29. Tym razem nie ma świadków.

432 34 6
                                    

Selene spojrzała na mnie ze współczuciem i rzuciła mi kolejne ciastko, które pochłonęłam w kilka sekund i wystawiłam dłoń w górę, sygnalizując dziewczynie, że czekam na kolejną porcję. Amanda westchnęła głośno i ostentacyjnie przewróciła oczami. Zeskoczyła ze swojego łóżka tylko po to, żeby podejść do mnie i oprzeć się ręką o drewnianą ramę. Posłała mi podobne spojrzenie, co wcześniej Selene, tyle że to było znacznie bardziej chamskie i ironiczne.

— Możesz przestać być tak depresyjna i żałośnie pogrążona we własnej niedoli? — Uśmiechnęła się wdzięcznie i na odchodne poklepała mnie po głowie, przez co prychnęłam niczym naburmuszony bachor. Usiadła na komodzie i znów zaczęła mi się przypatrywać.

Czułam się okropnie. Okropne były te nastolatki na stołówce, które patrzyły na mnie z głupimi uśmieszkami, okropne były te osoby, które podchodziły powiedzieć mi, że ,,to było coś", okropni byli nauczyciele, którzy traktowali mnie jak niewychowane dziecko, okropny był sam Ashton, który obserwował moją niedolę z entuzjazmem i sam nieraz ją nakręcał. A to wszystko swoją okropnością i tak nie przebijało dni, od kiedy rozeszła się plotka (jak zwykle brała w tym udział tablica informacyjna) o usunięciu mnie ze stanowiska przewodniczącej. Wtedy wszyscy ci uczniowie, którzy gnębili mnie za samo uderzenie Canyona, znaleźli sobie dodatkowa rzecz do wytykania. Zostałam ukarana i wydawali się tym faktem niezwykle rozochoceni. Do tego stopnia, że samo wychodzenie z pokoju stawało się nieznośne. A ponieważ feralna afera miała miejsce w poniedziałek po śniadaniu, przed sobą miałam jeszcze cały tydzień zajęć.

To było rzeczą najbardziej okropną. Do czasu.

Telefon zadzwonił zaraz koło mojej głowy i chociaż mogłam po prostu sięgnąć, aby go wyciszyć, łatwiej było zakryć go poduszką. Brzęczał więc jeszcze chwilę, zakryty materiałem i najwyraźniej nie tylko mnie to irytowało.

— V, nie wiem jakie wy macie ze sobą problemy, ale przynajmniej dla naszego komfortu mogłabyś odebrać od mamy — zasugerowała delikatnie blondynka nade mną. Pokręciłam głową.

— Nie mam nastroju na kłótnie — burknęłam.

— Mam dziwne wrażenie, że o kłótnie może właśnie chodzić.

— Och, co ty nie powiesz? Moja ulubiona czynność z matką to właśnie kłótnie, bo nic innego razem nie robimy.

— Po prostu to, kurwa, odbierz. Albo wycisz telefon, chyba że masz jakąś wrodzoną wadę, która ci w tym przeszkadza — rzuciła opryskliwie Amanda i odebrała od Bethany swoje wypracowanie. Zmierzyłam ją niezainteresowanym wzrokiem.

— Co jak co, ale możesz to zrobić, Soleil — poprosiła Maddie, która w końcu oderwała się od notesu.

Westchnęłam, kapitulując i wciąż się nie ruszając ze swojej półleżącej pozycji.

— Odbiorę, kiedy zadzwoni następ... A więc odbiorę teraz. — Wymusiłam uśmiech i chwyciłam telefon, który zadzwonił po raz kolejny. Choć zazwyczaj wychodziłam podczas naszych rozmów na korytarz, teraz mi się nawet nie chciało i odebrałam, nie ruszając się nawet z łóżka. — A więc co słychać w dorosłym świecie? — przywitałam się, a żeby mój głos zabrzmiał tak sarkastycznie, jak sobie to wymarzyłam, taki też uśmiech pojawił mi się w tym czasie na ustach.

— Dorosłym świecie, w którym najwyraźniej nie potrafisz się zachować? Okropnie, od kiedy wszyscy wiedzą, że moja córka uderzyła Ashtona Canyona — przywitała mnie tak miło, jak się tego spodziewałam.

— Mam siedemnaście lat, dorosły świat jeszcze przede mną.

— Jak widać! — pisnęła.

Wherewithal's AcademyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz