Właściwie chyba dawno nikt nie ucieszył się tak na mój widok. Ta myśl spowodowała na mojej twarzy gigantyczny uśmiech, który jednak nawet nie dorównywał temu malującemu się na twarzy mojego wuja. Brązowe oczy błyszczały w radości, a wąskie usta rozciągały się niemal od ucha do ucha. Najpierw zagarnął jedna ręką Liv i cmoknął ją przelotnie w czoło, a następnie przytulił i mnie.
Sama nie miałam pojęcia, czemu się tam znalazłam. Zamierzałam sobie trochę posiedzieć po hotelach i może pozwiedzać miasta w Waszyngtonie, na pewno nie siedzieć w Akademii. Przyszła do mnie jednak Livia i powiedziała, że wuj byłby zadowolony, gdybym pojawiła się na długi weekend w Sacramento, więc obie najwyraźniej odłożyłyśmy niechęć do siebie nawzajem. Przesiedziałyśmy półtora godziny w samolocie z słuchawkami na uszach i oczami w ekranach telefonów - Liv czytała na nim książkę, a ja grałam cały ten czas bez większego celu. Teraz czekało nas jednak większe wyzwanie, mianowicie przeżycie wspólnie trzech dni.
— Ile to już minęło, co? — zagadnął i wypuścił mnie ze swoich objęć. Może bez powodu się tak strasznie tym przejmowałam? W końcu Livia mogła się złościć, ale dla Flynna zawsze zajmowałam w tym domu miejsce i zdążył już mi to kilkukrotnie udowodnić.
— Miesiąc i trzy tygodnie. W poniedziałek dokładnie — odpowiedziałam usłużnie. Taksówkarz, po wypakowaniu naszych walizek, odjechał i staliśmy teraz w trójkę na chodniku prowadzącym do środka. Flynn czym prędzej złapał nasze walizki i spojrzał na nas poganiająco. O ile miałam świadomość, że miałam zwiększoną odporność na choroby, o tyle była zima i nawet w Kalifornii było mi zimno. Niestety ubierając się rano wyszłam z innego założenia i sterczałam teraz wyłącznie w czarnych jeansach, krótkiej, niebieskiej bluzie i kurtce jeansowej i miałam ochotę sobie coś zrobić za nieubranie się cieplej. Livia tradycyjnie wyszła na tą mądrzejszą i stała zaraz obok mnie w ciepłych dresach, koszulce z One Direction, której dawno powinna się już pozbyć, zwarzywszy na jej już mocno znoszony stan, cholernym, sztucznym futrze i czapce. Ona dosłownie była wszędzie krok przede mną.
— Kopę lat. Idziemy, zanim zamarzniesz.
Weszliśmy do środka i konieczną rzeczą było zaniesienie walizek do naszego pokoju. Wspólnego pokoju. Mojego i Livii pokoju. Naszego pokoju. Pierdolonego pokoju, który miałyśmy dzielić w stanie wojny przez najbliższe trzy dni.
No nie było opcji.
Jeśli miałam być szczera, nie chciałam jej przepraszać. Nie miałam za co. Przecież to był wypadek i gdyby tylko dała sobie to wyjaśnić, wszystko by zrozumiała. Ale nie dała sobie nic wyjaśnić i aktualnie ona była sama sobie winna. Ale tak, wiedziałam, że ją przeproszę. Jakkolwiek zła bym nie była, wychowałam się z nią i mi jej brakowało. Byłam w stanie się poświęcić. Ale tylko dla niej. Na świecie nie było chyba żadnej innej osoby, którą byłam w stanie przeprosić, choć wina nie leżała po mojej stronie.
Stałyśmy w progu, zerkając na pokój. Dwa łóżka, ustawione po przeciwnych stronach pomieszczenia, jedno biurko pomiędzy nimi, które było częstym obiektem naszych kłótni, na podłodze rozciągał się szary dywan, a zaraz obok szafy Livii wybudowane były drzwi na taras. Obok lustra zajmującego ścianę od samego dołu do sufitu stała komoda, a zaraz na niej telewizor. No i jasnofioletowe ściany. Przy ostatnim remoncie siedziałyśmy przez prawie tydzień z wiszącą nad nami kłótnią. Oficjalnie nigdy do niej nie doszło, ale nerwowa atmosfera była cały ten czas. Ona chciała ściany w przygaszonym żółtym, ja w błękicie. Porozumienie nastało dopiero, kiedy Flynn pojechał po farby i zapomniał się nas zapytać przed wyjazdem, co zdecydowałyśmy. Wybrał więc sam, z racji, że żadna nie odebrała telefonu. Skończyłyśmy z fioletem i wszyscy zdawali się zadowoleni.
CZYTASZ
Wherewithal's Academy
RomanceKiedy twoi rodzice oferują prestiżowej akademii wysoką cenę za twoją rekrutację, nie możesz się przeciwstawić. Chociażbyś wewnętrznie umierała, nie wolno ci nic zrobić. A kiedy poznajesz chłopaka, który dla twojej rodziny wydaje się perfekcyjnym kan...