— Nie rozumiem, co to znaczy, że pomieszano krew uczniów? — Buzia nie zamykała mi się choć na chwilę w drodze do skrzydła szpitalnego. Panikowałam. Jeśli na badaniach wydałoby się, że miałam Bliźniacze Imperium, zaczęto by się zastanawiać, gdzie podziała się moja krew na wcześniejszych badaniach i obawiałam się, że gdyby podali mi jakiś wywar lub użyli czyjegoś Imperium, wszystko by się wydało. Wkopałabym nie tylko Asha, ale też jego mamę oraz moich przyjaciół, którzy o wszystkim wiedzieli. Chyba nie byłam gotowa na tak ogromne wyrzuty sumienia, bo już w tej chwili nie wytrzymywałam.
— Venezio, spokojnie. Po prostu mamy wiele zbliżonych wyników i podejrzewamy, że ktoś pokręcił coś przy oznaczaniu. Nic wielkiego.
— Nie lepiej poczekać do rana? — zapytałam, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie. — Nie jestem przecież na czczo. Wyniki będą nieprawidłowe.
Matilda westchnęła, otwierając przede mną drzwi do sali, w której od razu dostrzegłam Ricky'ego i Annie. Annie zapisywała coś w notesie przy biurku, a mężczyzna podchodził właśnie do jakiejś dziewczyny, siedzącej na najbliższym łóżku. Zamiast zrobić krok do środka, spojrzałam na Matildę z nadzieją.
— Nie przejmuj się tym — odparła jedynie, machając głową, bym weszła, więc zagryzłam zęby i weszłam powoli do środka. Z każdą chwilą coraz mocniej czułam własne paznokcie na wewnętrznej stronie mojej prawej dłoni, ale nic nie zrobiłam.
Wzięłam głębszy oddech. Płuca mi się rwały, bo wiedziałam, że to już koniec. Oto mój sąd ostateczny.
Rozejrzałam się i tym razem spojrzenie Ashtona nie zadziałało na mnie tak samo. Tym razem było mi wszystko jedno. Zaraz wszystko miało się wydać. Zaraz miał mnie znienawidzić. Bez sensu plątał się w to wszystko.
Canyon patrzył na mnie z tym wszystkim, co czaiło się wewnątrz mnie.
Wielki koniec. Kurwa, byłam skończona.
Zajęłam miejsce na jakimś wolnym łóżku z daleka ode mnie, czując tonowe serce w klatce piersiowej. Ciążyło tak bardzo, że miałam ochotę sięgnąć po nie i wyrzucić je za siebie, ale istniała możliwość, że zastałabym wewnątrz mnie wyłącznie ciężki, twardy kamień.
— Stresujesz się? — zagadnęła mnie Annie chwilę później, zaciskając granatowy pas na moim przedramieniu.
— Słucham?
— Czy boisz się igieł? — wyjaśniła.
Wzruszyłam ramionami, wciąż niesamowicie spięta.
— Niespecjalnie — oznajmiłam.
Ta, dopóki nie zobaczę jej tuż przy mojej skórze, nie wystraszę się.
Później poszło już szybko. Annie pobrała moją krew do trzech ampułek, Ash przyglądał się wszystkiemu z daleka, nie mogąc nic zrobić, nawet gdyby zechciał (choć raczej średnio już go obchodziłam), naklejono mi plaster i puszczono wolno ze świadomością, że w przeciągu kilku godzin wszystko się spieprzy.
Wyszłam z sali po Ashu, ponieważ z nim skończyli wcześniej. Przeszłam korytarzem do wyjścia z segmentu nauczycielskiego i niemal zakrztusiłam się powietrzem, gdy silna dłoń owinęła się wokół mojego nadgarstka sekundę później, ciągnąc mnie w stronę schodów. Ashton nie odezwał się ani słowem, przemierzając drogę na drugie piętro i ja też się nie odważyłam, ale wewnętrznie wiedziałam, czego będzie to dotyczyć.
Musiał być wściekły, wiedząc, że wszystko, na co poświęcił tyle swojego czasu miało mieć swój definitywny koniec już następnego dnia.
CZYTASZ
Wherewithal's Academy
RomanceKiedy twoi rodzice oferują prestiżowej akademii wysoką cenę za twoją rekrutację, nie możesz się przeciwstawić. Chociażbyś wewnętrznie umierała, nie wolno ci nic zrobić. A kiedy poznajesz chłopaka, który dla twojej rodziny wydaje się perfekcyjnym kan...