6. Trzeba będzie improwizować.

1K 55 7
                                    

Selene wróciła ledwo przed obiadem, przez co martwiłam się przez cały ten czas. Rozważałam nawet, czy mogłabym wystawić Maddie szlaban, gdyby ktoś przyłapał Selene, ale Andreaz chciała tylko mi pomóc. Dlatego zrezygnowałam z tego pomysłu i całe szczęście, że Selene przyszła, bo myślałabym nad tym ponownie.

— Babka myślała, że mam jakąś poważną chorobę, co dziwne, bo jestem całkowicie zdrowa. Ale walnęła mi taki wykład, że przez chwilę serio myślałam, że mam jakiegoś syfa — zrelacjonowała nam Moore, kiedy w trójkę szłyśmy do jadalni. Beth z Amandą już od początku złapały jakąś więź, więc siedziały razem, często jeszcze z Rose i Felicią. Natomiast Noemi, Betty i Phoebe zrezygnowały dzisiaj z obiadu, na rzecz ,,nie możemy powiedzieć, ściśle tajne". Nikt nie wypytywał o szczegóły, ponieważ wszystkie zakładałyśmy, że aż tak ważne to nie jest.

— Ale masz Berberys?

— Maddie! — syknęłam, zażenowana jej niesamowitą wrażliwością — Ale nie masz tej żadnej choroby? — zapytałam już platynowej blondynki, która obserwowała nas rozbawiona.

— Nie mam. Za to mam Berberys — powiedziała, nachylając się trochę do przodu, żeby spojrzeć na Madison. Dziewczyna wydawała się nieźle podekscytowana wizją robienia wywaru, jakby zapomniała, że praktycznie to ja będę go robiła.

Lubiłam nasze wspólne obiady. Chociaż często zmieniałam towarzystwo, to zawsze miało w sobie coś ze zwykłego liceum. Odcięcie się od uroków, wywarów, Imperiów oraz rywalizacji o miejsce przewodniczącego. Zwykły posiłek w towarzystwie ludzi, których lubiłam. Dużo śmiechu i plotek, a przede wszystkim dużo normalności i naturalności.

Usiadłyśmy w towarzystwie Livii i jednej jej koleżanki. Widziałam za nimi Charliego, który posyłał mi obrażone spojrzenie. Uśmiechnęłam się do siebie.

— Dobra, Venezia, muszę spytać. Co jest między tobą i Ashtonem?

Gdyby nie taca, leżąca przede mną na stole, nie powstrzymałabym się od uderzenia głową o blat. Dlaczego, Boże? Co ja takiego ci zrobiłam?

Koleżanka Liv nie zdawała się zauważać, że przeszkadza mi to pytanie lub skutecznie to ignorowała. Ostatnio ludzie dość często ignorowali moje uczucia. Zawsze, tak właściwie.

— A jak myślisz? — zapytałam, bo nie miałam ochoty robić jednej konwersacji w kółko z różnymi ludźmi.

— Myślę, że macie się ku sobie, ale nie chcecie, żeby ktokolwiek wiedział.

— A ja myślę, że znamy się pięć dni — powiedziałam szorstko i skończyłam zupę w dwóch łyżkach. Wstałam od stołu i odniosłam tacę. Zamiast jednak skierować się do pokoju, poszłam najpierw do tablicy informacyjnej, ponieważ jednym z zadań było jej uporządkowanie i to właśnie bym zrobiła, gdyby nie stojący przed nią z telefonem Dax, robiący zdjęcie. Czyli się spóźniłam.

— Cześć, Soleil — przywitał mnie Emery z wdzięcznym uśmiechem i schował komórkę do kieszeni dresów Adidasa. Jego groźna aura była załamana przez duży, czarny sweter, który miał na sobie. Zakrywał on do połowy jego palce i sięgał za biodra.

— Cześć, Emery — odparłam identycznym tonem z przyjaznym uśmiechem. — Czyli się spóźniłam, co?

— Tylko trochę — odparł zadowolony z siebie, co wywoływało u mnie jeszcze szerszy uśmiech.

— Pisali coś ciekawego chociaż? — zagadnęłam, chowając dłonie w rękawach bluzy. Oczy Daxa pociemniały, co zauważyłam tylko dzięki temu, że spojrzał na mnie uważnie.

— Zdefiniuj ,,ciekawe" — odparł, a ja zaśmiałam się, ponieważ miał rację.

— Coś o mnie lub o ludziach, których znam.

Wherewithal's AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz