5. Żółta róża i berberys.

1.1K 56 5
                                    

Madison posłała mi zdezorientowane spojrzenie, kiedy weszłam wgłąb pokoju, do swojego łóżka. Pokiwałam tylko przecząco głową, dając jej znać, że to nie tak, jak myślała. Rzuciłam się na łóżko, obiecując sobie, że jeszcze tego samego dnia wezmę się za wykonywanie zadań. Miałam niecałe trzy dni i to powinno starczyć, żeby zrobić znaczną większość.

— Dostałaś listę z zadaniami? — zapytała Selene, zwisając głową w dół ze swojego łóżka, przewróciłam się na plecy, żeby móc poprowadzić z nią rozmowę.

— Tak. — Wskazałam na papiery, które leżały na podłodze koło mnie.

— I nie robisz tego? Podaj mi te zadania — powiedziała, wystawiając rękę do ziemi. Niechętnie przeturlałam się do krawędzi łóżka i podałam jej obie kartki. Przeanalizowała je. — To jest nudne — rzuciła mi moje prawa i obowiązki i zaczęła czytać zadania — Ale to jest - Co do cholery? — przerwała swoją wypowiedź, aby to wtrącić.

— Co jest? — zapytałam, czysto grzecznościowo.

— Gadałam z Finnleyem o przewodniczących i nic nie wspominał, że będzie trzeba robić wywary albo uroki — powiedziała nadal zszokowana.

— A trzeba będzie? — zapytałam głupio, wstając z łóżka i odbierając jej kartkę. Szybko przeczytałam zadania i wydałam z siebie zirytowane warknięcie. — Chyba odpuszczę sobie bycie głównym przewodniczącym.

Maddie na te słowa, jakby nagle ożywiona, wstała ze swojego łóżka i podbiegła do nas, wyrywając mi z rąk kartkę. Chwilę później lista krążyła po całym pokoju, wyrywana z rąk do rąk, a ja starałam się ją odzyskać, zanim skończyłaby w kilku kawałkach.

— Okej, nie obchodzi mnie, czy chcesz zostać główną przewodniczącą czy nie, nie śpimy dzisiaj w nocy. Przynajmniej ty i ja — odparła, a ja posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. Zmarszyłam brwi, bo nie wiedziałam co miało jedno do drugiego. — Musisz zrobić wywar prawdy. Nie pamiętam na pamięć przepisu, ale jestem pewna, że robienie go zajmuje jedenaście godzin, a ostatnią godzinę musi leżeć na pełnym słońcu. Jest styczeń, Soleil, więc pomyśl. Nie mamy rażącego słońca całą dobę, dlatego o dwunastej będzie najlepiej. Żeby zdążyć musimy zacząć o drugiej w nocy.

Jęknęłam niezadowolona, wcale nie będąc do tego przekonana.

— A teraz rusz tyłek, bo idziemy do biblioteki.

— Po co? Jest ranek.

— Posegregować książki i poszukać przepisu — stwierdziła pogodnie Madison, a ja przewróciłam oczami. Mimo to odwróciłam się do Selene, która siedziała po turecku na swoim materacu.

— Idziesz z nami?

Selene zgodziła się i szybko ogarnęła. Potem schodziłyśmy już pod parter, gotowe zacząć wypełniać zadania.

Bibliotekarka dała nam kilka stosów książek, które ludzie oddali po wypożyczeniu i odkładanie ich na miejsca według porządku tematycznego, alfabetycznego oraz wiekowego, zajęło całkiem sporo czasu, ponieważ dopiero o dziesiątej opadłyśmy przy jednym z mniejszych stolików, rozmieszczonych pomiędzy regałami. Latanie po gigantycznej bibliotece z ciężkim naręczem książek, zadzierając głowę, aby czytać etykietki, a następnie wdrapywanie się z wybranym tytułem po kilkumetrowych drabinach nie było najlepszym zajęciem. Jednak było warto, ponieważ tak jak prosiłyśmy, kobieta wybrała dla nas kilka tytułów, w których mogłyśmy znaleźć potrzebną nam instrukcję.

Dziewczyny zaczęły przeglądać książki, kiedy ja podeszłam do bibliotekarki po zaświadczenie o ich posegregowaniu. Wróciłam do stolika i opadłam na jedno z siedzeń, ponieważ nie czułam nóg. Maddie i Selene miały już w dłoniach jakieś ciężkie tomy, oprawione w skórzane okładki. Ja sięgnęłam do czterech innych, które rozłożone były na środku blatu.

Wherewithal's AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz