dłużej zwlekać.
Przechyliłam zmęczona głowę, przyglądając się nastolatkowi ze zwyczajowo nieułożonymi włosami i błyszczącymi w ciemności korytarza oczami.
— Jestem przewodniczącą, mam czas — oznajmiłam w swojej obronie. Mój czas liczył jakieś kilkanaście minut, jednak postanowiłam nie poruszać tej informacji.
— Gratulacje — sarknął, ale resztę jego z pewnością nie cieszącej mnie odpowiedzi przerwała Scarlett, która opuściła właśnie swój pokój i w pierwszej kolejności natknęła się właśnie na naszą dwójkę po przeciwnej stronie korytarza. Przez chwilę zdawała się gotowa nas odgonić, jednak zaraz zrezygnowała, najwyraźniej nas rozpoznając.
— To wy — wyrzuciła z siebie jedynie, ruszając korytarzem w stronę pokoi drugoklasistów.
Po schodach wbiegł Dax i natychmiast natknął się na nas, przyglądając ze zmarszczonymi brwiami odgrywającej się scenie. Z doświadczenia wiedziałam, że Canyon i Emery nie byli najlepszym połączeniem i w próbie usunięcia się, powoli zaczęłam się wycofywać w stronę drugiego zejścia niżej.
— Czekaj — zatrzymał mnie trzecioklasista, więc posłusznie zatrzymałam się w miejscu, nie zamierzając z nim dyskutować. Umówmy się, to był Dax! Nawet ja się go trochę bałam, choć łączyły nas przeważnie przyjazne stosunki. — Scarlett, możesz na chwilę? — zapytał dziewczynę, która dosłownie chwilę wcześniej usunęła się z naszego widoku, jednak najwyraźniej chłopak zdążył ją już dostrzec. Rudowłosa wróciła z niezadowolonym westchnięciem, przystając kawałek za mną.
— Czego? — zapytał w końcu szatyn grobowym tonem, który dotychczas jednie przyglądał się wszystkiemu ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami.
Dax rozejrzał się dookoła, jakby szukał jeszcze jakiś przewodniczących, których tam nie było. Skrzywił się nieznacznie, a ja zaczęłam się zastanawiać, co do cholery się działo? Czwórka przewodniczących stała po ciszy nocnej na środku korytarza i była to grupa, której już raz zdarzyło się spędzić wspólnie kilka dni. Przymusowo. Na nauczycielskim sektorze. Po żarcie Logana.
— Komu powiedzieliście, co robiliście przez te cztery dni? — zapytał w końcu.
— Gibbsowi i Belsbergowi.
— Lily.
— Maddie, Selene i Alexowi.
Momentalnie zrobiło mi się głupio, że rozpowiedziałam to największej ilości osób. Zaraz się jednak zreflektowałam, dostrzegając minę Daxa, który przyglądał się nam w zrozumieniu i sama też zaczynałam pojmować, co się właśnie wydarzyło.
— Z kim rozmawiałeś? — zaczął po chwili milczenia Canyon, a moja mina z pewnością musiała wyjawić, że wyprzedził moje wątpliwości o jakieś dwa pytania. Westchnął zmęczony. — Tak, ich wyszliśmy szukać i nie, nie możemy ich znaleźć — przyznał cierpliwie i wrócił do tematu. Przewróciłam oczami. — To jak?
CZYTASZ
Wherewithal's Academy
RomanceKiedy twoi rodzice oferują prestiżowej akademii wysoką cenę za twoją rekrutację, nie możesz się przeciwstawić. Chociażbyś wewnętrznie umierała, nie wolno ci nic zrobić. A kiedy poznajesz chłopaka, który dla twojej rodziny wydaje się perfekcyjnym kan...