18. Nie ignoruj mnie.

733 46 4
                                    

Nikt nie przyszedł w porze obiadowej. Nadal siedziałam poirytowana. Z czasem jednak to niepokój obezwładnił mnie całkowicie. Telefon mi się rozładował i mogłam jedynie oglądać telewizję, nasłuchując kroków. Co jakiś czas ktoś pojawiał się przed drzwiami i zazwyczaj rozpoznawałam głosy nauczycieli. Po chwili jednak profesorowie się oddalali i moje pukanie w drzwi nie przynosiło rezultatów. Najwyraźniej ktoś próbujący wydostać się z nieznanego sobie pokoju był w Akademii codziennością. Szczęk w zamku rozległ się dopiero w okolicy godziny piętnastej. Byłam już rozleniwiona i zapał, który pojawiał się za każdym razem, gdy przed drzwiami ktoś przechodził, nakręcający mnie do wstawania i przysłuchiwania się, ugasł. Obróciłam się więc w stronę wejścia i dostrzegłam tam trzecioroczną przewodniczącą. Jej ciemne, kręcone włosy nie były nawet rozczesane, a na sobie miała te same ubrania, co dzień wcześniej. Przywitała się miło i wślizgnęła się do środka, trzymając w dłoni talerz z jedzeniem.

— Nie wiedziałam, że byłaś zamknięta. Przyszłabym ci otworzyć — oświadczyła na początku i wystawiła w moją stronę obiad. Przechwyciłam go i odstawiłam na mały stolik, przyglądając się jej w zamyśleniu.

— Czemu tutaj spałam? — zapytałam, przyciszając program w telewizji.

Dziewczyna przystawiła sobie do mnie krzesło, siadając na nim z gracją, co przypomniało mi, że nadal byłam w dresach i nieogarniętych włosach.

— Wszyscy, którzy zostali do późna, są zwolnieni z zajęć i nauczyciele kazali nam odpoczywać. Nie możemy wychodzić z nauczycielskiego segmentu. Kucharki chwilę temu przyniosły obiad — kiwnęła głową na stolik, na który odstawiłam talerz. Potem przejechała dłonią po włosach, zawiesiła chwilę wzrok na telewizorze i podskoczyła, przypominając coś sobie. — Scarlett Reid, jeśli jeszcze mnie nie znasz. — Nachyliła się w moją stronę z wyciągniętą ręką.

— Venezia Soleil.

— Wiem, jesteś wszędzie.

Potrząsnęłam głową, odrywając spojrzenie od telewizora, na którym obie skupiłyśmy swoją uwagę. Jej ton był żartobliwy i luźny, jednak jej poważna mina mówiła co innego. Spojrzałam na nią ze zmarszczonymi brwiami.

— Co? — zapytałam głupio, parskając przy tym rozkojarzona. Uśmiechałam się nieco wymuszenie.

Zakreśliła ręką dziwny kształt.

— No może nie wszędzie, ale jestem przewodniczącą, więc wiesz o co chodzi. Nic nie może przejść niezauważone — mruknęła kpiąco i byłam pewna, że cytowała Daxa. Tylko on był tak zafiksowany na punkcie kontroli.

Pokiwałam głową, absolutnie nie mając pojęcia, o czym mówi. Nie drążyłam już tematu, ponieważ Scarlett sięgnęła po pilot i podgłośniła dźwięk w telewizorze.

— Dostanę jakieś inne ubrania? — zapytałam, rozprostowując biały podkoszulek. Dziewczyna zerknęła na moją sukienkę i zerknęła na mnie współczująco. Wzruszyła ramionami, co uznałam za zaprzeczenie. Westchnęłam. — Czyli mogę sobie stąd wyjść?

Scarlett wymamrotała coś, co brzmiało jak potwierdzenie. Obecnie jednak pochłonięta była programem, podjadając frytki z mojego talerza. Zdecydowałam się zostawić ją z moim obiadem i wyszłam na korytarz. Byłam zaraz obok pielęgniarki i to przypomniało mi o bardzo ważnym pytaniu – czy udało się wypracować lekarstwo? Bez zawahania ruszyłam w tamtą stronę, jednak nie dane było mi dotarcie do celu.

— Nie wolno nam wchodzić. — Odwróciłam się do Daxa, który stał na korytarzu w głębi, opierając się plecami o ścianę i wydmuchując leniwie dym papierosowy. Musiał się tam niedawno pojawić, ponieważ wcześniej nie czułam nieprzyjemnej woni. — Ale znaleźli jakieś lekarstwo. Logan odpowie za to przed Radą. W sumie może jest już na miejscu, jeśli się pospieszyli.

Wherewithal's AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz