28. Czas wybrać strony.

423 38 9
                                    

Zatrzymałam się za oparciem kanapy, na której siedział razem z Quintonem. Jedna z bliźniaczek zwróciła na mnie swoje spojrzenie, a kiedy Daniel zamiast odpowiedzieć Ashtonowi także przyglądał mi się z uniesioną brwią, wszyscy zauważyli przyciszoną, wyczekującą atmosferę i zaraz każdy z wyjątkiem Gibbsa już na mnie patrzył. Azjatki zacisnęły zaróżowione wargi w ten sam sposób, Justin zmarszczył równe brwi, najwidoczniej kojarząc skądś moją twarz, choć rozmawialiśmy już kilka razy i mógłby mnie pamiętać, a Dan nadal czekał, aż coś powiem, choć teraz uśmiechał się już delikatnie. Canyon, któremu to poświęciłam uwagę już na samym końcu, posyłał mi chłodne spojrzenie, aczkolwiek kąciki jego ust drgnęły przez sekundę i gdyby nie skupienie, jakie w sobie wykrzesałam, nie dostrzegłabym tego.

— Pójdziesz ze mną porozmawiać, czy mam się złościć przy twojej żałosnej loży szyderców? — zapytałam ze stoickim spokojem i lodem w głosie. Moje brązowe oczy skanowały jego ujmującą twarzyczkę beznamiętnym spojrzeniem. Nie wiedziałam już, w którym momencie nauczyłam się przyjmować ten wyraz twarzy. Kiedyś jedyne, co mogłam w tej sytuacji począć, to udawać, że mam to gdzieś. Po trzech miesiącach w Akademii wyszkoliłam się w zimnym, jadowitym grymasie i nawet mnie to nie niepokoiło.

— A no hej — przywitał się równie obojętnie. Następnie westchnął i przewrócił ostentacyjnie oczami. Zebrał z ud podręcznik i rzucił go do Dana, który przechwycił go w locie i ułożył obok siebie. Wstał bez pośpiechu, nadal poświęcając mi swoje spojrzenie.

— A ty kto? — zapytała Azjatka w zielonym, więc na chwilę na nią spojrzałam, aby się zorientować, że dotknęła ją moja zmianka o jej koszmarności. Wcale jej nie znałam i moje słowa nie miały konkretnie uderzyć w tą gromadkę, a jedynie podważyć status Canyona. Jego jednak drwiny z jego przyjaciół nie ruszały.

Przyjęłam na siebie sztucznie miłą minę, jednocześnie zastanawiając się, w jaki sposób mogłam najbardziej upokorzyć Canyona. To było brutalne, jak bardzo pragnęłam się na nim zemścić, jednak po tym wszystkim, co mi zrobił, nawet nie było mi wstyd.

— Venezia Soleil. Może coś wspominał, w końcu ugania się za mną od stycznia — przedstawiłam się z uprzejmym uśmiechem. Bliźniaczka w żółtej sukience rozchyliła wargi i zerknęła na Asha. Quinton wyciągnął z ucha jedną słuchawkę, a dziewczyna, która zadała pytanie, wstała z kanapy i wystawiła do mnie swoją dłoń, odwzajemniając mój sztuczny uśmiech swoim, równie nieszczerym.

— Ling Kylie Tien.

Nachyliłam się nad oparciem kanapy, aby potrząsnąć jej ręka i po chwili jej siostra także podeszła do mnie z wystawioną dłonią. Powtórzyłam z nią ten gest.

— Ki Lydia Tien.

Oparłam się biodrem o sofę, przypatrując się Ashowi, który zmrużył aktualnie oczy i skanował wzrokiem każdą osobę w pomieszczeniu.

— To chyba nie jest do ciebie podobne — zauważył leniwie Justin, nachylając się, aby poprawić grzywkę Ki. Nastolatka fuknęła pod nosem i trzepnęła go po łapach, najwyraźniej doskonale świadoma, że chłopak gotowy był zacząć z nią flirtować.

— Venezia nie rozróżnia uganiania się od dręczenia. A szkoda, bo jeszcze coś sobie ubzdura — prychnął z dezaprobatą w głowie i ruszył w stronę wyjścia z salonu. Odprowadziłam go gotującym się ze wściekłości spojrzeniem, odwróciłam się bezsilnie w stronę jego przyjaciół, z których większość uśmiechała się z nieukrywalną kpiną i wyszłam za nim. Zaciągnęłam za nami czerwoną zasłonkę, skrzyżowałam defensywnie ramiona na piersi, a następnie zadarłam głowę, aby zabić go ogniem z ciemnym tęczówek.

Znów to zrobił. Znów mnie upokorzył. I znów miał to w tej swojej przeklętej, arystokrackiej dupie!

Wzięłam uspokajający wdech, który na nic się obecnie nie zdał i zacisnęłam szczękę. Musiałam się streszczać, ponieważ za pół godziny czekały mnie lekcje, na które to musiałam się wcześniej przygotować.

Wherewithal's AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz